Rozdział 18

7.5K 497 252
                                    

Piosenka u góry idealnie oddaje tekstem uczucia bohaterów.

Edith

— Co?! — krzyczę do komórki. — Chyba sobie żarty robisz, Alicia. Na pewno Tymon chce pojechać tylko z tobą i z chłopakami na ten wyjazd, bo po co tam niby ja?

Nasza rozmowa ciągnie się już od kilkunastu minut, przyjaciółka daje argumenty, zgodnie z którymi nie jako mam jechać, ale ja je na razie skutecznie obalam. Po pierwsze to, że Tymon jej powiedział, że mnie też chcą zabrać, trzeba wziąć na poprawkę. Ten chłopak nie darzy mnie jakąś sympatią, co widać chociażby przy lunchu. Po drugie nie mam zamiaru się wybierać nigdzie poza granicę Butler praktycznie z obcymi osobami, które na pewno będą się kąpać w tym jeziorze, a ja nawet nie ubiorę spodenek.

Alicia nadaje o tym ciągle od czterech dni, od kiedy przyjaciel Mike'a jej o tym powiedział. Powoli mam dosyć tego, że zaczynają przekraczać moją granicę prywatności i komfortu. Przyjaciółka powinna mnie szczególnie rozumieć, bo zna mnie od lat, a ona jeszcze bardziej utrudnia zadanie.

Rzucam się podirytowana na łóżko i słucham jej paplaniny. Może i mam ochotę wyrwać się z domu na wakacje, ale po prostu nie mogę jechać.

— Edi, słuchasz mnie w ogóle? — pyta Alicia.

— Tak, tak. Możemy już to skończyć? Nie mam ochoty się z tobą kłócić, jak chcesz to jedź, ale ja zostaję w Butler.

Słyszę, jak wzdycha ciężko do słuchawki, robię to samo.

— Okay, jak chcesz. Ale proszę, przemyśl to dżdżownico, dobra? — Używa tego głupiego określania, ale czy to moja wina, że mam takie długie nogi?

— Na razie — mówię i rzucam telefon na szafkę nocną.

Emocje widocznie mną targają, opadam bezsilnie na poduszkę i tłumię w niej mój dźwięk frustracji. Gdyby Harriet była teraz w domu, a nie w college, to poszłabym się jej wyżalić, ale w tym momencie jestem sama w domu z zepsutym humorem. Może pogadam ze ścianą? Wydaje się być twarda i chyba bez problemu mnie wysłucha.

Odbija mi...

Przez moją głowę nie może przejść wizja, że mogłabym pojechać z Michaelem i jego znajomymi na wyjazd. To takie pociągające, a w moim przypadku nawet szalone.

Unoszę się do góry i patrzę w lustro, które jest wmontowane w szafę. Moje włosy są lekko naelektryzowane i widać, że tusz delikatnie osadził mi się na policzkach. Wszystko wina poduszki. Siadam po turecku i zaczynam myśleć, co zrobić, aby choć w minimalnym stopniu poprawić sobie humor.

Bieganie... Tak, idealnie.

Zrywam się jak z bicza strzelił z łóżka do szafy, aby przebrać się w bardziej sportowy strój. Zarzucam na siebie czerwoną koszulkę na ramiączkach, bo słońce dziś grzeje dość mocno. Natomiast nie wyjdę tak z odkrytymi rękami, więc zakładam starą bejsbolówkę taty, w której zawsze biegam. Migiem sprawdzam jeszcze stan mojej twarzy i stwierdzam, że jest dobrze. Włosów nie upinam.

W przedpokoju z czarnej półki zabieram buty, które posiadają idealną amortyzację do biegania. Wsuwam je szybko na stopy, odgarniając z czoła kilka kosmyków. Spoglądam jeszcze szybko na wnętrze domu, od razu myślę o tym, że u Mike'a jest więcej naturalnego drewna, co wprowadza taki sielankowy klimat, u mnie natomiast króluje biel.

Zamykam drzwi na klucz i zaczynam swój bieg po okolicznych dzielnicach. Moje nogi same mnie niosą w stronę przecznicy, gdzie cztery dni temu rankiem opuściłam chłopaka, mając tu po prostu dobry teren do biegania. Zwalniam nieco tempo i delikatna zadyszka pojawia się w momencie, kiedy wbiegam na "dobry teren".

Zatraceni | Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz