Harry
Za dwa dni jadę do ośrodka. Stres rośnie z każdą kolejną sekundą. Teraz już dosłownie siedzę zestresowany na walizce i odliczam czas do wyjazdu. Chcę mieć to za sobą. Nie chcę już być chory i martwić się czy dożyję kolejnego porankaObudziłem się dziś wcześnie rano. Całą noc męczyła mnie bezsenność, udało mi się zasnąć dopiero nad ranem. Ten dzień miał być jednym z tych mega zajętych. Musiałem spotkać się z Louisem, iść do szkoły po swoje rzeczy i dokończyć pakowanie. Spotkanie z Lou miałem umówione o 16:30, ponieważ wcześniej musiał jeszcze iść z Eleanor..
Nie miałem mu tego w żadnym wypadku za złe, rozumiałem w pełni to, że musi to robić.
Wstałem szybko z łóżka.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby w jednej chwili wszystko mi się nie zamazało, a przed oczami nie miałbym jedynie ciemności.***
Zamrugałem kilkakrotnie, ponieważ obraz ciągle mi się zamazywał. Z głośnym westchnięciem chciałem się podnieść, jednak przeszkodziła mi w tym czyjaś ręka.-Synku leż - szepnęła moja mama gładząc mnie ręka po włosach.
-Mogę sie czegoś napić? - dopiero po wypowiedzeniu tych słów uświadomiłem sobie jak cholerną miałem chrypę.
-Proszę - podała mi do ręki plastikowy kubeczek z rurką.
Czy ja naprawdę jestem aż tak niedołężny?-Mamo.. - spojrzałem na nią. - Co się dzieje?
-Straciłeś przytomność, ale już dobrze..
-Więc skoro już dobrze dlaczego jestem w.. Um.. W szpitalu?
-Jesteś w zbyt złym stanie, żeby jechać na leczenie do ośrodka dla anorektyków. Najpierw twój stan musi być co najmniej poprawny - wtrącił się lekarz o siwych włosach. Zagryzłem wargę i po chwili pokiwałem głową ze zrezygnowaniem. - Chłopak musi odpoczywać - zwrócił się do mojej mamy. Ta skinęła głową pokazując, że rozumie i opuściła mój pokój.
Zostałem sam. Nie miałem lepszego zajęcia niż wpatrywanie się w sufit. Z tego co zrozumiałem to byłem zbyt słaby, żeby iść się leczyć.
Trzeba przyznać, że w ostatnich dniach czułem się nie najlepiej, byłem bardziej zmęczony i częściej bywało mi słabo. Myślałem jednak, że powodem tego był stres związany z wyjazdem.
Okazało się, że prawda była zupełnie inna...
Było mi zwyczajnie przykro, bo czułem jak bardzo zawiodłem moją mamę. Widziałem, że cieszyła się, iż postanowiłem się leczyć. Nadal tego chciałem, tylko oczywiście inne pieprzone czynniki mi to uniemożliwiają..
-Harry.. - usłyszałem cichy szept dobiegający od strony drzwi. Obróciłem gwałtownie głowę i spojrzałem w tamtą stronę. Zobaczyłem Louisa Tomlinsona we własnej osobie.-Lou - kaszlnąłem. - Przyszedłeś.. Ale.. Skąd wiedziałeś?
-Twoja mama do mnie zadzwoniła - wręcz do mnie podbiegł i złapał moją dłoń.
-Kochanie - oparł czoło o nasze splecione dłonie. - Tak bardzo cię kocham.
-Też cię kocham L - lekko się uśmiechnąłem, bo dostrzegłem jak słaby byłem. Chłopak założył mi włosy za ucho i również się uśmiechnął tyle, że szerzej niż ja.
-Wszystko będzie dobrze - pogłaskał mój policzek.
Spojrzałem w jego niebieskie oczy, w których mimo, iż widziałem zmartwienie i smutek widziałem też ten blask, który zawsze tak bardzo mnie intrygował. Uśmiech sam wpływał na moją twarz, kiedy widziałem jego tęczówki, które przypominały mi najpiękniejszy błękit nieba..
-Jestem tu nielegalnie - dodał chichocząc. Potrząsnąłem głową wyrywając się z zamyślenia i zmarszczyłem brwi. - Nie pozwalają tu wchodzić, bo musisz odpoczywać. Ale jak miałem nie wejść do mojego kochanego Harry'ego? No jak?
-Chciałem się leczyć - szepnąłem zmieniając temat. - Mieć to za sobą.. Przy czym teraz muszę tu leżeć! - prawie krzyknąłem.
-Spokojnie Hazz.. - głaskał moją głowę.
-Nie chcę tu być.. Dlaczego nie może być po prostu dobrze?
-Nikt nie mówił, że będzie łatwo - przytulił mnie do siebie. Musiał użyć sporo siły, żeby mnie podtrzymywać, gdyż sam nie byłem w stanie usiedzieć. Wtuliłem się w jego szyję i napawałem się jego zapachem.
Był tu.. Był tu dla mnie..
Był to też jedyny czynnik, który w tej beznadziejnej sytuacji był dla mnie odskocznią, sprawiał mi radość.***
Louis
-A więc.. Do zobaczenia El - cmoknąłem ją w policzek.-Jak jutro będziesz szedł do Harry'ego życz mu zdrowia ode mnie - uśmiechnęła się.
-Dzięki - również się uśmiechnąłem i ruszyłem w stronę swojego domu.
Na dworze panował już półmrok.Przekroczyłem próg własnego domu dopiero koło 22:00.
-Dobrze, że już jesteś William - powiedziała z anielskim spokojem (jak zwykle) moja matka.
-Przepraszam, że tak późno.. Byłem z El.. - zacząłem, ale kobieta mi przerwała.
-Chodź proszę do mojego gabinetu - powiedziała i poszła w tamtą stronę.
Zrobiłem to samo. - Siadaj - zrobiłem to, co mi kazała. Byłem w niemałym szoku. Nie wiedziałem o co chodziło. - Musimy poważnie porozmawiać William - spojrzała na mnie tym wzrokiem.. Tym jej ulubionym. Tym bez żadnych, nawet najmniejszych emocji..-Więc rozmawiajmy.
-Do rzeczy. Wszystko wiem. Nie rozumiem jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny. Ustawiony związek z Eleanor? Na tylko tyle cię stać?
W jednej chwlili zamarłem.
________________
Witam😊
Dziś lub jutro pojawi się jeszcze rozdział do 'Differences'.
Maraton dla was cały czas piszę😘
Mam dopiero dwa rozdziały.
Jak będzie zapas dam wam znać.
Dziękuję za przeczytanie i gwiazdki❤ILYSM❤
Nelly21_
CZYTASZ
„Nobody said it was easy" • larry • korekta
Fanfiction#461 miejsce w fanfiction❤ #57 in story (#681/#765/#814/#892/#911w ff) Louis żyje w świetle sławy swoich rodziców, chce normalnie żyć, ale to nie jest takie proste. Jednak nie zawsze tak było. Wszystko zaczęło się, kiedy jego siostra uciekła z domu...