Trochę czasu minęło, od przedarcia się przez ten cały tłum ludzi. A właściwie kim oni są? Reporterzy, kamerzyści, osoby prowadzące wywiady... O co chodzi? Postanowiłam się na tę chwilę tym nie przejmować, tylko czym prędzej odnaleźć Justin'a.
- Chodź. - Odparł Martin, chwytając mnie za rękę i jako pierwszy przedzierając się przez tłum ludzi.
- Kim oni do cholery są? - Zapytałam, głośno dysząc, jednak nie spuszczając wzroku z bruneta.
- No wkurwiający paparazzi, którzy śledzą Justina na każdym kroku. Nie zauważyłaś jeszcze tego? - Zadał mi pytanie, na co prychnęłam pod nosem. Nie zrozumiałam go całkowicie. Justin i paparazzi? To do siebie nie pasuje...
- Dobra nie ważne... Gdzie on teraz jest? - Zapytałam rozkojarzona, rozglądając się po jasnym pomieszczeniu. Nagle zauważyłam, jak chłopak w mgnieniu oka znalazł się tuż przy ladzie, za którą siedział mężczyzna ubrany w czarno granatowy garnitur.
Od razu do niego podbiegłam,
włączając się do rozmowy.- Niestety teraz jest to niemożliwe. - Prychnął pod nosem mężczyzna, przeglądając gazetę, całkowicie nas olewając. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzałam na wkurzoną twarz Martina.
- O co chodzi? - Szepnęłam tak, aby tylko on mnie usłyszał.
- Nie chce nas wpuścić. - Parsknął, rozglądając się po pomieszczeniu. - Kretyn...- Szepnął pod nosem, na co cicho się zaśmiałam.
- Uważaj, bo zaraz ty będziesz odsiadywał. - Odparł mężczyzna, przerzucając kolejną stronę. Ze złością podeszłam bliżej biurka, głośno uderzając pięścią w blat, tak aż ten podskoczył.
- Ma mnie pan wpuścić, bo jak nie to zrobię to sama! - Krzyknęłam głośno, po raz kolejny spotykając się z całkowitą ignorancją mężczyzny. - Słyszy mnie pan! - Spojrzał na mnie, przeszywającym wzrokiem.
- Proszę się uspokoić. Przesłuchanie niedługo dobiegnie końca, proszę tu usiąść i w spokoju poczekać. - Wywróciłam oczami.
- Choć Kim, może lepiej naprawdę...- Odparł opiekuńczo Martin, chwytając mnie za biodra i powolnym krokiem prowadząc w stronę rzędu krzeseł.
- Nie, ja muszę się z nim teraz spotkać. - Odwróciłam się w jego stronę, tłumacząc mu spokojnym głosem. Mam nadzieję, że mnie zrozumie i tylko on jedyny nie będzie mi w tej chwili utrudniał życia.
- Jak chcesz...- Odparł zrezygnowany, smętnie opuszczając swoje ręce z moich bioder. Puściłam mu tylko łagodne spojrzenie i ruszyłam w stronę tego wstrętnego dupka.
- Niech pan posłucha, nie po to tyle tu jechałam, aby czekać teraz w jakiejś poczekalni! Ja muszę się z Justinem spotkać teraz i ma mnie pan tam zaprowadzić w tej chwili, albo zrobię to sama! - Odparłam wrednie, na co mężczyzna puścił mi tylko bezemocjonalne spojrzenie. Dawno nie byłam tak rozzłoszczona!
Muszę poważnie z Bieberem porozmawiać, a on nie chce mnie do niego zaprowadzić!
- Albo pani się uspokoi, albo w najgorszym przypadku będę musiał wezwać ochronę. - Nic nie odpowiedziałam na jego słowa. Czułam jak się we mnie gotuje. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się, skrzypiących drzwi. Odruchowo obejrzałam się do tyłu, zauważając w nich chłopaka z dwójką policjantów, którzy go gdzieś prowadzili.
- Justin. - Szepnęłam pod nosem, jak najprędzej podbiegając do chłopaka. - Justin! - Krzyknęłam tak, aby mnie usłyszał. Od razu nasze spojrzenia się skrzyżowały, a na jego twarzy pojawił się blady uśmiech. Podbiegłam bliżej niego, rzucając się na jego szyję i koniuszkami drgających palców, przejeżdżałam zgrabnymi ruchami po jego karku.
- Proszę się odsunąć. - Rozkazał mi jeden, z nieco bardziej masywniejszych mężczyzn. Spojrzałam się na niego, to na chłopaka, nie przerywając poprzedniej czynności.
- Kimberly, jak ja cholernie cieszę się, że przyjechałaś. - Szepnął mi do ucha, delikatnie całując w skroń. Nagle zobaczyłam, że jego dłonie są zakute w kajdanki, na co nerwowo przełknęłam ślinę.
- Justin, ale gdzie oni ciebie prowadzą? - Zapytałam załamanym głosem, spotykając się z rozbitym wzrokiem chłopaka, który w tej chwili na mnie nie spojrzał. - Justin? - Odparłam nieco bardziej wyraźniej, ponownie witając się z ciszą.
- Proszę się odsunąć, nie może pani tu z nami wejść. - Rozkazał drugi. Uchyliłam lekko swoje wargi, chwytając twarz chłopaka, w obie dłonie.
- Nie ma mowy, ja muszę z nim porozmawiać. - Szepnęłam, załamanym głosem.
- Bardzo nam przykro, ale w tej chwili jest to niemożliwe. - Odparł spokojnie, nie zatrzymując się.
- Ale...- Chciałam dokończyć, lecz Bieber mi przerwał.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - Odparł spokojnym głosem, który spowodował, że choć na chwilę mogłam mu uwierzyć. Ostatni raz spojrzałam się w jego ciemnie źrenice i czekoladowe tęczówki. Nagle, tak jakoś się do niego przytuliłam. Opuściłam go przy szerokich, rozsuwanych drzwiach, za którymi zniknął.
Nie wiem gdzie on szedł, o co się go wypytywali, czy nic poważniejszego mu się nie stało...? Wróciłam do poczekalni, gdzie czkał na mnie już Martin. Od razu zauważając mój rozbity wyraz twarzy, podbiegł do mnie, chowając w szczelnym uścisku.
- I jak się trzymasz? - Szepnął do mojego ucha.
- Wiesz, bywało lepiej. - Odparłam, ściskając go jeszcze bardziej.
- Wszystko się ułoży, szybciej niż myślisz, zobaczysz. - Odparł gładząc moje plecy swoją dłonią.
- Mam nadzieję. - Tylko to wykrztusiłam, po czym zalałam się słonymi łzami.
CZYTASZ
Absolutna doskonałość ~ Justin Bieber
RomantikUWAGA! Opowiadanie zawiera błedy, więc proszę nie wspominać o tym w komentarzach, dziękuję😌 - Posłuchaj, albo mnie puścisz, albo zacznę krzyczeć. - Odparłam oschle patrząc mu prosto w oczy. Ten puścił mi tylko cwaniacki uśmiech i przygryzł dolną wa...