Rozdział 24

182 15 7
                                    

Leo:

Przemierzam dwór wokół akademii. Zaglądam także w głąb lasu. W pewnym momencie na jednej z ławek stojących pod murami szkoły zauważyłem małą osóbkę.

Marcelina.

Jak najszybciej pobiegłem do mojej kruszynki. Tak, ona jest moja.

- Marcelina co ty tu robisz?! Tu jest niebezpieczie! Wszyscy ciebie szukaliśmy! A co jakby coś ci się stało?! - ukucnąłem przed nią.

- Przepraszam... - jej głos zadrżał po czym spojrzała na mnie i dopiero zobaczyłem, że płacze.

- Co się dzieje? - zapytałem - opowiesz mi w domu. Teraz wracamy. Jesteś wyziębiona. - jej przemoczoną bluzę zastąpiłem swoją, na której jest zaledwie parę kropel deszczu. Pociągnąłem ją za rękę i szliśmy tak w ciszy, aż nie znaleźliśmy się pod drzwiami. Zapomniałem wziąć kluczy, muszę napisać do Aarona, że nasza zguba jest odnaleziona.

Do Aaron: Znalazłem Marcelinę, wracajcie bo nie wziąłem kluczy, a ona jest wyziębiona i cała mokra.

Od Aaron: Już wracamy.

Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.

- Co ty robisz? - odezewała się pierwszy raz odkąd znalazłem ją na dworze.

- Będzie ci ciepło. - odpowiedziałem na co Marcelina mocniej się we mnie wtuliła. Mrukneła coś jeszcze w stylu "dziękuję". Dopiero teraz zobaczyłem jak ona się trzęsie. Najgorsze jest to, że tu nie ma nawet herbaty by, ją rozgrzać. Będę musiał namówić ją na krew. Da jej to chociaż energię.

Była tam sama, dlaczego akurat teraz jak jest w niebezpieczeństwie? On ją może zabrać, a wtedy ślad po niej zaginie.

Z początku chroniłem ją tylko dlatego, że wiedziałem co Drake może zrobić niczego nieświadomej dziewczynie. Dręczy tylko wyjątkowe kobiety, lubi patrzeć na cierpienie innych, a w szczególności cierpienie płci żeńskiej. Jeszcze nikomu nie zdradził powodu swojego "zafascynowania".

Pewnego czasu wpadłem w złe towarzystwo. Drake zaczął szantażować mnie i Igora, np. tym, że zrobi to samo z kobietami z naszej rodziny jeśli nie będziemy przyprowadzać mu innych kobiet do znęcania się.

Tak, to jest chore.

Przyzwyczaiłem się źle traktować kobiety. Przykładem na to jest chodźby moje potraktowanie Nadii w kinie, gdzie pierwszy raz ją zobaczyłem.

Kobiety, które znam otaczam opieką. Taką kobietą jest moja mama, siostra i nawet Alice.

Alice z początku nie lubiłem, ale z czasem ją poznałem i między nami wszystko jest ok.

Nie wiem co mi się stało. Znam Marceline niecały tydzień, a bardzo się o nią martwię. Staram się by było jej jak najlepiej.

Patrzę na nią wtuloną we mnie i nie chcę jej już nigdy puszczać, może ludzie myślą, że nie mam uczuć, ale to nie prawda. Odczuwam to co inni. Umiem kochać, martwić się i troszczyć o innych. Potrafię być smutny, gdy ktoś zrobi coś co mnie rani.

Nie jestem potworem...

- Słodko razem wyglądacie. - powiedziała Alice otwierając drzwi.

Marcelina odsunęła się ode mnie i weszła do środka. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i położyła się na łóżku. Lekko puknąłem do drzwi, kiedy wchodziłem do środka z szklanką posiłku wampirów. Usiadłem na łóżku obok niej i podałem kubek.

- Wypij to. - powiedziałem.

- Kiedy ja nie chce, nie lubię.

- Marcelina, ja wiem. Chociaż troche. Normalnie człowiek ledwo, by żył bez jedzenia. Ty jestes wampirem to wytrzymasz trochę dłużej, ale twój limit się kończy.

- No dobrze, ale tylko trochę. - wzięła pare łyków cieczy, a na jej twarzy zagościł grymas.

- Zuch dziewczynka. - uśmiechnąłem się.

ZapomnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz