Tris
Uriah prowadzi mnie bocznymi uliczkami, zwinnie omijając kamery. Jestem tak wściekła na Tobiasa, że wcale nie mam nic przeciwko, żeby mnie zobaczył - mogę się z nim skonfrontować w każdej chwili. Jednak muszę mieć też na uwadze to, że poza Chicago czeka na mnie moja córka, której obiecałam, że niedługo wrócę. Nie mogę niepotrzebnie narażać się na niebezpieczeństwo właśnie ze względu na nią. Jestem jej potrzebna... nie chcę, żeby moje kolejne dziecko cierpiało.
- Daleko jeszcze? - Pytam, kiedy nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Jestem wykończona całym tym dniem, adrenalina zaczyna ze mnie schodzić, więc pojawia się zmęczenie i ból głowy.
- Już niedługo - odpowiada i patrzy na mnie z uśmiechem. - Co, bolą nóżki?
- Och, zamknij się - warczę, walcząc z ochotą trzepnięcia go w głowę. - Więc założyliście grupę buntowników?
- Nie podoba nam się nowe Chicago, więc usiłujemy wymyślić coś, żeby obalić naszego kochanego pana prezydenta - mówi ironicznie.
- Trzeba było go nie wybierać - rzucam.
- Mówisz o mieszkańcach Chicago, czy o sobie?
Prycham tylko i nie odpowiadam.
- Sorry, Tris. Po prostu wszyscy jesteśmy zdenerwowani, nie wiemy co jeszcze może wymyślić, każda jego kolejna decyzja jest coraz bardziej absurdalna.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Widziałaś co zrobił ze Sztywniakami?
- Wiem, że Altruizmu już nie ma - kopię ze złością kamyk, który leży na drodze.
- Tris, żadna frakcja już nie istnieje. Niby dał nam wolność, ale co to za wolność, kiedy nawet nie możesz wyjechać z miasta? Wielu z nas chciałoby wynieść się z Chicago, ale zostaliśmy zamknięci.
Kiwam głową i nadal o tym rozmyślam. Nie widzą problemu w tym, że nie ma już systemu frakcyjnego, pragną jedynie wolności. Dokładnie wiem, co czują - sama wybrałam Nieustraszoność, między innymi po to, aby być wolna. Ale czy ja tak naprawdę kiedykolwiek byłam wolna? Ciążyło na mnie piętno bycia Niezgodną, zawsze gdzieś za mną czaił się wróg, gotowy zaatakować w każdej chwili. Boję się, że już nigdy nie będę mogła się tak poczuć.
- Okej, jesteśmy - mówi w końcu Uriah, kiedy znajdujemy się przy jakimś budynku. Wygląda całkiem zwyczajnie, więc dziwię się, że Buntownicy wybrali takie miejsce na swoją siedzibę. Przecież wojsko może w każdej chwili tu wpaść i ich znaleźć.
Zauważam jednak, że Uriah podchodzi do ściany, która na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie. Dotyka jej w pewnym miejscu i mocniej naciska, dzięki czemu otwiera się przejście.
- Kreatywne - stwierdzam.
- Mamy wśród nas kilku Erudytów - wzrusza ramionami.
Wchodzimy do ciemnego tunelu, a Uriah zapala latarkę, żeby widzieć drogę. Nie trwa to długo - po chwili docieramy do ślepego zaułka. Wtedy jednak dostrzegam, że Uriah otwiera klapę na ziemi i do moich uszu dobiega głośna muzyka.
- Mówiłem, że jeszcze zdążę na imprezę! - Woła radośnie Uriah i zaczyna schodzić na dół po drabinie.
Idę za nim i zeskakuję na ziemię. Wnętrze jest imponujące - do złudzenia przypominające Nieustraszoność. Też znajduje się pod ziemią i wszystko wygląda niemalże tak samo jak tam.
- Mam jakieś deja-vu? - Pytam Uriaha, który się uśmiecha.
- To akurat dzieło Nieustraszonych - odpowiada. - Witaj w domu, Tris.
>>>
Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Teddy'ego i upewnię się, że jest cały i zdrowy. Przepycham się przez ludzi wraz z Uriahem i w końcu go zauważam, siedzi z jakąś dziewczyną.
Mam ochotę biec w jego stronę, jednak udaje mi się powstrzymać, więc idę szybkim krokiem.
- Teddy! - Wołam, a on unosi głowę i wytrzeszcza oczy, widząc mnie.
- Mamo! - Rzuca się na mnie i przytula mocno. Jest dużo wyższy ode mnie, więc przytulam się do jego piersi. - Jak?
- Widziałam nagranie i musiałam tu przyjechać - biorę jego twarz w dłonie. - Jak się czujesz? Co z plecami? Może...
- Mamo, spokojnie. Do wesela się zagoi - rzuca nonszalancko, jednak wiem, że pewnie udaje, żebym się nie martwiła. - Gdzie Rue i Tyler? Spotkałaś się z nim?
Zastanawiam się, czy powiedzieć mu o naszych zaręczynach, ale postanawiam na razie zatrzymać tę informację dla siebie.
- Tak, mieszkamy razem. Zostawiłam ich w Agencji.
- Mamo, nie powinnaś zostawiać Rue...
- Spokojnie, jest pod opieką Tylera. To jej tata, na pewno sobie poradzą beze mnie przez jakiś czas - odpowiadam.
Mój wzrok pada na brunetkę, która wstaje i uśmiecha się do mnie, wyciągając rękę.
- Tiffany, przywódca Buntowników - mówi, a ja ściskam jej rękę.
- Tris, mama Teddy'ego - odpowiadam i przyglądam się jej bliżej. Moje serce zaczyna bić szybciej, gdy coś sobie uświadamiam.
CDN.
Moi kochani, chciałabym wam życzyć wesołych, tobiasowych świąt ❤️❤️🎅🏽
CZYTASZ
Seria „ODRZUCONA": Ostatnia walka (7)
Fiksi Penggemar7 odsłona mojej kontynuacji trylogii „Niezgodna". Przed przeczytaniem opowiadania, zapraszam do zapoznania się z poprzednimi częściami serii „Odrzucona".