#11 Don't worry

7.6K 207 11
                                    

Obudziłam się w jasnym i śmierdzących od alkoholu, papierosów i potu pokoju. Uchyliłam swoje zaspane powieki, dokładnie przyglądając się pomieszczeniu. Co tu się właściwie działo? Ale jednak najdziwniejszym faktem było to, że leżałam na Justinie, z rozpiętym do połowy tyłem sukienki, a on to był w ogóle bez bluzy. Chłopak obejmując mnie rękoma, był do mnie tak wtulony, że nie mogłam się od niego uwolnić. Rozejrzałam się, odruchowo prostując.

- Kurwa...- Jednak zrezygnowałam i ponownie się rzuciłam na tors chłopaka, z powodu cholernie mocnego bólu głowy. To niezłe wczoraj musiało być?

Ci wszyscy ludzie leżący w rożnych pozycjach, w najróżniejszych miejscach... Boże, jeszcze nigdy nie byłam na takiej imprezie. Wierciłam się, przecierając oczy.

- Nie ruszaj się...- Mruknął Justin zaspanym i lekko zachrypniętym głosem, obejmując mnie jeszcze bardzie, zjeżdżając swoimi rękoma na moje pośladki.

- Nie zapędzasz się czasami? - Spytałam z wyrzutami, delikatnie odchylając głowę do tyłu.

- Ja tu wprowadzam zasady, robię co chcę, a jeśli znowu nie chcesz awantury, to leż spokojnie. - Spojrzałam na jego lekko podpuchnięte oczy, z myślą jak ja wyglądam. Jednak zrezygnowana ponownie położyłam się na torsie chłopaka. Przymykając oczy i próbując sobie przypomnieć zdarzenia z wczorajszej nocy. Pamiętam tylko nasz dziwny taniec: mój i Justina, to jet ostatnia rzecz, która przychodzi mi w tej chwili do głowy. Chłopak najwyraźniej tak samo jak ja nie mógł zasnąć. Był wprost zafascynowany macaniem mojego ciała, co z pewnością mi się nie podobało. Wiele razy mu zwracałam uwagę, aby trzymał się ode mnie z daleka, ale on cały czas przypominał mi o tych swoich zasadach i innych rzeczach. Jak ten koleś mnie irytuje...

- Gdy mnie nie puścisz, to wszystkim powiem, że jednak ze sobą nie chodzimy i teraz to ty będziesz miał przejebane. - Odparłam srogo, patrząc się głęboko w jego oczy. Zaśmiał się tylko, przewracając nimi.

- Skarbie, nie rozkazuj mi... - Zignorowałam jego słowa, energicznie wyrywając się na dobre z jego uścisku.

- Pieprz się... - Odparłam oschle odwracając się na pięcie. Usłyszałam tylko ciche prychnięcia blondyna.

- Z tobą wkrótce. - Zaśmiał się, a ja ignorując jego stwierdzenie udałam się do kuchni.

Jak tu wygląda... Nawet nie można przejść. Na podłodze leży szkło, kawałki jedzenia, a nawet jakaś rozlana ciecz. Obawiałam się, że to właśnie ja będę musiała sprzątać. Wyciągnęłam sobie z szafki wysoką szklankę i nalałam ją do pełna wodą, wypijając do dna. Jak ja się źle czuję...

Wróciłam do salonu, siadając na kanapie obok chłopaka, wpatrzona w jeden punkt.

- Ciekawa jestem kto to posprząta...- Udałam głupią, bo doskonale wiedziałam, że chłopak do tego zadania wytyczy mnie, zresztą jak zawsze.

- Janette. - Odparł cicho, przecierając oczy. Usiadł obok mnie, wpatrując się w ten sam punkt.

- Kto? - Nie wiedziałam kto to jest ta cała ,, Janette". Nigdy Justin mi o niej nie opowiadał.

- Janette to moja sprzątaczka, zajmuje się domem gdy jestem w trasie. -Kiwnęłam twierdząco głową.

- Kim ty właściwie jesteś? - Zapytałam, z zaciekawieniem w głosie. - Co ma znaczyć ta twoja kariera... Koncerty, trasa, menadżer? - Przymrużyłam oczy, naciągając sukienkę bardziej na moje nogi.

- Narazie nie jest ci to potrzebne, do wiadomości. Dowiesz się w swoim czasie. - Odparł smętnie.

- Ile ty mnie tu zamierzasz jeszcze trzymać? - Nastała miedzy nami cisza.

- Do końca twoich dni. - Wstał z kanapy kierując się do kuchni, a ja niezaspokojona odpowiedzią natychmiast udałam się za nim.

- Wytłumacz mi to. - Nalał sobie wody do szklanki, w ogóle ignorując mój rozkaz. - Słyszysz mnie!? Czekam na odpowiedź. - Napił się łyk wody, podchodząc do mnie, tak że wbił mnie w kant szafki. Oparł ręce po obu stronach moich bioder, tym samym nie dając mi przestrzeni do ucieczki.

- To sobie jeszcze z nią poczekasz. Nie będę tobie wszystkiego mówił. - Przybliżył swoją twarz to mojej, tak że prawie mogliśmy się stuknąć czołami.

- Ale to chodzi o mnie, o moją przyszłość. Pamiętaj, że jak stąd ucieknę to zgnijesz w więzieniu... Już tego dopilnuję. - Przymknęłam oczy, czując jego oddech na mojej szyi.

- Lepiej się zamknij mała suko, bo jak nie... - Chciał dokończyć, ale przerwał nam męski głos.

- O tu jesteś Bieber... Sorry, że przeszkadzam. - Odparł speszony wysoki blondyn, małymi kroczkami wycofując się z kuchni.

- Tylko tak rozmawiamy, o wczorajszym wieczorze. Grubo było... Co nie mała? Fajnie się przede mną wyginałaś. - Przygryzł dolną wargę. Spaliłam się ze wstydu, zrzucając wzrok z Justina. Chwycił mój podbródek, unosząc tak abym na niego spojrzał. Jaki wstyd... Co ja jeszcze kompromitującego zrobiłam...!? Myślałam, że on o tym zapomniał, albo w ogóle nie pamiętał! Chyba to, że obudziliśmy się przytuleni do siebie na kanapie i to w dodatku pół nadzy to już totalne przegięcie! Mam tylko nadzieję, że do niczego nie zaszło... Napewno bym to pamiętała, więc mogę być spokojna.

- To ja już was lepiej zostawię samych, alby zawołam chłopaków na porno live. - Prychnął brunet, ruszając zabawnie brwiami. Blondyn odwrócił głowę w jego stronę, puszczając mu zabójcze spojrzenia.

- Spierdalaj James, zostaw nas samych. - Zaśmiał się, wyganiając chłopak z kuchni. Nie patrzyłam się w jego oczy, nie chciałam się dowiedzieć jeszcze gorszych rzeczy... - A więc kochana... Wracając do naszego seksownego tańca... - Przybliżył swoją twarz do mojej, ukazując na niej lekki i cwaniacki uśmiech.

- Spadaj Bieber. - Odparłam wulgarnie, zrzucając ręce chłopaka ze swoich bioder, odpychając go od siebie. Wyszłam z kuchni, kierując się do swojego pokoju.

- I tak wylądujesz w moim łóżku! - Krzyknął wychylając się zza ściany. Czy on zapomniał, że śpi tu ponad 40 osób!? A może to i lepiej, możliwe że w końcu wyszłoby na jaw, że nasz związek to jedna wielka bzdura! Nie zwróciłam jednak na chłopaka większej uwagi, ignorując jego beznadziejne teksty.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Absolutna doskonałość ~ Justin Bieber Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz