#53 Justin, nice name

1.9K 104 5
                                    

Po pierwsze przepraszam, że rozdziału tak długo nie było. Mam ciężki tydzień w szkole, a poza tym zbliżają się święta, więc nie mam wystarczająco czasu, jednak postaram się to jakoś doprowadzić do normy.

30⭐️ ~ kolejny rozdział

Rozpoczął się kolejny dzień. Od razu po otworzeniu oczu, zauważyłam nadal rozmazany zarys obcych, dwóch postaci. Podparłam się na łokciach, przecierając oczy i ze zdziwieniem odsunęłam się (próbując nie zwracać na siebie większej uwagi) delikatnie do tyłu, zwiększając prostarzeń między nami.

- Witam kochanie, jak ci minęła noc? - Zapytała kobieta widziana przeze mnie wczoraj, twierdząca, że jest moją matką. Zmarszczyłam zdziwiona brwi, czując jej przeszywający wzrok na mojej osobie. Chrząknęłam pod nosem, prostując swój kręgosłup.

- Dzień dobry państwu. - Odparłam nieco bardziej speszona, mając cały czas w głowie myśl, że jednak są to dla mnie obcy ludzie. Kobieta z niezadowolenia prychnęła pod nosem i wywracając oczami spojrzała się na swojego męża.

- Jestem twoją mamą, proszę nazywaj mnie tak. - Odparła spokojnie, prawdopodobnie przypadkowo dotykając koniuszkami swoich palców mojej dłoni, na co spięta lekko podskoczyłam. Kobieta spojrzała się na mnie z żalem w oczach, a jej wyraz twarzy, wskazywał na to, że za chwilę miałaby się popłakać. - Skarbie, nie bój się... Wszystko sobie przypomnisz i będzie tak jak dawniej. - "Będzie tak jak dawniej"... Nagle przypomniałam sobie słowa chłopaka, który mnie wczoraj odwiedził. Nie wiem dlaczego, ale utkwiły one na stałe w mojej pamięci. Uniosłam swój podbródek wyżej, patrząc się w oczy mojej "matki" i przełykając ślinę, oblizałam ze zdenerwowania swoją dolną wargę, ponownie spoglądając w jej źrenice.

- Gdzie Justin? - Odparłam odważnie, na co kobieta zakryła swoją twarz w dłoniach. Nie rozumiałam jej reakcji, przecież to normalne pytanie.

- Żadnego Justina nie ma... - Odparł zamyślony mężczyzna, na co z niezadowolenia uniosłam się, prychając pod nosem.

- Nie okłamujcie mnie. - Nagle oboje się na mnie spojrzeli, jakbym popełniła jakąś zbrodnię. - Rozmawiałam z nim wczoraj. Dlaczego mi nie powiedzieliście, że miałam chłopaka? - Zapytałam, oczekując odpowiedzi.

- Nie powinnaś teraz o nim myśleć, najważniejsze jest twoje zdrowie. - Rzekła z przejęciem kobieta, zakładając nogę na nogę, na co się zbulwersowałam.

- Nie pamiętam go, ale uwierzcie mi, że gdy przed moim wypadkiem był on dla mnie ważną osobą, to tym samym krzywdzicie mnie, tak samo jak i jego. - Odparłam oschle, próbując utrzymywać z nimi kontakt wzrokowy, ale widocznie zdenerwowani tą całą sytuacją uciekali ode mnie wzrokiem. - Chcę go bardziej poznać. - Dokończyłam.

- Nie, zdecydowanie nie. - Odparł mężczyzna, wstając ze swojego miejsca. - Zaczniesz teraz wszystko od nowa, a z tym chłopakiem nie będzie cię nic łączyłć. - Rzekł z kamienną miną, nie odrywając ode mnie wzroku. - Sprawił on tobie zbyt wiele bólu, nie jedną noc przez niego przepłakałaś, dobrze że tego nie pamiętasz... - Dziwnie, wczoraj Justin mówił mi co innego... Że się kochaliśmy, uciekaliśmy aby być razem... Nic już z tego nie rozumiem. - A teraz odpocznij. Będziesz miała dzisiaj jeszcze jedną wizytę. - Prychnął, na co zmarszczyłam brwi.

Mężczyzna wstał z miejsca, tym samym pomagając powstać swojej żonie i równym krokiem udali się w stronę wyjścia, zostawiając mnie ponownie samą.

Przez cały czas zastanawiałam się, kim jet ta tajemnicza osoba, która ma mnie odwiedzić. Włączyłam telewizor i oglądając obojętny program, przeleżałam tak aż do popołudnia.

***

Westchnęłam głośno, czując jak twarda poduszka jest za nisko ułożona. Podjęłam kolejną próbę w dokładnym ułożeniu jej, gdy do moich uszu dobiegło ciche pukanie do drzwi. Wyprostowałam się zdziwiona, a jednocześnie zaciekawiona i wychyliłam głowę nieco bardziej do przodu. Usłyszałam szelest otwieranych drzwi, a mój wzrok skupił się na ogromnym bukiecie czerwonych róż, niosących przez tajemniczą postać, której twarzy jak na razie nie zdołałam zobaczyć.

Był to mężczyzna, ubrany w czarny i idealnie dopasowany do swojej sylwetki garnitur, który kierował się w moją stronę. Usiadł on tuż na przeciwko mnie, odkładając bukiet na stolik leżący obok mojego łóżka szpitalnego. W końcu mogłam ujrzeć jego twarz, po czym stwierdziłam, że zdecydowanie pomylił osoby... Nie oszukujmy się, był cholernie przystojny! Ciemno brązowe oczy, włosy ułożone do góry, podchodzące pod odcień czerni i te pełne usta. Lekko uśmiechnął się do mnie, uchylając swoje wargi, po czym chwycił moją dłoń, przykładając ją do swoich ust. Teraz nie obchodziło mnie to, że go nie znam i jest totalnie obcą osobą, ale byłam w nim za bardzo zapatrzona, abym mogła realnie myśleć.

- Kimberly. - Odparł lekko zachrypniętym głosem, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Niezmiernie się cieszę, że mogę ciebie ponownie ujrzeć, wyglądasz cudownie! - Uśmiechnęłam się pod nosem, czując jak moje policzki przybierają odcień różu.

- Dziękuję, to miłe. - Rzekłam lekko zawstydzona.

- Lekarze mi wszystko powiedzieli... Nie wiem jak to się mogło stać... - Szepną zasmucony, całując moją dłoń, na co dopiero teraz przejrzałam na oczy. Nic z tego nie rozumiem... Najpierw Justin wyznaje mi, że był moim chłopakiem, a teraz on... Chłopak, którego imienia nawet nie znam! Delikatnie zabrałam od niego swoją dłoń, na co zdziwiony zmarszczył brwi. - Kimberly... Co się stało?

- Kim ty dla mnie jesteś? - Zapytałam z niecierpliwością.

- Jestem twoim chłopakiem. - Odparł po chwili zamyślenia, a ja zdezorientowana tym całym zajściem z pogardą zaśmiałam się pod nosem.

- Nawet sobie nie żartuj... Nie wykorzystuj tego, że nam zanik pamięci. - Zaśmiałam się, spotykając się z jego poważnym wzrokiem.

- Szanuję to, że nic nie pamiętasz, dlatego nie jestem aż tak złośliwy, abym wmawiał tobie jakieś niestworzone historie. - Namyśliłam się, czując jak moje serce nerwowo przyspiesza.

- Tak, to było by niedojrzałe... Ale wczoraj był pewnie chłopak, twierdzący, że byliśmy razem. O co w tym wszystkim chodzi!?

- Mogę się domyślić, że to Bieber? - Zapytał, na co delikatnie i twierdząco kiwnęłam głową. - Mogłem się domyślić... Kocha się w tobie dobre kilka lat, lecz ja mu zawsze przeszkadzałem w jakimkolwiek zbliżeniu się do ciebie.  - Odparł opiekuńczo, a ja z uwagą się jemu przysłuchiwałam. - A zresztą nie dziwię mu się, jesteś piękna. - Odparł ponownie, na co wywinęłam oczami.

- Posłuchaj, nie wciskaj mi takich ciemnot, dobra!? To wszystko jest popiepszone, a ja nawet nie mam zaufanej osoby, z którą mogłabym porozmawiać. Nie ułatwiasz tego, nie mogę tobie w stu procentach uwierzyć, bo nie potrafię. - Przerwałam, czując na sobie jego wzrok. - Któryś z was mnie okłamuje, a to nie jest fajne. Bawicie się mną, jak tak dalej pójdzie to nikomu nie zaufam, a wtedy to wy będziecie mogli sobie podziękować.

- Kochanie, nie denerwuj się, udowodnię tobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni. - Prychnęłam pod nosem, mając już gdzieś jego teksty, które miały mnie tylko zmanipulować.

- Nie chcę urazić ciebie, ani Justina. - Szepnęłam zestresowana, na co chłopak się delikatnie uśmiechnął.

- Wiem, że potrzebujesz czasu, to na pewno nie jest proste... A więc może zaczniemy od nowa? Jestem Zayn.

Zayn... Ładne imię, ale nie tak ładne jak Justin... Czy ja właśnie o tym  pomyślałam?

Absolutna doskonałość ~ Justin Bieber Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz