Rozdział 32

169 13 0
                                    

Leo:

- Marcelina słyszysz mnie?! - krzyczałem trzymając dziewczynę na kolanach. Zaraz jak wylecieliśmy z lasu zatrzymaliśmy się w parku i usiedliśmy na jednej z ławek.

- Wypuśćcie mnie! Zostawćcie mnie! Co ja wam zrobiłam, że mnie bijecie?! Za co?! - krzyczała przez sen - To boli! Puść! - jej krzyki nie ustawały, a łzy co raz mocniej leciały z jej oczu.

- To ja Leo, słyszysz? Już dobrze. Musisz się obudzić. - powiedziałem kciukiem wycierając jej łzy.

Nie dostałem odpowiedzi. Coś jest nie tak.

- Jest za bardzo osłabiona. - złapał się za kark Igor, nad czymś się zastanawiając.

- Musimy zabrać ją do lekarza w akademii i wracać póki wilkołaki nas nie znajdą.

- To chodź. Teraz ja ją będę trzymał. - zabrał ją z moich kolan i wzbił się w powietrze mocno przyciągając Marcelinę do siebie. Robię się zazdrosny.

Ruszyłem w ślady mojego przyjaciela i za chwilę byłem tuż obok niego.

***

- Jej stan jest ciężki. Przez drugie ugryzienie w życiu osłabiła się jeszcze bardziej. Wyssali resztki jej krwi. Jak na razie dostarczamy jej płyny. Nie wiem kiedy się do końca wybudzi, można z nią rozmawiać, ale ona nie ma na to siły. - podsłuchałem rozmowę lekarza z John'em i dyrektorem.

Wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale musiałem wiedzieć co się z nią dzieje. Po chwili usłyszałem jak ktoś wychodzi z sali. To John.

- Leo, możemy na spokojnie porozmawiać? Muszę wiedzieć jak i gdzie ją znaleźliście. Muszę też dowiedzieć się od ciebie paru informacji o Marcelinie. - powiedział mój opiekun siedając na ławce obok mnie.

- Tak, oczywiście - westchnąłem po czym zacząłem opowiadać zgodnie z prawdą, nie będę już nic ukrywał, muszę opowiedzieć o Drake'u.

***
- ... i tak właśnie dotarliśmy do lasu, gdzie znaleźliśmy Marcelinę. Była przywiązana do drzwa, krwawiła w wielu miejscach. Natychmiast zaczęliśmy ją odwiązywać. W międzyczasie usłyszeliśmy wycie wilkołaków. Wziąłem ją na ręce i odlecieliśmy.

- Nie wiem co mam o tym myśleć, będziecie musieli złożyć zeznania w zamku króla wampirów. Wysłał już strażników na poszukiwania tych przestępców - powiedział John - to prawda, że Marcelina widzi się w lustrze? Nie lubi krwi? - kontynuował.

- No tak. - odpowiedziałem szczerze.

- Ehh... - westchnął - dziękuję, muszę już iść, ale o 16 przyjdę po ciebie i Igora. Pojedziemy do zamku króla, musicie zeznawać.

- Dobrze, a czy mogę do niej wejść? - zapytałem wstając na równie nogi.

- Tak, ale zachowaj ciszę i spokój, ona teraz musi odpoczywać. Pilnuj, by nic nie mówiła, bo wyczerpuje ją to. - powiedział zmartwiony i odszedł. Jak najszybciej wszedłem do sali, gdzie leży Marcelina. O dziwo nie jest blada, lecz powinna, gdyż jest ona wampirem. Coś tutaj jest nie tak.

Usiadłem tuż obok niej na krześle. Lekko chwyciłem jej dłoń i przyglądałem się jej twarzy. W pewnym momencie delikatnie otworzyła oczy. Chciała już coś mówić, ale jej na to nie pozwoliłem.

- Nie musisz nic mówić. Porozmawiamy jak będziesz zdrowa. - powiedziałem, jednak ona się nie poddała i otworzyła swoje suche usta z zamiarem wypowiedzenia jakiegoś słowa.

*°*°*°*°*°*°*°*°

Nie mogę się doczekać, aż wstawię wam kolejny rozdział! Tak mi się on podoba!

Mam nadzieję, że ten również się Wam spodobał! Pozdrawiam!

Kocham Was! 😇

ZapomnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz