1.

740 42 36
                                    

Louis
Otworzyłem oczy, kiedy mój budzik zaczął wydawać z siebie irytujący dźwięk, informujący mnie o tym, że niestety muszę przerwać mój jakże ważny sen. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że dziś jest sobota, a ja muszę wstać o 6:30 tylko po to, żeby jechać z rodzicami na jakiś kolejny, beznadziejny wywiad.

-Synu streszczaj się, proszę - usłyszałem głos matki.

-Streszczaj się, proszę - powtórzyłem piskliwym głosem, chcąc ją sam.. nie wiem.. zdenerwować? Coś w tym stylu.

Wyszedłem ze swojego pokoju i właśnie wtedy zobaczyłem moją rodzicielkę, zakładającą na szyję jakiś kolejny drogi naszyjnik.

-Ubierz garnitur.

-Nie ma mowy - wysyczałem, obróciłem się do niej plecami i chciałem zejść na dół, jednak jej głos mnie zatrzymał.

-Ubierz się w garnitur Williamie.

Doskonale wiedziała, że nienawidzę, kiedy ktoś zwraca się do mnie po drugim imieniu. Skoro tak cholernie się jej to imię podoba to dlaczego nie dała mi tak na pierwsze. Gdzie tu jest jakaś logika? Naprawdę chciałbym to wiedzieć.

-Dobra no.. - westchnąłem i skierowałem się do swojej szafy w pokoju.

-W zasadzie moja stylistka jest u nas, więc ona ci coś wybierze - dodała, a we mnie znów się zagotowało.

-Myślisz, że sam nie umiem się ubrać, do cholery?! - zdenerwowałem się, bo to wszystko wyglądało identycznie za każdym pieprzonym razem.

-Po pierwsze nie podnoś głosu, a po drugie nie przeklinaj, bo ci zwyczajnie nie wypada - powiedziała i wymijając mnie zeszła na dół. Chwilę później po schodach wychodziła już Diana, czyli stylistka mojej ukochanej matki.

-Dzień dobry - przywitała się.

-Hej - rzuciłem w jej stronę.

-Wybrałam dla ciebie trzy garnitury, ty musisz tylko zdecydować, który włożysz - pokazała mi wszystkie trzy opcje.

-Czy jest odpowiedź D, czyli żaden?

-Niestety nie - zaśmiałem się sarkastycznie na jej słowa. - Przepraszam panie Tomlinson, ale pańscy rodzice mają mało czasu, więc to ja wybiorę panu garnitur - zmarszczyłem brwi i podniosłem ręce do góry w pytającym geście. Ona tylko powiesiła na jednej z nich wieszak z garniturem po czym odeszła.

Mam. Dosyć. Tego. Życia.

Ubrałem garnitur taki, jaki mi kazali. Jednak buty włożyłem takie, jakie lubię, czyli zwykłe, czarne vansy.

Miałem gdzieś, co powiedzą na to rodzice.

Włosy ułożyłem na szybko w taki sposób, w jaki lubiłem najbardziej.
Kiedy byłem już gotowy po prostu zszedłem po schodach i stanąłem obok drzwi do holu.

-William - zaczęła moja matka, a mnie już było gorąco ze złości. - Co to ma być za fryzura? W ogóle co ty wyprawiasz z tymi butami?! - zaczęła gestykulować - Edward - krzyknęła - Edward proszę przynieś mi wody i zawołaj Dianę. - Edward to lokaj. Tsa..

-O co ci znów chodzi? - zapytałem z lekkim wyrzutem. - Dlaczego chociaż raz nie mogę wyglądać choć po części tak, jak chcę?

-Wiesz dobrze, że możesz wyglądać "jak chcesz", kiedy idziesz do szkoły. Na każde inne wyjście musisz wyglądać tak, jak powinieneś wyglądać, gdyż musimy dbać o reputację naszej rodziny - kobieta chciała coś jeszcze dodać, ale Diana jej przerwała. Podała mi buty i poprawiła, to znaczy zniszczyła, fryzurę.

„Nobody said it was easy" • larry • korektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz