Rozdział 30

328 37 104
                                    

Tris

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tris

Rano wychodzę z pokoju i widzę, że ludzie biegają po korytarzu i panuje ogólne zamieszanie.

- Co się dzieje? - Pytam, zatrzymując jakiegoś chłopaka.

- Brama w Chicago została otwarte, a na ulicach nie ma wojsk, uciekamy stąd - odpowiada szybko i dalej biegnie.

Marszczę brwi i próbuję znaleźć kogoś znajomego, żeby zweryfikować informacje, które dostałam. Cztery miałby tak po prostu odpuścić i dać ludziom możliwość ucieczki? Coś tu śmierdzi...

- Tiffany! - Krzyczę, widząc w oddali brunetkę. Ogląda się, próbując dostrzec kto ją woła i w końcu mnie zauważa. Przeciskam się do niej. - Co jest?

- Prawdopodobnie całe wojsko wyjechało z miasta, nie ma patroli na ulicach, więc wszyscy uciekają...

- Może to jakaś pułapka? - Zastanawiam się. - Trudno mi uwierzyć, że Cztery tak po prostu pozwala wszystkim opuścić Chicago.

- Musimy zaryzykować - odpowiada, wzruszając ramionami. - Drugiej szansy może już nie być.

- To co, zwiewamy? - Odzywa się Uriah, który właśnie do nas podszedł. Całuje krótko Tiffany i chwyta ją za rękę.

- Gdzie Teddy? - Pytam.

- Już jestem - odpowiada. - Chodźmy.

- Czy naprawdę nikogo nie dziwi ta sytuacja? To nie jest normalne! - Denerwuję się. - Zwłaszcza po naszym wczorajszym włamaniu do gabinetu Cztery! Gdzie jest całe wojsko?

- Może gdzieś ich wysłał - wzrusza ramionami Tiffany, a mnie oblewa zimny pot. Cztery nie chce się mścić na mnie bezpośrednio. Najpierw zabił Caleba, a teraz w odwecie za włamanie zabrał się za resztę mojej rodziny.

- Pojechali do Agencji - mówię słabym głosem. Moje nogi słabną i muszę podeprzeć się Teddy'ego.

- To by wiele wyjaśniało - odpowiada Tiff, której oczy są szeroko otwarte. - Całe wojsko pojechało do Agencji, Cztery w końcu wypowiedział im wojnę. Myślicie, że nasze nocne włamanie go do tego skłoniło?...

Nie słucham jej już dłużej, tylko biegnę w kierunku wyjścia z podziemi. Słyszę, że reszta podąża za mną, ale jestem w stanie myśleć tylko o Rue i Tylerze. Jeśli Cztery zabije ich tak samo jak Caleba... Nie będę miała już żadnych zahamowań, Cztery umrze, nawet jeśli miałabym sama zginąć.

>>>

Nie mamy czasu do stracenia, więc wsiadamy do pierwszego lepszego auta, który napotykamy. Niektórzy postanowili biec, ale gdy przypomnę sobie swój bieg z Agencji do Chicago, to stwierdzam że wolę auto. Dotrzemy do celu o wiele szybciej.

- Powinienem zaczekać na Zeke'a - odzywa się Uriah, który siedzi z Tiffany na tylnich siedzeniach. Teddy prowadzi auto, ale to ja mówię mu gdzie ma jechać, bo znam drogę do Agencji.

- Na pewno wszystko w porządku z nim, Shauną i dziećmi - pociesza go Tiffany.

Skupiam się na drodze, na której musimy uważać ja biegających wszędzie ludzi. Panuje straszny chaos.

Mijamy Serdeczność i wyjeżdżamy zupełnie z Chicago. Niebo staje się coraz ciemniejsze za sprawą kłębów gęstego, czarnego dymu.

- Co oni zrobili? - Pyta głośno Tiffany, gdy zauważamy z daleka ogień i gruzy.

Serce bije mi teraz tak szybko, mam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Jednocześnie modlę się o to, żeby wśród tych gruzów nie znaleźć Rue i Tylera.

Miałam rację - tak jak myślałam, głównym celem była Agencja, która... po prostu zniknęła z powierzchni ziemi. Ruiny otaczał ogień i wnoszący się ku niebu dym. Wysiadłam pospiesznie z auta i zaczęłam biec.

- Mamo! - Krzyczy z oddali Teddy, ale nie słucham go, po prostu biegnę.

- Tyler! Rue! - Wrzeszczę rozpaczliwie. W moim sercu tli się nadzieja, że może akurat nie byli w Agencji, przecież mogą być teraz w domu. Jednocześnie pojawia się we mnie uczucie straty, coś podpowiada mi, że ich straciłam. Moja wrodzona intuicja, która prawie nigdy mnie nie zawiodła...

- Tak właśnie myślałem, że cię tu spotkam - rozlega się zimny głos za mną.

Odwracam się i widzę Tobiasa, który uśmiecha się kpiąco.

- Tyler! Rue! - Przedrzeźnia mnie, śmiejąc się do rozpuku. - Nawet nie wiesz jaka jesteś żałosna. Obiecałem ci, że będę karał twoich najbliższych za twoje błędy...

- A ja obiecałam, że się na tobie zemszczę - odpowiadam szybko i niewiele myśląc, wyciągam broń i strzelam z niej do Tobiasa. Kula trafia go prosto w pierś.

CDN.

Szczęśliwego Nowego Roku 2018, kochani ❤️

Ja kończę ten rok z 300 obserwującymi! (Pewnie na początku stycznia będzie 298 😂)

Udanego Sylwestra! 😈

Seria „ODRZUCONA": Ostatnia walka (7)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz