- Cholera Kimberly! To na prawdę ty! - Krzyknął uradowany Shawn, biegnąc w moją stronę. Z kamienną miną nie odrywałam wzroku od zdezorientowanego Justina, który przez cały czas był we mnie wpatrzony.
- Zakuć go. - Rozkazał policjant, a dwójka innych mężczyzn powędrowała energicznym krokiem w jego stronę. Poczułam mocny uścisk i bardzo charakterystyczne perfumy Shawna, które mogłabym rozpoznać z kilometra. Stałam w bezruchu, nie urywając kontaktu wzrokowego z Jusem.
- Co on ci zrobił...? - Zapytał Shawn nie puszczając mnie. Byłam w tak ogromnym szoku, że na prawdę nie mogłam zrozumieć co właściwie się stało.
- Ale...- Wybełkotałam, widząc jak dwójka umięśnionych mężczyzn popycha Jusa na ścianę, po czym zakuwają go w kajdanki. - Nie! Zostawcie go! - Wyrywałam się z objęć przyjaciela, który mnie bardzo mocno trzymał. - To nie tak! - Wykrzyknęłam, czując jak po moich policzkach zaczynając lecieć słone łzy.
- Uspokój się... - Odparł spokojnie Shawn, próbując mnie utrzymać, lecz ja byłam sprytniejsza i w mgnieniu oka wyrwałam się z jego objęć, jak najszybciej biegnąc w stronę Justina.
- Proszę odejść. - Rozkazał policjant wyprowadzając blondyna z domu. Wyszłam za nimi, dotrzymując kroku.
- Justin... Proszę...- Wybłagałam, spotykając się z rozbitym wzrokiem chłopaka.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Rzekł, próbując mnie uspokoić.
- Tak, my z pewnością tego dopilnujemy. - Nagle usłyszałam zza moich pleców bardzo dobrze znajomy mi głos, czy to... Mój ojciec? Obejrzałam się, czując ciarki na plecach i tak, nie myliłam się. Przede mną stali moi rodzice surowo na mnie patrząc. Zatrzymali mnie w swoich ramionach, co mi się nie spodobało.
- Ale jak wy tu...
- Gdy się dowiedzieliśmy o tym zbrodnialcu, złapaliśmy najbliższy samolot i przylecieliśmy tutaj tak szybko, jak tylko się dało. -Wytłumaczyła moja rodzicielka, składając na czubku mojej głowy delikatny pocałunek.
Ostatni raz obejrzałam się za Justinem, który akurat wsiadał do wozu policyjnego. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, były one smętne i takie bez życia.
- Nie...- Pokręciłam przecząco głową, widząc jak chłopak wsiada do wozu. - Justin...- Szepnęłam, znowu zalewając się morzem łez.
- Przestań już Kim, nie dla ciebie taki chłopak. On przecież ciebie uprowadził! - Uniósł się mój ojciec, poważnie się na mnie patrząc.
- Nie krzycz na nią James! Przeżyła szok... Trzeba ją teraz zapisać na jakąś terapię do psychologa... - Odparł spokojnie moja matka, wtulając moją głowę w zagłębienie swojej szyi.
- Nie, nie i nie! To wszystko nie tak! Wy tego nie rozumiecie! - Krzyknęłam, wymachując rękoma w powietrzu. Spojrzeli się oboje na mnie, przeszywającym wzrokiem.
- Dziewczyno policz sobie ile u niego siedziałaś miesięcy! Skrzywdził cię jakoś? Na pewno! - Pociągnął mnie w swoją stronę ojciec, na co próbowałam się wyrywać.
- Zostaw ją James, trzeba o tym porozmawiać na spokojnie w domu... Chodź Kimberly. - Odparła mama, ciągnąc mnie na siłę w stronę auta.
- Nigdzie nie idę! - Wyrwałam się, zaciskając zęby ze złości. - Zostaję tutaj. - Odparłam stanowczo.
- Kim, a może porozmawiasz ze mną? - Wtrącił się Shawn, podchodząc do mnie. Spojrzałam się na niego ze złością w oczach, próbując nie uronić ani jednej łzy.
- Nie odzywaj się do mnie, to ty ich na pewno sprowadziłeś. - Stwierdziłam, spotykając się z absolutną ciszą. - Widzisz! Miałam rację, taki z ciebie przyjaciel!? - Wytknęłam go palcem, w czym przeszkodziła mi moja matka.
CZYTASZ
Absolutna doskonałość ~ Justin Bieber
Roman d'amourUWAGA! Opowiadanie zawiera błedy, więc proszę nie wspominać o tym w komentarzach, dziękuję😌 - Posłuchaj, albo mnie puścisz, albo zacznę krzyczeć. - Odparłam oschle patrząc mu prosto w oczy. Ten puścił mi tylko cwaniacki uśmiech i przygryzł dolną wa...