Rozdział 54

2.6K 94 35
                                    

Gdy tylko rano otwieram oczy, od razu tego żałuję. Chciałabym spać przez cały dzień, tydzień, miesiąc.. życie.
Przeciągam się i jęczę niezadowolona, kiedy patrzę na zegarek i widzę, że jest już grubo po jedenastej. Wstaję z łóżka i idę do łazienki, aby załatwić poranne sprawy.
Po 15 minutach schodzę na dół i idę prosto do kuchni. Zastaje w niej Sophie wraz z ojcem.
-Trochę ci się pospało, Mandy.
Wyjmuje z lodówki jogurt i siadam przy stole. Patrzę na Sophie i uśmiecham się do niej lekko.
-Drew dzisiaj przychodzi - mówię spokojnie nie patrząc na ojca.
Wzdycha głośno i widzę kątem oka, że kręci głową.
-Mam nadzieję, że będzie trzymać ręce przy sobie tak samo jak ty.
Zaciskam zęby i powieki.
-Tak, będziemy grzeczni - spoglądam na niego i uśmiecham się sztucznie.
-Nasza rozmowa wpłynęła na ciebie czy totalnie masz wszystko w dupie?
Nie odpowiadam. Już dość podniósł mi ciśnienie i nie zamierzam ulec złości. Wiem, że mnie prowokuje, ale tego nie dostanie.
-Idę na górę - wstaję od stołu i idę do siebie.
Dlaczego teraz wszystko musi się walić? Gdyby nie pojawienie się Drewa, wszystko byłoby inaczej. Lepiej.
Słyszę dzwonek telefonu, więc biorę go do ręki i gdy widzę imię Natalie, uśmiecham się.
-Hej.
-Idziemy na sanki? - pyta, a potem śmieje się.
Ona chyba piła.
-Zwariowałaś? Nie ma nawet południa, poza tym wyrosłyśmy z takich zabaw, Nati.
-Jeju, kiedy stałaś się taka poważna i dorosła?
-Nigdy nie byłam poważna i nigdy nie będę, ale to dość idiotyczny pomysł iść o tej godzinie na sanki.
-Jasne, w takim razie pójdę sama. Dzięki.
-Natalie.. nie graj ze mną w ten sposób. Nie mogę dzisiaj i już.
-Ponieważ?
-Muszę poważnie pogadać z Drewem.
Dziewczyna śmieje się głośno.
-Chcesz z nim zerwać?
-Nie wiem. Możliwe. Po prostu muszę być z nim szczera.
-Znowu wskoczyłaś na Shawna? - słyszę jej wesoły ton głosu.
-Ugh, Nati, być może. To nie ma znaczenia.
-Ależ ma! Rzuć Drewa i bądź z Shawnem. Co za problem?
-Okej, dzięki za złote rady, wezmę je sobie do serca. Muszę teraz kończyć, aby posprzątać swój syf w pokoju. Na razie.

Kolejny raz dzwonię do mojego chłopaka, ale on nie odbiera. Cholera, pewnie teraz gzi się z jakąś szmatą, a ja naiwna czekam i dzwonię. Jestem beznadziejna.
Kochanie: Odbierz wreszcie, bo się martwię idioto!!
Wysyłam wiadomość i opadam bezsilnie na łóżko. Patrzę w sufit i zamykam oczy. Słucham ciszy, która mnie otacza i próbuje się uspokoić. Drew po raz kolejny wystawia moje nerwy na próbę, ale ja mam tego powoli dosyć. Muszę z nim pogadać natychmiast.
Kiedy słyszę dźwięk smsa, sięgam po telefon.
Kochanie: Nie martw się. Dobrze się bawię :)
Co to ma znaczyć dobrze się bawię do kurwy? Przez niego popadam w paranoje.
Ja: Tzn? Gdzie jesteś?
Kochanie: Daleko od ciebie ;)
Ja: Domyślam się. Odbierz.
Wybieram jego numer, ale on nie odbiera.
Ja: Odbierz do cholery Drew
Kochanie: Nie mogę rozmawiać kiedy ktoś mi robi laske
Kiedy czytam raz po raz jego wiadomość, nie jestem w stanie oddychać. Rzucam się na łóżko i wybucham głośno płaczem.

Między mną, a Drewem było różnie. Przez ostatni rok związku bynajmniej. Kiedy dostał się na rzekome studia i poznał swoim wielkich przyjaciół.
Prycham na samo to wspomnienie.
Za każdym razem, gdy wywijał takie akcję, miałam ochotę go zabić. Ale potem przychodził i tłumaczył, że jakaś laska zabrała mu telefon i to ona wszystko pisała. Nie chciałam wierzyć, ale gdy tylko patrzyłam w jego miedziane, niewinne oczy od razu ulegałam. Za bardzo kochałam gnoja.
A teraz? Robi mi wodę z mózgu. W sumie to sama sobie robię. Jestem z jednym, a lecę na drugiego. Miano dziwki można spokojnie przyznać mnie.
Około godziny siedemnastej, słyszę dzwonek do drzwi. Wychodzę z pokoju i schodzę szybko po schodach, aby ojciec mnie nie wyprzedził i nie otworzył drzwi.
Jednak zbyt wolno schodziłam.
-Dzień dobry, zastałem Mandy? - pyta grzecznie Drew, a ja mam ochotę się zaśmiać.
Podchodzę do nich i widzę jak mój ojciec wrogo na niego patrzy.
-Nie patrz tak na niego, bo mu dziurę wypalisz w twarzy - zagaduje go, a on spogląda na mnie.
Posyła mi krzywy uśmiech, a ja łapie blondyna za dłoń i wpuszczam do środka.
-Drew - słysząc ojca, oboje odwracamy się do niego. - Nie skrzywdź znowu mojej córki.
Drew posyła mu lekki uśmiech i przemawia:
-Nie zamierzam, panie Wilson.
Idę z chłopakiem do mojego pokoju i zamykam od niego drzwi. Blondyn siada na łóżku i klepie miejsce obok siebie. Ja jednak siadam na krześle przy biurku. Drew ze zmarszczonymi brwiami przygląda mi się.
-Coś się stało?
-Nie - zmuszczam się do uśmiechu.
Szybko zmniejsza przestrzeń między nami i klęczy przede mną. Gdy tak patrzę na niego z góry, w jego oczy, tchórzę. Tak bardzo jestem uzależniona od tego czarującego spojrzenia.
-Co jest, Man? - łapie moje dłonie w swoje i splaca nasze palce ze sobą.
Wzdycham i odwracam wzrok.
-Naprawdę się zmieniłeś?
-Tak, co to w ogóle za pytanie? Nie widać, że jestem innym człowiekiem?
-Nie chodzi o to, Drew. Ja nadal...boję się, że wrócisz do tamtego życia i znowu mnie zranisz.
Śmieje się cicho, ale wcale nie wesoło.
-Kochanie, jak możesz tak myśleć. Zostawiłem tamto życie, nie jest mi ono potrzebne.
Kurwa, Mandy. Powiedz mu w końcu co zamierzałaś. Nie bądź suką i nie krzywdź go.
Zagryzam wargę i patrzę mu prosto w oczy.
-Całowałam się wczoraj z Shawnem.
Nagle czas staje. Sekunda ciągnie się długo i nie jestem w stanie tego znieść.
Widzę jak emocje na jego twarzy diametralnie się zmieniają i coraz bardziej boję się jego reakcji. Zabiera swoje dłonie od moich i wstaje. Siada na łóżku i chowa twarz w dłonie.
Nie mogę siedzieć w takiej ciszy.
-Drew...? Powiedz coś - szepcze cicho.
-Zrobiłaś to specjalnie? Żebym poczuł się tak samo jak ty, wtedy kiedy ja tak postąpiłem? Chciałaś się zemścić?
-Co? Nie. Nie chciałam się zemścić. Nie spałam z nim, a ty z tamtą suką tak. Więc nie porównuj tych sytuacji.
Nagle spogląda na mnie i dostaję ciarek. Jego wzrok jest tak palący.
-Czemu akurat z tym pajacem? Nienawidzę go.
Prycham.
-Co, Mandy?! - podnosi ton swojego głosu i podchodzi do mnie. - Zmieniłem się dla ciebie, a ty robisz to wszystko, żeby mnie sprowokować?!
Marszczę brwi i wstaję. Biorę się pod boki i mam ochotę na niego krzyczeć.
-Nie chce cię prowokować, Drew!
Łapie mnie za szczękę, i zmusza abym spojrzała mu w oczy.
-To boli. Puść mnie - warczę.
-Kurwa, ma boleć. Czuję się tak samo - syczy z wściekłością.
Przybliża swoją twarz do mojej, a ja zamykam oczy.
-Patrz na mnie, Man! - wrzeszczy.
Czuję jak szczypią mnie oczy. Nie mogę przy nim płakać. Nie pozwolę na to.
-To mnie puść - mówię drżącym głosem.
Puszcza mnie, a ja otwieram oczy. Łapie mnie w talii i gwałtownie przybliża mnie do siebie. Jego czoło styka się z moim, a ja oddycham szybko, nie wiedząc co robić. Nie spodziewałam się aż takiej reakcji.
-Zabiję go. Nie tknie cię już więcej - mówi.
-Przestań, Drew. Boję się ciebie - mówię, aby się uspokoił. Zawsze działa.
Patrzy mi w oczy i dotyka mojego policzka.
-Nie chciałem cię przestraszyć, maleńka. Ale tak bardzo mnie wkurwiłaś - wzdycha.
Aha, ja siebie też. Mam ochotę strzelić sobie w łeb.
-Wybaczę ci to.
Otwieram szerzej oczy nie mogąc pojąć co w tej chwili usłyszałam.
-Co? Czemu masz mi niby wybaczać?
-Bo cię kocham.
Ludzie, zabijcie mnie, albo sama to zrobię.











-------------
Komentujcie czy jesteście:
#teamDrew
czy
#teamShawn
Pozdrawiam! 😁

Ochroniarz // s.g & s.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz