Każda minuta tutaj, dłużyła mi się jak wieczność. Siedzimy w ciszy czekając na Justina, co sekundę słyszą tylko ciche tykanie zegara.
- No cholera mnie zaraz jakaś weźmie! - Parsknęłam pod nosem, chowając swoją twarz w zimne dłonie. Martin objął mnie ręką, przyciągając bliżej siebie, tym samym chowając moją głowę w zagłębienie swojej szyi.
- Spokojnie, jeszcze chwilę... - Odparł zmęczony i znudzony, monotonnym odpowiadaniem na moje bezsensowne pytania.
- Mówisz to od dwóch godzin. - Parsknęłam, przymykając oczy, kładąc swoją głowę na silne ramię bruneta. - Jak on będzie musiał tu siedzieć...- Szepnęłam załamana pod nosem.
- Nie martw się, jakby co zawsze masz mnie. - Uśmiechnął się delikatnie, co odwzajemniłam.
Ale ja chcę Justina...
W sumie nie wiem dlaczego o tym pomyślałam, nic ważnego nas nie łączy, a wręcz przeciwnie. Nie wiem co się ze mną dzieję... Bardzo się o niego martwię, a to do mnie nie podobne!
Ja i Bieber to całkowicie dwa inne światy!Nagle, po kilku minutach usłyszałam uchylające się drzwi. Stanął w nich wysoki, mężczyzna prawdopodobnie o kilka lat starszy ode mnie.
- Kimberly Jackson? - Powoli przeczytał moje imię i nazwisko, cały czas patrząc się w kartkę. Rozejrzał się po sali, na co wstałam z krzesła.
- Tak, to ja. - Odarłam.
- Jest pani ze mną proszona. - Rzekł rozkazującym tonem głosu, na co lekko spięta spojrzałam na Martina.
- Ale przepraszam bardzo, w jakiej sprawie?
- Dowie się pani, gdy będziemy na miejscu. Teraz proszę nie marnować mojego cennego czasu. - Odpowiedział oschle, nie czekając na mnie. Rzuciłam tylko błagalne spojrzenie na Martina, który tylko głośno przełknął ślinę.
Powolnym krokiem ruszyłam za policjantem, który poprowadził mnie do pewnego pomieszczenia. Stało tu tylko biurko z trzema krzesłami i szerokie okno. Po mojej drugiej stronie siedział nieco starszy mężczyzna, który nie odrywał wzroku od laptopa, stojącego tuż przed nim. Grzecznie się z nim przywitałam, czego prawdopodobnie nie zauważył.
- Proszę odejść. - Rozkazał, puszczając surowy wzrok na chłopaka stojącego obok drzwi. Usłyszałam tylko trzask, na co się delikatnie wzdrygnęłam.
- Kimberly Jackson. Droga Kimberly Jackson... W co ty się wpakowałaś? - Przeglądał jakieś karty i klasery, ze zdjęciami różnych osób. Co mają znaczyć jego słowa? Czy ja zrobiłam coś źle?
- Przepraszam, ale ja nie rozumiem. Co zrobiłam nie tak? - Zapytałam z niezrozumieniem, słysząc po chwili ciche prychnięcie.
- Justin Drew Bieber. - Uśmiechnął się do mnie. - Dochodzą mnie słuchy, że jesteście razem. Czy to tobie nic nie mówi? - Czułam jak mi się robi gorąco, a moje nerwy powoli zaczynają wysiadać.
- Czy mógłby pan mówić jaśniej!? - Uniosłam się.
- Niech pani nie zapomina gdzie jest. - Spojrzał się na mnie spod swoich grubych okularów.
- Justin Drew Bieber, 23 lata, Kanada... - Czytał mi jakieś pismo, którego nigdy wcześniej nie widziałam. - Czy mógłbym wiedzieć jaki okres czasu razem jesteście? - Nic nie odpowiedziałam.
- A musi to pan wiedzieć? - Zapytałam, zakładając nogę na nogę.
- Proszę się przyzwyczaić, że będę od teraz zadawał pani bardziej osobiste pytania. - Zamyślił się. - A teraz jeszcze raz... - Spojrzał jeszcze raz to na kartę, to na mnie. - Jaki okres czasu razem jesteście? - Chwilę się zastanowiłam nad odpowiedzią. W sumie to ja się dziwię, skąd on wie że my w ogóle „ jesteśmy razem"!
CZYTASZ
Absolutna doskonałość ~ Justin Bieber
RomanceUWAGA! Opowiadanie zawiera błedy, więc proszę nie wspominać o tym w komentarzach, dziękuję😌 - Posłuchaj, albo mnie puścisz, albo zacznę krzyczeć. - Odparłam oschle patrząc mu prosto w oczy. Ten puścił mi tylko cwaniacki uśmiech i przygryzł dolną wa...