43

10.4K 398 11
                                    


Zaczęłam po woli mrugać,aby przyzwyczaić się do światła.Gdzie ja byłam?O co chodzi?
-Doktorze,budzi się!-usłyszałam.Ponownie otworzyłam oczy i jęknęłam widząc to oślepiające światło.-kochanie,okey?-zapytała moja mama dotykając mojej ręki.
-Gdzie...ja jestem?-spytałam cicho.
-W szpitalu kochanie.Miałaś wypadek.
-Co...się stało?-spytałam zamykajac oczu.To światło było niedozniesienia.Na dodatek słyszałam te pikajace maszyny które doprowadzały mnie do szału.
-Ktoś cie czymś uderzył.Nie martw się.Szukają ich.Odpowiedzą za to co zrobili.

Zrobiłam gwałtowny ruch i poczułam straszny ból głowy,więc cicho syknęłam i znowu się ułorzyłam.
-Moja...głowa.
-To normalne-powiedział doktor obok mnie.-jestem Jerry Stone.Lekarz.Prawdopodobnie ktoś cie uderzył czymś twardym.Podejrzewamy gruby patyk,albo deske.Policja już szuka sprawców.
-Ile...spałam?-dopytywałam.Każde słowo sprawiało mi ból.
-Całą noc-powiedział tata siedząc obok mamy.-już prawie ósma godzina.
-Wszystko będzie okey-wyszeptała mama.Widać,że była zmęczona.
-Będzie okey-potwierdził lekarz.-stan jest stabilny.Miała pani lekkie wstrząśnienie mózgu,ale za pare dni wypóścimy stąd panią.Leki zaraz powinny działać,a głowa mniej boleć.Czy pamiętasz co się wczoraj stało?
-Nic.Kompletnie...auć.Kompletnie nic-wyszeptałam.-może tylko to jak...byłam z przyjaciółmi.A potem już nie.
-Amy i Matt też tu byli-powiedział tata.-ale odesłałem ich do domu.Dzisiaj mają cie też odwiedzić.

Posłałam im krzywy uśmiech i odwróciłam po woli głowę.
-Jedna osoba wciąż siedzi na korytarzu-powiedział tata.
-Kto taki?
-Max-na te słowa momentalnie się spięłam.
-Chcesz,żeby tu przyszedł?
-Nie-zaprzeczyłam szybko.
-Emily.On cie uratował i wezwał pogotowie.Siedzi tu całą noc.Porozmawiaj z nim.
-Nie mam ochoty-szepnęłam.
-Ale zrozum go.Nie wiem co między wami zaszło,nie będe wnikać.Ale gdyby mu nie zależało nie siedziałby całej nocy na korytarzu.Chcieliśmy z ojcem,żeby pojechał do domu,ale nie chciał.Mówił,że nie odejdzie póki cie nie zobaczy czy coś takiego.
-On...tu był jak spałam?
-Nie-powiedział szybko tata.-dlatego tam czeka i chce cie zobaczyć.
Syknęłam cicho czując znowu ból głowy i spojrzałam na rodziców którzy byli bladzi i zmęczeni.
-Niech wejdzie.
-My będziemy w barze-tata pocałował mnie w czoło,następnie mama i wyszli z sali.Leżałam tak podpięta do jakiś maszyn,aż w końcu usłyszałam otwieranie się drzwi.Ktoś koło mnie usiadł,więc po woli odwróciłam głowę i spojrzałam się ze wzrokiem Maxa.
-Cześć-zaczął cicho.
-Hej-odpowiedziałam równie szeptem.
-Jak się czujesz?
-Lepiej-odpowiedziałam co nie do końca było prawdą.
-Nadal cie boli?
-Mhm-mruknęłam.-ale da się przeżyć.
Przez chwile panowała między nami niezręczna cisza.
-Ja...-zaczął Max.-Emily,ja cie przepraszam.Za to z Jennifer.To ona mnie pocałowała...
-Max...
-Daj mi skończyć-przerwał mi więc kiwnęłam głową.-widziała cie pewnie jak tu idziesz więc specjalnie nagadała te brednie i mnie pocałowała.Ja tego nie chciałem.Odepchnąłem ją.
-Skąd mam ci wierzyć?-wyszeptałam.Nie miałam siły krzyczeć.
-A wierzysz jej?Głupiej frajerce przez którą leżysz w szpitalu?
-Ona...
-Tak-powiedział szybko wiedząc co miałam na myśli.-ona i Timon.Uknuli to.Dzisiaj ich złapali.
-Jak mnie znalazłeś?-dopytywałam.
-Chciałem cie za to przeprosić więc szedłem do twojego domu przez park,ale zobaczyłem,że leżysz na ziemi.Byłem przerażony,że...nie żyjesz.A gdy zobaczyłem krew...o mało nie zemdlałem.
-Odważny Max boi się krwi?-zaśmiałam się cicho.
-Każdy się czegoś boi-powiedział z uśmiechem.
-To prawda,że byłeś tu całą noc?
-Nie mógłbym pojechać do domu wiedząc,że ty tu leżysz-powiedział i chwycił moją ręke,a ja nie wyrywałam się.Brakowało mi tego.
-Jesteś wykończony.Idź do domu.
-Nie ma mowy.Zostanę tutaj.
-Max.Dziękuje,ale...poradzę sobie.Są tutaj rodzice.
-Jeszcze raz cie przepraszam Emily.W życiu bym jej nie pocałował,bo...
-Bo co?-spytałam się.-no powiedz.
-Bo mi się podobasz-powiedział szybko,a ja spojrzałam mu w oczy.-wiem,że to dziwne.Pierwszy raz to mówie,bo zwykle miałem laski na chwile,ale...nie mogę sobue wybić ciebie z głowy.Co ty masz dziewczyno takiego w sobie?-powiedział,na co cicho zachichotałam.-nie jesteś już na mnie zła?Powiedz,że nie.Nie potrafie normalnie funkcjonować wiedząc,że jesteś na mnie wkurzona.
-Ja...ja ci wierze Max-powiedziałam i zobaczyłam,że się uśmiecha.-ale nie w stuprocentach.Ale wybaczam ci i wiem,że to Jennifer zrobiła.
-Dziękuje-powiedział spuszczając głowe w dół i całująć wierzch mojej dłoni.
-A teraz idź się wykąpać i przespać.
-Uważasz,że śmierdze?-zapytał z uśmechem podnosząc jedną brew do góry.
-Jeszcze nie.
-Jeszcze?-zaśmiał się.
-Tak Max.Jeszcze.Bo jeszcze tego nie czuje.
-No okey.Pa mała.Odpoczywaj.Przyjadę niedługo-pocałował mnie w czoło i wyszedł z sali,a zaraz potem przyszła Amy z Mattem.Zaczęłam opowiadać przerażonej dwójce o tym co się stało.Zadawali miliony pytań i cały czas mnie przytulali.Opowiadali co się dzieje w szkole i jak to oni-zawsze znaleźli czas na żarty.

Love StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz