Rozdział 44

140 11 0
                                    

27 grudnia ...

Budzę się przez huk dochodzący z zewnątrz. Zdezorientowana odkrywam się i wstaję do okna. Lekko przecieram załzawione od snu oczy, kiedy nie mogę uwierzyć w to co widzę. Konciki moich ust delikatnie się unoszą, a ciało przechodzą dreszcze. Czuję jakby w moim brzuchu latało co najmniej tysiąc malutkich motylków. Szybko otwieram okno, a na moje ciało wpływa mroźne powietrze. Lekceważąc zimno wychylam się zaglądając na dół. Opieram łokcie o parapet rozpływając się nad niesamowitym widokiem.

Leo, który stoi z kwiatami pod moim oknem szczerze uśmiecha się ukazując swoje idealne zęby.

- Dzień dobry kochanie! - krzyczy.

- Dzień dobry? - wychylam się na chwilę i patrzę na zegarek - jest trzecia w nocy.

- Tak, wiem. Przepraszam, że Cię obudziłem, ale przez całe święta nie mogliśmy się zobaczyć. Tęskniłem. - zrobił smutną minkę, a mi po jego słowach zrobiło się ciepło na sercu.

- Chodź tu, nie rozmawiajmy jak Romeo i Julia. - uśmiecham się.

- Nie ma sprawy. - wzbił się w powietrze i już po chwili stał w moim pokoju trzymając mnie w swoich ramionach. Przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował w czoło. Uśmiechnęłam się i bez zastanowienia wpiłam się w jego usta tworząc namiętny pocałunek.

- Ja też tęskniłam. - wyszczerzyłam się.

- Wiesz, nawet bez makijażu jesteś piękna. - podał mi bukiet czerwonych róż, który leżał pozostawiony na parapecie.

- Dziękuję. - zeskoczyłam z chłopaka i wstawiłam bukiet do wazonu stojącego na biurku. Po cichu, by nikogo nie obudzić wyszłam do łazienki i nalałam do niego wody.

Kiedy wróciłam do pokoju Leo leżał rozwalony na całym moim łóżku. Uśmiechnęłam się na ten widok i odstawiłam wazon na jego miejsce.

Położyłam się obok bruneta, a ten natychmiast przyciągnął mnie do siebie.

- Miałem przyjść do ciebie dzisiaj jakoś po południu, ale nie mogłem zasnąć. Ciągle o tobie myślałem.

- No to teraz jak jestem z tobą możesz już iść spać, słodziaku.

- Tak właśnie zrobię - zdjął z siebie bluze pozostając w wąskich dresach i opiętej, czarnej koszulce - więcej nie zdejmę, żeby ciebie nie onieśmielić. - zrobił dziwną minę.

Położył się, a mnie ułożył na sobie. Leżymy w milczeniu. Dokładnie przysłuchuję się biciu serca Leosia. Brunet powoli jeździ dłonią po moich plecach, a ja czuję że mogłabym leżeć tak już zawsze.

- O czym myślisz? - zapytał na co uniosłam głowę, by widziec jego twarz, choć przez mrok w pomieszczeniu trudno jest ją ujrzeć.

- Rozkoszuję się chwilą. - położyłam głowę w zagłębienie jego szyi.

- Ah tak - zamyślił się - ostatnio powiedziałaś, że nie jesteś wampirem w stu procentach. Miałaś mi to wytłumaczyć. - powiedział poważnie na co moje mięśnie się spieły.

- No bo... Kiedy Matt mnie ugryzł coś było nie tak. Nie jestem taka jak każdy wampir ani jak zwykły człowiek. Jestem inna. Słaba. To co wtedy Ci źli ludzie mi zrobili nie powinno tak bardzo mnie osłabić. Jestem jedynym takim przypadkiem na całym świecie. Regeneracja powinna potrwać góra dzień, a ja do tej pory muszę brać leki. Nie wiadomo czy w kolejnym roku będę mogła uczęszczać do akademii. - wyrzuciłam z siebie. Nie widziałam twarzy chłopaka, ale wiedziałam, że gości na niej teraz dziwny grymas. Mogę się również założyć, że w tej chwili marszczy brwi.

~*~
Hej! Oto i mamy kolejny rozdział! Muszę przyznać się, że nie wyszedł mi on na tyle dobrze, na ile oczekiwałam :/

Nie mam weny. Zatrzymałam się na samym początku rozdziału i totalnie nie wiedziałam jak kontynuować.

Zostaw gwiazdkę i komentarz ⭐💬

Dziękuję za to, że jesteście!
Buziaczki! ❤

ZapomnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz