- Marcelina, musisz pić krew. - powiedział zaniepokojony Aaron.
- Nie mam ochoty. - odpowiedziałam.
- Wszyscy zauważyliśmy zmiane, jesteś blada, masz wory pod oczami, nie tryskasz już energią jak wcześniej. Gdzie jest ta wesoła Marcelina co kocha kolory? Już nawet ubierasz się w ciemne barwy.
- Ale jak na to patrzę mam ochotę wymiotować. -powiedziałam po czym wstałam z krzesła i szybko chwytając torbę wyszłam z mieszkania.
Leo:
Wyszedłem tuż za Marceliną, martwię się o nią. Nie wiem co się ze mną dzieje. Kiedyś wyzywałem wszystkie kobiety, które stały mi na drodze, a teraz? Teraz martwię się o dziewczynę, której do końca nawet nie znam. Nigdy jeszcze nie czułem do kogoś czegoś takiego. Ja się zakochałem?
- Gdzie się tak śpieszysz? - podążłem obok Marceliny przyglądając się jej uroczej, ale za razem smutnej twarzy.
- Jak najdalej od ciebie. - powiedziała obojętnym głosem.
- Oj no nie przesadzaj, nie jestem taki zły. - powiedziałem. Marcelina w odpowiedzi spojrzała na mnie i uniosła jedną brew. Po chwili znowu odwróciła głowę i patrzyła przed siebie wchodząc do akademii. Omijając jej próg wzięła głęboki wdech i wydech. Powoli za nią podążałem, widziałem jak wszyscy się jej przyglądają.
- Nie musisz za mną łazić. - Marcelina odezwała się, kiedy wchodziła na schody.
- Ale chcę. - posłałem jej uśmiech.
- Po co? - ustała na schodach i odwróciła się przodem do mnie. Gdy czekała na odpowiedź ktoś zbiegał z pierwszego piętra i przez przypadek wpadł na nią przez co Marcelina zachwiała się i wpadła prosto w moje ramiona.
- Na przykład po to. - spojrzałem w jej wystraszone oczy.
- Puść mnie! - jak zrozumiała co się właśnie stało odskoczyła ode mnie w natychmiastowym tempie co sprawiło, że zaśmiałem się - z czego się śmiejesz?! - krzyknęła z oburzeniem.
- Nawet mi nie podziękujesz. - powiedziałem.
- Za co niby? - zmarszczyła brwi.
- Za to, że cię złapałem i nie spadłaś ze schodów? - uniosłem brew.
- Wolałabym spaść. - obruciła się na pięcie i znowu zaczęła wchodzić po schodach.
Ah te kobiety...
Marcelina:
Siedziałam na zajęciach w ostatniej ławce. Ku mojemu zdziwieniu nikt z mojej klasy mnie nie wyśmiewał. Wszyacy okazali mi raczej współczucie, choć tak naprawdę mnie nie znają. No cóż, od paru dni jesteśmy jedną klasą. Musimy się tolerować i nawzajem o siebie dbać, by nasza akademia nie była dla nas szkołą przetrwania.
Lekcja historii była ostatnią w tym tygodniu, bo w końcu zaczyna się weekend. Wyszłam z sali i ruszyłam do mojego mieszkania. Na korytarzu przed moją klasą o parapet opierał się mężczyzna. Czuję jego palący wzrok na sobie. Nie wydaje mi się, że jest on nauczycielem lub opiekunem, oni zazwyczaj noszą plakietki z imieniem i nazwiskiem. Ten nie miał nic. Był ubrany w ciemne ciuchy, miał kruczo-czarne włosy. Jestem pewna, że jest wampirem. Jego wzrok mnie przeraża, wygląda na kogoś groźnego.
Po tym jak uważnie się mu przyjrzałam minęłam go i ruszyłam do mojego celu. Mój strach nasilił się kiedy zaczął iść za mną. Przyśpieszyłam tempo i jak najszybciej omijałam innych uczniów by go zgubić, ale na marne. Niestety nieznajomy nie dawał za wygrną. Ewidentnie idzie za mną.
Weszłam do budynku, w którym znajdują się mieszkania. Odwróciłam się, ale nikogo nie widziałam. Odetchnęłam z ulgą. Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczęłam szukać kluczy w mojej torbie, nie jest to takie łatwe, gdyż w damskiej torbie jest prawie wszystko.
Podczas przeszukiwania torby poczułam dotyk na ramieniu, przez co odskoczyłam i wydałam z siebie przerażony krzyk.
CZYTASZ
Zapomnij
VampireMoje błękitne oczy zaczęły zmieniać barwę na ciemniejszy odcień, spod malinowych ust wyłoniły się śnieżno-białe kły. Ręce oparłam o zlew i spojrzałam w dół, lecz moje blond włosy zasłaniały mi pole widzenia. ^°^°^°^°^°^°^°^°^°^ [Fikcja literacka: Mi...