Wyskoczyłam przez okno lekko opadając na ziemię. Cóż się dziwić, skoczyłam z pierwszego piętra. Zapytacie pewnie czemu przez nie po prostu nie wyleciałam.
Otóż nie mam tyle siły, by latać. To znaczy dałabym radę, ale wolę trzymać energię, na moment, w którym byłabym w niebezpieczeństwie. W sumie to ja już w nim jestem.
Szczerze to nie mam pojęcia, gdzie chcę dotrzeć. Wiem jedno, uciekam stąd.
Otrzepałam swoje ciuchy i jak najszybciej skierowałam się w stronę lasu. Jest już późny wieczór. Nikt tutaj o tej porze nie chodzi. Wszyscy zwyczajnie się boją, a ja taka idiotka wejdę tam i zapewne już nigdy stamtąd nie wyjdę. To jest coś w stylu "uciekam do niebezpiecznego lasu, w którym z pewnością po niecałej godzinie mnie zabiją, ale co tam mi szkodzi".
Wzięłam głęboki wdech i wydech, kiedy przekroczyłam linię lasu. Od razu moje zmysły słuchu i wzroku wyostrzyły się. Widzę wszystko co jest blisko, lecz czym dalej tym większy mrok. Czuję się jak w Harrym Potterze. Ten las jest piękny, a za razem niebezpieczny. Jestem bardzo odważna jak na mnie. Nawet najsilniejsze wampiry tutaj nie wchodzą, a taka pół wampirzyca, bez siły - wędruje, spokojnie idzie co raz bardziej zagłebiając się.
Usłyszałam jakiś szelest za sobą. Powoli odwróciłam się w tył, ale niczego tam nie zauważyłam.
To pewnie jakieś zwierzę.
Alice:
- Marcelina. Musimy porozmawiać! - krzyknął John stukając w drzwi dziewczyny. Siedzimy już od godziny czekając na jakikolwiek znak życia od niej. Leo tuż po zakończeniu kłótni gdzieś wyszedł, a ona spławia mnie. Teraz już w ogóle się nie odzywa. Musieliśmy o tej sytuacji powiadomić John'a.
Podeszłam do drzwi i poczułam zimny wiatr na stopach. Okno w pokoju musi być otwarte. Cholera.
- Spod drzwi wieje wiatr. Okno jest otwarte. - powiedziałam.
- Idę po zapasowy klucz. To ostateczność. - rzekł przerażony John, po czym wyszedł do swojego mieszkania.
Boję się o tego głupka. Oby ona nic sobie nie zrobiła.
Co do Leo to nie wiem co z nim się stało. Jest taki agresywny i w ogóle jak nie on. Ja się dowiem o co chodzi.
Po niecałych dwóch minutach nasz opiekun do nas wrócił. Szybko otworzył drzwi, a kiedy weszliśmy do środka doznaliśmy szoku. Marceliny w środku nie ma. Jej rzeczy rozwalone są po pokoju. Ramki ze zdjęciami są pobite. Cały pokój jest zdemolowany. Kto mógł to zrobić? Ktoś ją uprowadził?
Wystraszona otarłam łzy. Dlaczego to ją dosięgają takie nieszczęścia? Dlaczego zawsze ma pod górkę?
~*~
Dam, dam, dam!
Ktoś tuż po ucieczce Marceliny włamał się do jej pokoju?
Wyjaśni się już w kolejnym rozdziale! *chybaDzisiaj złapała mnie wena! A więc piszę!
Dziękuję za aktywność pod ostatnimi rozdziałami!
Buziaki!
![](https://img.wattpad.com/cover/96077132-288-k880460.jpg)
CZYTASZ
Zapomnij
VampireMoje błękitne oczy zaczęły zmieniać barwę na ciemniejszy odcień, spod malinowych ust wyłoniły się śnieżno-białe kły. Ręce oparłam o zlew i spojrzałam w dół, lecz moje blond włosy zasłaniały mi pole widzenia. ^°^°^°^°^°^°^°^°^°^ [Fikcja literacka: Mi...