Rozdział 1

7K 187 16
                                    

Idę korytarzem w szkole do biblioteki.Ludzie patrzą na mnie i nie zastanawią się jak mam na imię, co u mnie słychać, jak się czuję..nikt mnie nie zauważa.
Jestem jak powietrze. Jest tu tyle ludzi i znam każdego z widzenia, a oni nawet nie wiedzą, że taki ktoś jak ja istnieje na tym świecie.
Tak, wiem, że nie jestem pępkiem świata.
Jak byłam mała myślałam, że mieć tatę biznesmana i mamę lekarza to jest coś wspaniałego. Będę szczęśliwa do końca życia, będę miała wszystko czego zapragnę, wszyscy będą mnie lubili, będę rozpoznawalna w szkole i tak dalej, ale to tylko była moja głupia wyobraźnia.W sumie się nie dziwie, to było 12 lat temu..

-Ej, Mandy poczekaj! - słyszę za sobą.

Odwracam się i gdy widzę Natalie uśmiecham się szeroko.

-Cześć - przytulam ją. - nie masz przypadkiem lekcji dopiero za godzinę?

-Mam, ale nie chciało mi się siedzieć w domu, wiesz jak to u mnie bywa - wzdycha.

-A no, wiem - wchodzimy do biblioteki.

-Czego tutaj dokładnie szukasz?

-Hm, czegoś..co odciągnie moje myśli od wiesz kogo - patrzę na nią i uśmiecham się delikatnie.

-Mandy, zapomnij.

To słowo słyszę ciągle w swojej głowie. Jakby to było takie proste.. Wiem, że moja przyjaciółka martwi się o mnie, bardzo ją za to kocham.

-Ja..próbuje.Naprawdę, staram się, ale widocznie mi to nie wychodzi - kręce głową i idę do działu z literaturą fantasy.

-Nie czytasz takich książek - zauważa szatynka.

-Może czas to zmienić.

-Boże, jak ja nienawidzę jak masz taki humor! - łapie mnie za ramiona i obraca w swoją stronę. - co się dzieje?

Patrzę na nią oszołomiona i robię skwaszoną minę.

-Puść mnie.

-Znowu rodzice?

-Natalie, puść mnie!

Kiedy podnoszę ton głosu, puszcza moje ramiona. Poprawiam bluzkę i rozglądam się po regałach. Kocham, gdy moje przyjaciółki dają mi rady i starają się poprawić humor, lecz nie umiem opowiadać o swoich problemach. Wolę chyba sama ze sobą rozmawiać i je rozwiązywać.

-Odpowiesz mi? - niecierpliwi się.

-Codziennie jest to samo, przecież wiesz - prycham.

-Ja się nie dziwię, że codziennie masz awantury. Powinnaś jeść. Nie dociera do ciebie to, że oni się martwią? Przecież zaraz znikniesz z tego świata, jak tak dalej pójdzie.

Może o to mi chodzi - myślę sobie.

-Tak, rozumiem, ale oni nie rozumieją tego, że ja po prostu nie jestem głodna.

-To jakiś absurd - prycha i krzyżuje ręce na piersiach. - ktoś musi z tobą coś wreszcie zrobić!

-Mów głośniej, niech każdy wie, że nie jem i mam pojebaną rodzinę - patrzę na nią.

-Sorry, ale spokojnie to się z tobą nie da rozmawiać.

-To co tu robisz?Hm?

Przewraca oczami i odchodzi ode mnie.

Zawsze działa - myślę.

Wiem, że ranię ją w ten sposób. Ale inaczej nie umiem reagować, gdy ktoś mnie wkurza. Myślę, że mam poważny z tym problem.

Po skończonych lekcjach udaję się do szatni. Biorę szybko moją kurtkę oraz buty i wychodzę z niej.
Kurde, mogli zrobić większą tą szatnie. Ledwo się tam wszyscy mieszczą.

-Kończysz już?

Odwracam się za siebie.

-Mhm.

-Jesteś zła? - widzę skruchę na jej twarzy.

-Nie.

Natalie wzdycha.

-Naprawdę nie jestem zła - mówię przekonywująco.

-Martwię się o ciebie.

-To przestań.

Przestać to bym chciała tęsknić za tym dupkiem.

-To ty przestań - pokazuje mi język, a ja śmieje się.

-Boże, brakowało mi twojego śmiechu.

-A mnie brakuje Jennifer.

-Wraca dopiero za tydzień.

-Tak, pamiętam.Koniecznie jak przyjedzie to musimy iść na lody! - uśmiecham się szeroko.

-Dobry pomysł.

Patrzę jak wszyscy wychodzą ze szkoły.

-Już po ciebie przyjechali?

-Nie wiem - wzruszam ramionem. - chętnie bym się przeszła, ale mama nie chce o tym słyszeć.

-Rozumiem. Chyba przyjechał twój szofer.

Śmieje się.

-To nie jest mój szofer, idiotko - przytulam ją. - do zobaczenia jutro - całuje ją w policzek.

-Zadzwonie dzisiaj do ciebie - uśmiecha się.

-Spoko! - krzyczę, kiedy już jestem przy drzwiach.

Wychodzę na zewnątrz i od razu czuję świeżo skoszoną trawę. Nienawidzę tego zapachu.
Podchodzę do auta i uśmiecham się do Jonasa.

-Dzień dobry, Mandy.

-Witaj, Jonasie - chichoczę i wsiadam do środka.

Wieczorem, kiedy siedzę przy laptopie i piszę pracę z historii, słyszę jak woła mnie mama. Schodzę więc na dół i idę do kuchni.
Od razu wyczuwam napiętą atmosfere.

-Wołałaś mnie? - pytam.

-Tak, usiądź proszę.

Siadam naprzeciwko niej. Czuję, że to nie będzie miła rozmowa. Wisi coś niedobrego w powietrzu.

-Gdzie tata?

-W pracy jeszcze. Chcę ci o czymś powiedzieć.

Przełykam ciężko ślinę. Obym nie miała rodzeństwa.

-O czym?

-Będziesz miała ochroniarza.

Otwieram szerzej oczy.

-Co?!

-Firma taty ma problemy i chcemy być ostrożniejsza. Konkurencja jest strasznie zaborcza i dlatego stąd ten ochroniarz. Na początku nie byłam też tym faktem zadowolona, ale tata nalegał.

-Ale..przecież chyba nic mi nie grozi?

Zajebiście.

-Jakby ci nic nie groziło to byś nie miała ochrony - wzdycha mama.

Nic nie mówię. Nawet nie wiem co teraz czuję.

-Jutro go poznasz.

-Jakiś fajny chociaż?

-Szczerze nie wiem, to tata go zatrudnił.

-Oby był dobrze wykwalifikowany, bo nie chcę żeby jakiś kretyn mnie pilnował.

-Przy śniadaniu wszystko obgadamy, możesz iść do siebie.

-Dzięki - wstaje i idę na górę.

Czytałam wiele książek o takich typu sytuacjach, gdzie nastolatka dostaje młodego, przystojnego ochroniarza, zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, miłość, niebezpieczeństwo i tak dalej, ale znając swoje szczęście to ja dostanę jakiegoś starego faceta.
Poza tym, nie mam siły na nowy związek.
Ostatni zrujnował całą mnie. I do tej pory nie mogę się pozbierać.

Ochroniarz // s.g & s.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz