Rozdział 29

168 14 1
                                    

Człowiek trzymający mnie od tyłu zasłonił mi ręką buzię tak, bym nie mogła krzyczeć. Pociągnął mnie do tyłu i wycofał się z pokoju razem ze mną.

Dlaczego nikt nie widzi, że on mnie porywa?! Wampiry są na tyle głupie czy pijane?!

Trzesę się ze strachu. Próbuje krzyczeć, ale na marne. Wyszliśmy już na korytarz po czym postawil mnie pod ścianą przygniatając mnie do niej swoim ciałem.

Zastanwia was kto jest moim oprawcą? Nikt inny niż facet o kruczo-czarnych włosach, który śledzi mnie od paru dni. Zajebiście.

Jedną rękę ciągle trzymał na moich ustach, a drugą błądził w swojej kieszeni. Wyjął z niej taśmę.

O nie...

Oderwał kawałek zębami i zakleił mi usta.

- A więc teraz wybierzemy się w krótką podróż do miejsca, w którym nikt cię nie znajdzie, skarbie. - uśmiechną się po czym chwycił mnie za ramiona i znikneliśmy. Po prostu. Nie widziałam prawie nic, wszystko było ciemne. Lekko widziałam twarz faceta, który mnie porwał. Miał zamkniętę oczy jakby był na czymś skupiony, w pewnym momencie znowu poczułam pod stopami ziemię.

Bylam w jakims ciemnym pomieszczeniu. Mojego oprawcy nie było już ze mną. Siedziałam sama przywiązana do czegoś liną. Nie mogłam się ruszyć.

Jest tu strasznie zimno. Wampiry z natury są zimne, ale teraz to już przesada. Czuję się jak kostka lodu!

Gdzie jest Leo?! Mam nadzieję, że ktoś mnie znajdzie, bo inaczej zginę!

Co prawda wampiry nie umierają. Przeżyję każde tortury chyba, że ktoś wbije mi w serce kołek. I tego się właśnie obawiam.

Mogą mnie dręczyć, męczyć, torturować, ale ja nie umrę.

Boję się...

Z mojego oka wyleciała łza, a po niej kolejna, i kolejna.

Leo:

Budzę się o 10 rano. Nie pamiętam co się wczoraj działo. Wiem tylko, że dużo wypiłem. Kiedy wstałem z łóżka poczułem ból głowy.

Kac morderca nie ma serca - jak to mówią.

Wyszedłem z mojego pokoju i zobaczyłem coś co mnie strasznie zdziwiło.

Alice siedzi smutna wtulona w Aarona. Rozmawiają o czymś z John'em i kimś z ochrony.

Zrobiliśmy coś wczoraj?

- Co się stało? - zapytałem podchodząc do zgromadzonych osób w naszym salonie.

- Marcelina zaginęła. - powiedziała moja współlokatorka roniąc łzę i jeszcze bardziej wtulając się w Aarona.

- Jak to zginęła?! - zapytałem prawie krzycząc.

- Nie ma jej nigdzie na terenie akademii. Wszyscy uczniowie, wychowawcy i nauczyciele jej szukają, ale na marne. - powiedział załamany John.

- Czemu wcześniej mnie nie obudziliście? - powiedziałem w tak złym stanie jak Alice, jednak ja nie płakałem. Faceci nie płaczą, muszę być silny.

- Myśleliśmy, że znowu poszła tylko na spacer albo została w pokoju gdzie była impreza. Więc nie było potrzeby ciebie budzić - tym razem odezwał się Aaron - pamiętasz coś z wczoraj? - kontynuował.

- Pamiętam jak poszliśmy na tą impreze, potem wypiliśmy po drinku i poszliśmy tańczyć. Po paru minutach poszła się chyba napić, czekałem na nią, ale nie wróciła. Dalej nie pamiętam już nic.

- Trzeba przesłuchać wszystkich uczniów akademii. - powiedział stanowczym i nieruszonym głosem ochroniarz.

-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*
Hej! Poczułam wenę w środku nocy! Super! Jest 4:54, a ja oglądam jak niebo na horyzoncie robi się pomarańczowe! Wschody słońca są piękne!

Mam nadzieję, że ten rozdział się wam spodobał choć nie jestem z niego do końca zadowolona :/

Szykuję dla was mega, mega super rozdział, który jest już prawie do końca napisany! (Tak, wstawiam dla was rozdział dopiero, gdy w zapasie mam napisane co najmniej 2 kolejne).

Już niebawem kolejny rozdział! Pozdrawiam! Kocham Was! 💜

ZapomnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz