Rozdział 6

10.9K 635 270
                                    

Rozdział dedykuję mojej paczce "Potas Węgiel" z obozu! Już tęsknię i mocno Was kocham! 

Edith

Nie wierzę, że dałam się na to naciągnąć. Jest grubo po dziewiątej, a jestem z Alicią w osiedlowym spożywczaku, który działa całą dobę. Jest nieduży, ale bogaty w niezbyt zdrowe artykuły, a tego nam trzeba. Przyjaciółka wymyślała sobie piątkowy, nocny maraton filmowy z Marvelem, choć tak naprawdę miał być z matematyką. Nie ma nic przeciwko temu, tylko w naszych zapasach jedzenia na babskie wieczory zabrakło serowych chrupek, czyli miłości Alicii i oczywiście czekolady, którą z kolei ja ubóstwiam.

— Sok pomarańczowy czy winogronowy? — woła przez cały sklep, ja wybieram już od pięciu minut odpowiednią czekoladę.

— Winogronowy! Nic innego się nie waż brać! — odkrzykuję.

Teraz wybór czekolady ― mleczna, orzechowa, deserowa a może truskawkowa. Jedno jest pewne: nie gorzka... O nie! Potrzebuję dużo cukru.

Dostrzegam na samej górze półki malinowy przysmak. To jest to. Podskakuję i próbuję usilnie ściągnąć. Robię to niczym kangur skaczący po australijskiej dziczy. Moje skoki kończą się powodzeniem. Tak udało się! Moja czekolada! Tylko że przy okazji spadają jeszcze inne smakołyki i powalają mnie na nogi. Leżę w opakowaniach czekolady na środku alejki i wydobywam z sobie głośny śmiech. Nie mogę opanować chichotu z własnej głupoty.

Po chwili jednak sztywnieję, kiedy czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Obracam się i widzę piękne, zielone oczy, skądś nawet takie znam. Chłopczyk patrzy na mnie z zatroskaną miną, podając dłoń. 

— Wszystko w porządku? — Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie ani słowa i tylko kiwam głowa.

Dziecko obchodzi wokół mnie i podnosi dwie tabliczki.

— W sumie dobrze, że spadły. Łatwiej mi dostać, dzięki. — Uśmiecham się do niego lekko.

Jest uroczy. Ma śliczny uśmiech. Założę się, że będzie miał kiedyś niezłe kolejki dziewczyn pod domem.

— Felix, chodź już! Masz wszystko? — Patrzę w kierunku, skąd dochodzi głos. Brunner... stoi przy stoisku ze sportowymi gazetami i przegląda jakiś magazyn. 

Wygląda, jakby był mocno przemęczony. Ma lekko podkrążone oczy, a włosy sterczą mu na wszystkie strony świata. 

Czyli... Ten mały to jego brat?

Chłopczyk biegnie do brata, a moje spojrzenie krzyżuje się na sekundę z Michaelem. Teraz już wiem... Jego oczy są naprawdę tak mocno zielone, jak odzwierciedlają to zdjęcia z meczów. Mój oddech jest szybszy i nadal nie wstaję z posadzki. Rewelacja... Jestem rozkraczoną kaczką na środku stoiska ze słodyczami, wlepiającą wzrok w chłopaka, z którym od kilku dni spędzam noce na pisaniu cytatów z książek.

Znikają z moich oczu po kilku sekundach. Nadal pozostaję w tej samej pozycji i ani drgam. Czuję, że ktoś dotyka moje ramiona i stawia mnie do pionu, to Alicia.

— Co ty robisz na ziemi, możesz mi powiedzieć?! — Puszcza mnie i gestykuluje rękami. — Jak tyś to zrzuciłam wszystko?!

— Brunner... — jedyne słowo, jakie udaje mi się wykrzesać z siebie. Jestem w jakimś dziwnym amoku emocji.

— Co Brunner? Jejku Edith, mów normalnie.

— On... tu...brat... — Moja przyjaciółka nie wytrzymuje i bierze ode mnie tabliczkę malinowej czekolady.

— Idziemy do kasy! — mówi ostro cierpliwa.

Podtrzymuje mnie pod rękę i prowadzi z koszykiem pełnym słodyczy. Nawet nie sprzątamy tego całego bałaganu, przez co mi wstyd.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz