Tris
- Chciałabym iść do pracy - wyznaję, kiedy leżymy rano z Tylerem w łóżku. Uwielbiam nasze wspólne poranki, kiedy po przebudzeniu możemy porozmawiać na jakieś głupie i śmieszne tematy, przytulamy się i skradamy pocałunki. Nawet nie podejrzewałam tego, jakie szczęście może dać mi Tyler. Zawsze istniał dla mnie tylko Tobias i byłam pewna, że zostanę z nim do końca życia. Moja pierwsza wielka miłość... A potem pojawił się Tyler i gdyby nie Evelyn, nie zakochałabym się w nim. Nigdy nie tolerowała wyboru Cztery, więc poniekąd spełniło się jej życzenie - już nie jestem z jej synem.
- Hmm, Rue ma dopiero dwa latka - Tyler marszczy czoło. - Oczywiście możemy dać ją do przedszkola...
- Przedszkola? Co to takiego? - Przerywam mu, zaciekawiona.
- Coś jak szkoła, tyle że dla młodszych. Rodzice, którym zależy na powrocie do pracy, mogą ten czas oddawać codziennie dzieci.
- Nie, Rue jest jeszcze za mała - ciężko mi się robi na sercu, gdy pomyślę, że miałabym oddawać Rue pod opiekę obcym kobietom. - Może jak skończy trzy latka i będzie większa.
- A nie myślałaś... - Tyler przerywa. - Nie, to głupie.
- No teraz mów, skoro już zacząłeś - uśmiecham się zachęcająco.
- Nie chciałabyś mieć ze mną jeszcze jednego dziecka? - Pyta szybko, jakby bał się, że zaraz straci odwagę.
Przygryzam wargę. Trzecie dziecko? Wydaje mi się jakbym wczoraj urodziła Rue, ale Tyler ma rację. Ma już dwa latka i może rodzeństwo to dobry pomysł... Teddy jest nieosiągalny... Ja mam tylko Caleba i czasami żałuję, że nie miałam jeszcze siostry.
- To nie jest zły pomysł - zaczynam ostrożnie. - Jednak nie wiem, czy to najlepszy moment na kolejne dziecko. Cały czas żyję w strachu o to, co może się teraz dziać z Teddym, stresuję się tym, co jeszcze wymyśli Cztery...
- Hej, spokojnie - przerywa mi Tyler. - Nie naciskam na ciebie. Ale miło wiedzieć, że bierzesz pod uwagę kolejne dziecko ze mną. Nawet nie spodziewałem się, że bycie tatą to taka cudowna sprawa. Patrzysz na tę małą osóbkę, którą stworzyłaś i czujesz się taka szczęśliwa i dumna, kiedy uczy się czegoś nowego, rozwija się...
Uśmiecham się. Dla Tylera bycie tatą to tak wielka radość, że chciałabym mu dać tyle dzieci, ile tylko by zechciał.
- Pomyślimy o tym, po ślubie, dobrze? - Proponuję, przez co na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Całuje mnie mocno, pokazując jak bardzo jest szczęśliwy.
- To kiedy się pobieramy? Może za tydzień?
- Jesteś szurnięty - zaczynam się śmiać.
- Szurnięty z miłości do ciebie - porusza brwiami, a ja uderzam go poduszką. - Ej!
- Ja też zwariowałam z miłości do ciebie - wzruszam ramionami, a on zaczyna mnie łaskotać. - Tyler! - Udaje mi się wydusić, pomiędzy kolejnymi spazmami śmiechu.
- Też cię kocham - całuje mnie w czubek nosa. - Dobra, teraz bądźmy poważni - robi śmieszną minę, co oznacza tylko to, że nici z powagi. - Chcę żebyś już była moją żoną. Teraz, zaraz.
- Ślub to ważna rzecz - oświadczam. - Wiesz, chciałabym żeby Teddy był z nami w tym dniu.
- Rozumiem. Ale nie wiemy dokładnie, kiedy ponownie uda nam się spotkać. To może potrwać kilka lat.
- No tak. Wyrzuciłam obrączkę, ale to chyba nie oznacza rozwodu z Tobiasem.
- Rozstaliście się, wyrzucił cię z miasta. Po tych wszystkich okropnych rzeczach, których się dopuścił, można uznać, że jesteście po rozwodzie.
- Ale nie byliśmy z tym w Prawości.
- Nie należysz już do Chicago, więc nie dotyczy cię ta zasada - mówi z przekonaniem Tyler.
- Chyba masz rację - odpowiadam i znienacka walę go w głowę poduszką.
- Ty podstępna, okropna kobieto - jęczy Tyler, a ja zaczynam się śmiać i opadam na plecy. Brunet od razu to wykorzystuje i rzuca się na mnie z pocałunkami.
CDN.
❤️
CZYTASZ
Seria „ODRZUCONA": Ostatnia walka (7)
Fanfiction7 odsłona mojej kontynuacji trylogii „Niezgodna". Przed przeczytaniem opowiadania, zapraszam do zapoznania się z poprzednimi częściami serii „Odrzucona".