Rozdział 46

143 11 2
                                    

Nadal nie wierzę w to co się stało. Ciągle w mojej głowie krąży wiele pytań.

Co z nim się stało?
Dlaczego to zrobił?
Nie kocha mnie?

To już nie mój Leo. On by w życiu nie sprawił mi bólu. Nie nakrzyczałby na mnie. Chcę by mój Leo wrócił...

Leżę gapiąc się w sufit już około trzydziestu minut. Łzy spływają tworząc ścieżki z tuszu na moich skroniach. Nie mam zamiaru wyjść z pokoju mimo rozmowy za drzwiami. Alice chciała ze mną porozmawiać, ale skutecznie wybiłam jej ten pomysł z głowy.

Chciałabym, żeby to wszystko nigdy się nie zdażyło. Gdybym nie poznała Matt'a... Wcale nie stałabym się wampirem. Nie byłoby mnie tu. Nie zakochałabym się w Leonie.

Wszystko byłoby inaczej.

Teraz ciągle myślę o moim brunecie. Tęsknie za starym Leo. Zawsze był przy mnie. Poprawiał mi humor. Wystarczył jego uśmiech, i wtedy ja zaczynałam się szczerzyć. Wspominam te cudowne dwa miesiące razem. Byłam taka szczęśliwa.

Powoli wstałam z łóżka i podeszłam do mojej komody. Stały tam zdjęcia między innymi z Leo.

Wzięłam jedno z nich w rękę i przejechałam kciukiem po twarzy Leona. Tak pięknie się uśmiechał. Akurat wtedy byliśmy w centrum handlowym. Jedliśmy fast foody. Rozśmieszyło go coś i nie mógł przestać się śmiać, musiałam zrobić mu zdjęcie, musiałam.

Zastanawiam się co zrobić. Nie chcę go widzieć. Chcę wrócić do domu.

Nie mogę stąd wyjechać w środku semestru. Muszę go zaliczyć, bo wymierzą mi srogą karę.

Bez zastanowienia rzuciłam się na łóżko, przytuliłam poduszkę i rozpłakałam się w nią. Moje ciało przeszły dreszcze. Trzęsę się, a zęby zaciskam z całej siły.

Jestem tak wykończona psychicznie. Mam ochotę rzucić wszystkim, co napotkam na swojej drodze. Chcę się wykrzyczeć, rozbić coś, zniszczyć. Chciałabym móc wyładować się na czymś. Na czymkolwiek.

Muszę uciec w miejsce, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Pierwsze i jedyne miejsce, które przychodzi mi na myśl to las. Może przy okazji coś mnie zabije i wszyscy będą mieli święty spokój.

Wiecie jak to się nazywa? Uciekanie od problemów.

Niestety ja nie potrafię inaczej. Nie potrafię walczyć. Nie teraz. Mam dość już całego świata.

Bez zastanowienie pobiegłam do szafy i ubrałam się w cieplejsze ciuchy. Nałożyłam buty do połowy łydki i narzuciłam kurtkę. Dokładnie owinęłam się szalikiem i otuliłam głowę czapką. Mimo, iż jest luty to tutaj nadal panuje zima.
Do plecaka wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy ( dwie butelki wody, pianki, które przywiozłam jeszcze z domu po świątecznej przerwie i ciuchy na zmiane).

Nałożyłam na siebie plecak i otworzyłam okno, ostatni raz spojrzałam na pokój, po czym ocierając pojedynczą łzę wyskoczyłam lekko opadając na ziemię.

Jestem za słaba na tą wyprawę.

~*~

No to co napisałam totalnie mnie zaskoczyło. Szczerze to ucieczka Marceliny była spontaniczną decyzją. Wymyśliłam to na poczekaniu. Nie wiem co z tego wyniknie XD

Dziękuję za komentarze i gwiazdki ❤
Buziaki! 👌

ZapomnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz