Rozdział 26

183 16 0
                                    

- Wyszłam się odświeżyć i przemyśleć niektóre sprawy. Nie ważne dlaczego płakałam i nie wiedziałam, że będziesz się martwił. - powiedziałam patrząc głęboko w jego piwne oczy.

- Chodź, usiądź. - powiedział wskazując na miejsce obok siebie.

Jak powiedział, tak też zrobiłam i usiadłam na łóżko otulając się jego bluzą.

- Nigdy jej teraz nie zdejmiesz co nie? - zapytał ukazując swój czarujący uśmiech.

- Nie ma szans. - odwzajemniłam jego uśmiech.

- No dobrze, od dzisiaj może być twoja.

- Serio oddasz mi swoją bluzę?

- Tak, bo słodko w niej wyglądasz, ale najpierw musisz coś zrobić. - powiedział z powagą.

- Co takiego? - mocniej ją do siebie przycisnęłam i zmarszczyłam brwi.

W odpowiedzi brunet rozszerzył ramiona. Bez zastanowienia usiadłam okrakiem na jego kolana i mocno go przytuliłam kładąc głowę w zagłębienie jego szyi. Chłopak splótł ręce w dole moich pleców mocniej mnie do siebie przyciągając. Czuję się tak bezpiecznie, ta chwila mogłaby się nigdy nie kończyć.

Tego właśnie mi brakowało.

- Mogę cię o coś zapytać? - podniosłam głowę patrząc na jego twarz.

- Jasne, pytaj. - posłał mi lekki uśmiech.

- Od kiedy jesteś wampirem?

- Nie wiem czy wiesz, ale jeśli para jest wampirami to ich dziecko też nim będzie. I tak było w moim przypadku. Wampirem jestem od urodzenia.

- Nie wiedziałam o tym.

- To już wiesz, a ty od kiedy?

- Jakoś pod koniec gimnazjum ugryzł mnie Matt, debil podający się za mojego chłopaka.

- Masz z nim jeszcze kontakt? - dopytywał.

- Nie, zerwałam z nim.

- Czyli jesteś tylko moja. - uśmiechnął się ukazując swoje idealne ząbki.

- Jestem niczyja. - odwzajemniłam jego uśmiech schodząc z jego kolan.

- Na razie. - wstał i podszedł do szafy szukając w niej czystych ciuchów.

- Na razie tylko bluza, którą mam na sobie jest twoja. - uśmiechnęłam się wystawiając do niego język.

- Z czasem ty też będziesz do mnie należeć. - powiedział ściągając koszulkę ukazując swoją idealnie umięśnioną klatę.

Moje oczy natychmiast powędrowały na tors bruneta. Cały jest idealny.

- Ślinisz się. - powiedział dokładnie lustrując moją twarz.

- Co? Nie prawda! - zaprzeczyłam po czym wyszłam z pokoju bruneta.

***

Siedzę na łóżku i piszę z moją siostrą. Okazało się, że nadal utrzymuje kontakt z chłopakiem poznanym na wakacjach i już niedługo mają się spotkać. Chociaż jej znajomy z wakacji w porządku i nic między nimi się nie zepsuło.

Odłożyłam telefon na łóżko i podeszłam do lustra przeglądając się w nim.

Mam na sobie szare leginsy, biały t-shirt w czarne paski i ciemną bluzę Leo. Włosy upięłam w luźny kok. Zrobiłam lekki makijaż i tak o to siedzę i nudzę się w swoim pokoju.

Jest godzina 17, a ja zastanawiam się nad tym co mogę porobić i tak o to mam super pomysł. Pójdę na spacer! Tym razem powiadomię o tym kogoś.

Wyszłam z mojego pokoju w poszukiwaniu osoby, której mogę powiedzieć o moich planach. Na kanapie siedziała Alice z Aaronem, więc to do nich pokierowałam tą informację.

- Wychodzę na spacer, więc jak coś to mnie nie szukajcie tym razem, bo nie ma potrzeby. - powiedziałam do nich nakładając białe convers'y za kostkę.

- Dobrze, ale wracaj szybko na kolację, bo będzie za godzinę. - powiedziała Alice zapatrzona w telewizor.

- Ok. - otworzyłam drzwi i wyszłam.

O dziwo w środku nie było Leo. Może to lepiej. Bo przecież nigdzie, by mnie samej nie puścił.

Dlaczego nikt mi nie mówi czemu jest tu niebezpiecznie? Póki się tego nie dowiem będę bez obaw wychodzić sama. No bo czego ja mam się bać? Dzikich zwierząt z lasu? Ja nawet nie mam pojęcia na co mam uważać.

Znowu idę obok wielkiej akademii, jak zwykle nie ma tu nikogo. Jestem tylko ja i powietrze. Kocham jesienne spacery, kiedy lekki wiatr miota różnokolorowymi liśćmi u stóp. Czuję wtedy taki spokój, a słońce nie pali mnie tak bardzo.

Wszyscy mówią, że jestem inna. Dlaczego?
Podobno zachowuję się jak człowiek, a nie jak wampir.

Żaden z mojej rasy nie umie odmówić sobie krwi, a ja po prostu jej nie lubię. Wolę zwykłe ludzkie jedzenie. Tak za nim tęsknię. Obiecuję, że jak pojadę do domu na przerwę świąteczną to zapakuję do torby karmelową inkę, słodycze i wiele innych rzeczy, które nie zepsują się od razu po otwarciu.

Rozmyślając nad moimi teraźniejszymi marzeniami usłyszałam kroki za mną. Powoli odwróciłam głowę spoglądając kto idzie w moją stronę.

Zauważyłam faceta, który szedł za mną w szkole.

Wystraszona robiłam kroki do tyłu, by się od niego oddalić, a on coraz bardziej się do mnie zbliżał.

- Czego ty ode mnie chcesz?! - krzyknęłam łamiącym się głosem.

- Chcę ciebie. - powiedział niskim, zachrypniętym głosem.

- To masz problem, bo mnie nie dostaniesz. - odpowiedziałam po czym pod moimi ustami ukazały się śnieżno-białe kły. W oczach pojawiły się czerwone iskierki.

Lekko przeczesałam włosy ręką. Kiedy mężczyzna o kruczo-czarnych włosach zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość wymierzyłam mu cios z pięści w policzek po czym kopnęłam go w jego narządy płciowe.

Kiedy ten skulił się trzymając się za narząd między nogami szybko wzbiłam się w powietrze. 

Tak szybciej dotrę do mieszkania, w którym będę bezpieczna.

/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

Ten rozdział jest nieco dłuższy (o ok. 400-300 słów). Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Pozdrawiam! :)

ZapomnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz