Rozdział 20

176 16 3
                                    

- Cholera! Daj mi spokój! - krzyknęłam nadal płacząc.

- Nie dam ci spokoju. - powiedział z pewnością siebie w głosie.

- Dlaczego?! - wrzasnęłam.

- Bo tak powiedziałem. - uśmiechnął się łobuzersko.

- Puść mnie, bo wybije zaraz ci te idealne ząbki. - zagroziłam.

- Groźna. - uśmiech nie schodził mu z twarzy, a z moich oczu powoli przestawały spływać łzy. Dzięki niemu choć na chwilę zapomniałam o Igorze.

- Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz. - wymusiłam sztuczny uśmiech.

- Jesteś słodka jak się denerwujesz.

- Teraz przesadziłeś, a ja dotrzymuję słowa. - zamachnęłam się i walnęłam go z otwartej ręki w policzek.

- Za co to? - w natychmiastowym tempie się ode mnie odsunął trzymając bolące go miejsce.

- Mnie się nie denerwuje. - obróciłam się na pięcie i tym razem dałam rade wejść do swojego pokoju.

Usłyszałam tylko zamykające się drzwi. Uff, poszedł.

Leo:

Wszedłem do akademii, kiedy lekcje trwały już około 20 minut. Bez zawahania wkroczyłem do swojej sali. Zająłem miejsce i słuchałem głupiej gadki nauczyciela. Gdy lekcja się skończyła wyszedłem z sali podążając za Igorem. W pewnym momencie zatrzymał się, a ja przed nim. Popchnąłem go na ścianę przez co ten zmarszczył brwi.

- Co ty odpierdalasz?! - warknąłem.

- O co ci chodzi? - zapytał zdezorientowany.

- Dlaczego jej to robisz?!

- Marcelinie? - zaśmiał się.

- Tak, Marcelinie. Ranisz ją debilu. Ona jest wyjątkowa.

- Wiem, że jest wyjątkowa, ale się nam nie przyda. - chytrze się uśmiechnął.

- Co ty pierdolisz?

- Nasz szef już ją widział, chce ją. Niedługo już nie będzie po niej śladu.

- Jesteś chorym idiotą! Zamiast jej chronić to ty jeszcze bardziej ją ranisz. Kiedyś tak się tym przejmie, że wyjdzie gdzieś sama, a wtedy ją zabierze idioto!

- Niech se ją bierze! - krzyknął. Wkurzony od niego odszedłem. Muszę ją chronić. On nie może zrobić jej krzywdy.

Teraz jest sama w pokoju. Właśnie do niej podążam.

Szybko wyszedłem z akademii i pomaszerowałem do mieszkania. Otworzyłem drzwi i ujrzałem Marcelinę z butelką wody.

- Posinnaś coś zjeść. Ciągle pijesz tylko wodę. - odezwałem się zamykając drzwi.

- Ale tu jest tylko krew... - jęknęła cicho.

- Jesteś wampirem, powinnaś to pić. - ustałem obok niej opierając się o blat. Jest taka smutna. Z jej oczu nie lecą już łzy, ale zaschnięte razem z jej rozmazanym tuszem znajdują się pod oczami i na policzkach.

- Kiedy ja nie mam na to ochoty. Chce znowu jeść normalne jedzenie. Chce być znowu normalna, chce już wrócić do domu. - posmutniała jeszcze bardziej.

- Dlaczego chcesz już wracać?

- Nie mam tu nikogo z kim mogłabym normalnie porozmawiać, przytulić się.

- Masz mnie. - i w tym właśnie momencie po raz kolejny dzisiaj ją przytuliłem. Włożyłem w to wszystkie swoje uczucia. Nie może teraz wyjechać. Nie pozwolę, by coś jej się stało.

-----------------

Uwaga! Powracam! Wiem, że po bardzo długim czasie, ale wcześniej w głowie miałam mętlik i nie umialam poskładać tej książki do kupy. Pozdrawiam!

ZapomnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz