Rozdział 33

6.9K 406 402
                                    

Michael

— Blackjack*! — krzyczy Felix. — Ha! Widzicie, ja umiem grać, a wy niee.

Ten smyk mnie rozwala. Cieszy się jak oszalały z wygranej. Bijemy mu brawo i gratulujemy, mimo że wiemy, że to Edith maczała palce w jego zwycięstwie.

— Wiesz co, Mike? — Felix nachyla się do mojego ucha. — Jasper i Alicia oszukiwali, wymieniali się kartami — szepcze.

— Mhm... Trzeba się chyba z nimi rozprawić, co?

Kiwa ochoczo głową. Edith patrzy na nas podejrzliwie, więc ją obejmuję i szepczę.

— Ktoś tu jest oszustką.

Unosi brwi i patrzy na Tymona jak na najgorszego przestępcę. Kręcę szybko głową i mało co nie wybucham śmiechem. Zawsze Tymon jest podejrzany, ten to sobie złą reputację wyrobił.

Lydie przebiera nogami na fotelu tuż obok Tymona i mojej mamy. Wszyscy patrzą na nas jak na jakieś ufo.

— Coś nie tak, synku? — rzuca mama.

Uwielbiam jej troskę, ale w tym momencie nie jest nam kompletnie potrzebna. To sprawa dla mojego detektywa Felixa.

— A i owszem. Według Felixa Edwarda Brunnera, ktoś tu oszukiwał przez całą grę. — Specjalnie nadaję swojemu głosowi taki dostojny ton, aby brzmiało to poważnie.

Ale chyba nie za bardzo wychodzi, bo moja siostra śmieje się głośno, a Fel prycha.

— Tylko bez Edwarda — jęczy maluch.

— Czemu? Eddie to słodkie imię — wtrąca się Edith.

Chłopiec nie odpowiada, tylko podsuwa rękawy swojej koszuli w kratę i z poważną, wręcz sędziowską miną spogląda na parę zdrajców. Wygląda, jakby właśnie próbował odegrać rolę z jakiegoś kryminalnego serialu, nie przerywam mu, bo sam genialnie się przy tym bawię.

— Pani Armengizez, czy jak ci tam jest, wraz z panem Ralasem. Boże, po kim macie taki nazwiska? — Felix udaje niezłe oburzenie.

— Armendáriz — gdera pod nosem Alicia. 

— Dobrze, Armendáriz — Robi małą przerwę, w tym czasie ja czule postanawiam objąć Edi, która również świetnie się bawi. — Mam co do was problem, oskarżam was o kradziejstwo i nieczystą wymianę kart w czasie gry o godzinie siódmej dwadzieścia trzy i cztery, pięć... — wylicza, patrząc na mój zegarek.

Klepię go po głowie i każę przerwać, ale to głos Alicii bardziej na niego działa.

— Zrozumieliśmy, młody. Kontynuuj proces — mówi czarnowłosa.

— I w związku z tym oznajmiam, że stało się coś, do czego nie powinno dojść. — Patrzy na nich spod byka. — Macie za karę trzydzieści pompek i dozgonny szacunek do mojej osoby. — Szczerzy się mały cwaniak.

Widzę, że mama chce przeprosić za wygłupy siedmiolatka, ale Lydie ją przytrzymuje. Widocznie moja siostra też się nieźle bawi, a niby udaje taką dorosłą... to ci...

— Chyba sobie jaja robisz, Felix — rzuca Jasper, jeszcze mocniej tuląc do boku swoją dziewczynę.

— Nieee... — Przeciąga mały. — Jaja mam na swoim miejscu. — Klepie się po jeansach.

Wtedy już cały pokój wybucha śmiechem, a je nie mogę zrozumieć, jakim cudem to naprawdę jest mój brat. Śmieję się tak głośno, łzy lecą z moich oczu.

To są moje najlepsze urodziny...

— Stop! — krzyczy chłopczyk.

Edith nie wytrzymuje i zatapia swoją twarz w moją koszulę, tylko słyszę, jak rechocze.

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz