- Cholera! Daj mi spokój! - krzyknęłam nadal płacząc.
- Nie dam ci spokoju. - powiedział z pewnością siebie w głosie.
- Dlaczego?! - wrzasnęłam.
- Bo tak powiedziałem. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Puść mnie, bo wybije zaraz ci te idealne ząbki. - zagroziłam.
- Groźna. - uśmiech nie schodził mu z twarzy, a z moich oczu powoli przestawały spływać łzy. Dzięki niemu choć na chwilę zapomniałam o Igorze.
- Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz. - wymusiłam sztuczny uśmiech.
- Jesteś słodka jak się denerwujesz.
- Teraz przesadziłeś, a ja dotrzymuję słowa. - zamachnęłam się i walnęłam go z otwartej ręki w policzek.
- Za co to? - w natychmiastowym tempie się ode mnie odsunął trzymając bolące go miejsce.
- Mnie się nie denerwuje. - obróciłam się na pięcie i tym razem dałam rade wejść do swojego pokoju.
Usłyszałam tylko zamykające się drzwi. Uff, poszedł.
Leo:
Wszedłem do akademii, kiedy lekcje trwały już około 20 minut. Bez zawahania wkroczyłem do swojej sali. Zająłem miejsce i słuchałem głupiej gadki nauczyciela. Gdy lekcja się skończyła wyszedłem z sali podążając za Igorem. W pewnym momencie zatrzymał się, a ja przed nim. Popchnąłem go na ścianę przez co ten zmarszczył brwi.
- Co ty odpierdalasz?! - warknąłem.
- O co ci chodzi? - zapytał zdezorientowany.
- Dlaczego jej to robisz?!
- Marcelinie? - zaśmiał się.
- Tak, Marcelinie. Ranisz ją debilu. Ona jest wyjątkowa.
- Wiem, że jest wyjątkowa, ale się nam nie przyda. - chytrze się uśmiechnął.
- Co ty pierdolisz?
- Nasz szef już ją widział, chce ją. Niedługo już nie będzie po niej śladu.
- Jesteś chorym idiotą! Zamiast jej chronić to ty jeszcze bardziej ją ranisz. Kiedyś tak się tym przejmie, że wyjdzie gdzieś sama, a wtedy ją zabierze idioto!
- Niech se ją bierze! - krzyknął. Wkurzony od niego odszedłem. Muszę ją chronić. On nie może zrobić jej krzywdy.
Teraz jest sama w pokoju. Właśnie do niej podążam.
Szybko wyszedłem z akademii i pomaszerowałem do mieszkania. Otworzyłem drzwi i ujrzałem Marcelinę z butelką wody.
- Posinnaś coś zjeść. Ciągle pijesz tylko wodę. - odezwałem się zamykając drzwi.
- Ale tu jest tylko krew... - jęknęła cicho.
- Jesteś wampirem, powinnaś to pić. - ustałem obok niej opierając się o blat. Jest taka smutna. Z jej oczu nie lecą już łzy, ale zaschnięte razem z jej rozmazanym tuszem znajdują się pod oczami i na policzkach.
- Kiedy ja nie mam na to ochoty. Chce znowu jeść normalne jedzenie. Chce być znowu normalna, chce już wrócić do domu. - posmutniała jeszcze bardziej.
- Dlaczego chcesz już wracać?
- Nie mam tu nikogo z kim mogłabym normalnie porozmawiać, przytulić się.
- Masz mnie. - i w tym właśnie momencie po raz kolejny dzisiaj ją przytuliłem. Włożyłem w to wszystkie swoje uczucia. Nie może teraz wyjechać. Nie pozwolę, by coś jej się stało.
-----------------
Uwaga! Powracam! Wiem, że po bardzo długim czasie, ale wcześniej w głowie miałam mętlik i nie umialam poskładać tej książki do kupy. Pozdrawiam!
CZYTASZ
Zapomnij
VampirosMoje błękitne oczy zaczęły zmieniać barwę na ciemniejszy odcień, spod malinowych ust wyłoniły się śnieżno-białe kły. Ręce oparłam o zlew i spojrzałam w dół, lecz moje blond włosy zasłaniały mi pole widzenia. ^°^°^°^°^°^°^°^°^°^ [Fikcja literacka: Mi...