7

15K 532 58
                                    


Weekend szybko zleciał.Byłam z Mattem i Amy w centrum handlowym.Ku mojemu zaskoczeniu Matt ma dobry gust.Dobierał nam ciuchy,a sam też sobie coś kupił.Moja mama była zdziwiona gdy powiedziałam,że idę z przyjaciółmi.Mówiła,żebym wróciła jak najpóźniej,żebym zdążyła się wybawić.Była chyba szczęśliwa,że kogoś znalazłam.
Reszta dnia spędziłam w łóżku robiąc coś na telefonie lub pisząc z Mattem i Amy.
W niedziele nie mogli się spotkać.Matt pojechał do rodziny,a Amy do znajomych na impreze.
Postanowiłam pójść na spacer.Od rana nigdzie nie byłam,poza krótkim spacerem z psem.
Chodziłam sobie tu i tam.Wstąpiłam do lodziarni i na kawe.Gdy chciałam wrócić do domu usłyszałam czyiś głos:
-Mówiłam,że cie znajdę.

Przerażona odwróciłam się.Miałam ochote uciec,zapaść się pod ziemie.Albo sprawić,żebym zniknęła.Przede mną stał on.Wysoki,umięśniony szatyn i zielonych oczach.To on gnębił mnie w szkole.Inni też,ale on głównie mnie popychał i wyzywał,a nawet bił.Byłam zastraszana i bita.Chodziłam do szkoły przerażona.
-Cz...czego chcesz Timon?-odezwałam się,a on zaśmiał się.
-Tego co zawsze.Nie skończyłem z tobą.
-Przepisałam się ze szkoły więc mnie zostaw-powiedziałam ze łzami w oczach.Chciałam odejść,ale szybko złapał mnie za ręke.
-Jak mnie znalazłeś?-spytałam.
-To nie było trudne-warknął.-no i powiedz...jak tam w szkole?Dokuczają ci?

Nie odezwałam się tylko spojrzałam w dół i pomrugałam pare razy,aby odpędzić łzy.
-Tak myślałem.Nie dziwie się.Jesteś popychadłem.Nic nie wartą szmatą.Nie dziwie się,że nie masz przyjaciół.Jesteś zakompleksioną,głupią i zdzirowatą kujonką.
-C...co ja ci zrobiłam?-spytałam przez łzy.Byłam cała zapłakana.
-Po prostu...jesteś tu.Ale mam dla ciebie rade.Zabicie się będzie dużo lepsze od tego jak cie teraz będe traktował.
-Puść mnie.To boli-wyjąkałam.
-Będziesz błagała o śmierć.W końcu...no nie wiem.Podetniesz sobie żyły,albo skoczysz pod tramwaj.Chociaż dziwie się,że jeszcze tego nie zrobiłaś.
Wyrwałam mu się i chciałam iść.
-Gdzie tak pędzisz?-usłyszałam jak mnie woła.Przez łzy obraz był cały zamazany.

Jak mnie tu znalazł?Dlaczego?Co ja mu zrobiłam?Może na prawde jestem zakompleksioną suką?

Pytania krążyły w mojej głowie non stop.Słyszałam jak mnie woła,więc przyśpieszyłam.
W końcu odwróciłam się i stwierdziłam,że go zgubiłam.Osunęłam się na podłogę,oparłam o drzewo i ukrywszy twarz w dłoniach zaczęłam płakać.Łzy ciekły strumieniami,byłam przerażona.Może...rzeczywiście śmierć będzie lepsza od Timona.Myślałam,że to koniec.Ale nie.Znalazł mnie.I teraz nie da mi spokoju.
Po chwili wstałam i przetarłam mokrą twarz,a następnie chciałam się oddalić.
-O,oferma idzie!-usłyszałam Maxa.
Szczerze?Mniej bałam się Maxa niż Timona który wiele razy mnie bił.Raz nawet wylądowałam w szpitalu,ale ten śmiał się i mówił "szkoda,że nie umarłaś"
Zrobiłam pierwszy krok.I następny.

Łzy lały mi się strumieniami.

Kolejny krok.

Nagle poczułam ucisk na nadgarstku i zostałam odwrócona do Maxa.
-Gdzie się wybierasz ofermo?-zaśmiał się.Jednak jego rozbawienie szybko zeszło,zapewne gdy zobaczył mnie całą zapłakną.-okey?-zapytał z powagą w głosie.
-Zostaw mnie-wyjąkałam i chciałam pójść,ale Max znowu mnie złapał.
-To...przeze mnie?-spytał,a ja kiwnęłam głową na NIE.-to...przez kogo?
-Co cie to obchodzi?-spytałam i pociągnęłam nosem.-zostaw mnie.
Wyrwałam się ponownie i ruszyłam w stronę domu.
Szybko pobiegłam na górę i do swojego pokoju,aby mama nie zobaczyła mnie w takim stanie.
Leżałam długi czas szlochając cicho w poduszke.
Dlaczego on znowu się zjawił?Myślałam,że ten rozdział mam już za sobą.Boże,może to tylko sen.
***
Kolejnego dnia poszłam do szkoły.Byłam przestraszona co chyba widziało wiele osób.Bałam się spotkać Timona.Wchodząc na teren patrzyłam się w prawo i w lewo mając nadzieje,że go nie spotkam.

Ominęłam Maxa i spółke .Oczywiście na mój widok zaczęli się śmiać i coś obgadywać,ale ja zignorowałam ich i weszłam do szkoły.

MAX
Stałem z chłopakami i Jennifer przy samochodzie rozmawiając o czymś i śmiejąc się gdy mój wzrok powędrował na Emily.Była jakaś...przerażona,jakby bała się ludzi.Nie wiem czemu wczoraj tak płakała.Mówiła,że to nie przeze mnie,ale jakoś nie wierzyłem.Jeżeli nie przeze mnie to przez kogo?
Jennifer zaczęła się śmiać i coś tam mówić na jej temat,tak jak chłopcy.
-Wieśniaczka idzie-zaczęła i chłopcy zaśmiali sie.-ej!Ofermo!Skąd te ciuchy!?
-Powiedziała coś!-odezwał się Dylan - mój kumpel.-odezwij się!
-Jaka frajerka-zaśmiał się Luke.-języka w gębie zabrakło.
-Pewnie nie umyła zębów i nie chce z nami gadać-zachichotała Jennifer.Nie wiem czemu,ale jakoś nie miałem ochoty się z niej naśmiewać.
-Możecie się uspokoić?-odezwałem się w końcu.
-Stary,a ty co?Bronisz ją?-zarechotał Oscar.
-Nie.Nie bronie.Ale to nudne już się robi.Znajdźcie sobie inny punkt zaczepienia.
-Bronisz jej-powtórzyła Jennifer.-co?Spodobała ci się?To może bądź z taką kretynką,a nie ze mną.
-Wiesz,że nie o to chodzi Jenn-jęknąłem.-po prostu to się robi nudne.Może kogoś innego poobgadujecie?
-A może ci się podoba-ta blondi zaczynała mnie już wkurzać.Patrzyła na mnie z mordem w oczach,więc przestałem ją obejmować i skrzyżowałem ręce na piersi.
-Nie podoba do cholery,ale mówie wam,że zaczyna się to robić nudne obrażanie jednej osoby.Więc znajdźcie sobie inny cel.
-Kiedy z niej jest największa beka-zaśmiał się Charlie.
-Właśnie-zgodzili się pozostali.
-Ona jest głupią suką-jęknęła Jennifer.Nie wiem co się ze mną w tedy działo.Zacisnąłem ręce w pięść i spojrzałem na nią.-i nikt jej nigdy nie będzie lubić.A ty do cholery jej jeszcze bronisz!
-Nie.Tak nie będziemy rozmawiać-syknąłem unosząc ręce do góry i zacząłem się oddalać.-dajcie znać jak ochłoniecie.
Jenn mnie jeszcze wołała,ale już byłem w szkole.Postanowiłem iść na pierwszą lekcje-czyli wf.Idąc na sale mój wzrok zatrzymał się na Emily która stała oparta o szafke i ewidentnie się czegoś bała.Widząc,że się jej przyglądam szybko się oddaliła,a ja poszedłem do szatni przebrać się na WF.

Love StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz