Tobias- Jak to zniknęli?! - Krzyczę na Daniela, dowódcę. Wstaję, a moja twarz wykrzywia się w gniewie. - Jak mogłeś zgubić tylu ludzi?!
- Przyłączyli się do rebelii albo uciekli z Chicago - odpowiada dowódca. - To nie wszystko. W nocy włamano się do naszego magazynu z bronią.
- Co takiego? Jakim, kurwa, cudem? - Cedzę przez zęby.
- Druga grupa Buntowników zajęła się demolowaniem miasta, więc większość strażników była zajęta nimi. Zginęło około trzydzieści procent naszych zapasów...
Walę pięścią w szklany stół, który rozbija się pod wpływem uderzenia.
- Jak mogliście dać się tak łatwo nabrać?! - Wrzeszczę na niego. - Zachowaliście się jak banda amatorów!
- Wśród nich byli bracia Pedrad - dodaje Daniel.
Zeke i Uriah? Pieprzeni zdrajcy.
- A więc to tak... Zdradzili nas, zdradzili Chicago - stwierdzam. - Przy pierwszej okazji macie ich zabić. Jeśli się uda, możecie zrobić to w taki sposób, żeby widziało to jak najwięcej mieszkańców. Niech wiedzą co robimy ze zdrajcami.
- Przyjąłem. Czy rozkaz dotyczy także ich rodzin?
- Oczywiście. Koniec z litością. Wytępimy zdrajców co do jednego - staję przy oknie i patrzę na zachmurzone niebo. Od dawna w Chicago nie zagościło słońce. Ludzie, których miałem za przyjaciół, pokazują, że tak naprawdę nigdy nimi nie byli i sprzeciwiają mi się. Pożałują tego, zniszczę ich.
>>>
- Prezydencie Eaton, przyszła paczka dla pana - mówi jedna z moich pracownic. Kładzie na biurku przede mną niewielką paczuszkę.
- Została sprawdzona? - Pytam, przyglądając się jej podejrzliwie.
- Oczywiście. Czy mogę już odejść?
Kiwam głową i kobieta wychodzi. Rozdzieram papier i wyciągam mały dysk przenośny. Obracam go przez chwilę w dłoni, zastanawiając się, co może się na nim znajdować. W końcu podłączam go i na moim ekranie pojawia się nagranie. To obraz zniszczeń których dokonali wczorajszej nocy buntownicy, odwracający uwagę od drugiej grupy włamującej się do magazynu z bronią.
Rozpoznaję jedną ze swoich najlepszych nowicjuszek, kiedy byłem jeszcze instruktorem w Nieustraszoności. Była tak dobra, że postanowiłem później zatrudnić ją do wojska.
Teraz widzę, że nikomu nie można ufać.
- Co masz do powiedzenia naszemu szanownemu panu prezydentowi? - Woła ze śmiechem Tiffany, do kogoś kogo nie widać na nagraniu.
Kamera kieruje się na kobietę, która ściąga kaptur. Prawie wypluwam alkohol, którego się właśnie napiłem.
- Cześć Cztery, wróciłam - mówi Tris z zaciętą miną. - Wiesz po co? Żebyś zapłacił za to, co zrobiłeś Teddy'emu. Pożałujesz każdego uderzenia, które spadło na jego plecy. Pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś, kiedy wpadniesz w moje ręce. Postanowiłam dołączyć do Buntowników i możesz być pewny, że twoje dni są policzone. Przyjdziemy po ciebie - dodaje i nagranie się kończy.
Wybucham głośnym śmiechem. Jestem tak rozbawiony, że nie potrafię się uspokoić przez dłuższą chwilę, łzy spływają po moich policzkach i trzymam się za brzuch.
Przyjdą po mnie!
Ci idioci mnie chyba nie doceniają.
Biorę telefon i wybieram odpowiedni numer.
- Dowódco Danielu - mówię, nie zawracając sobie głowy powitaniem. - Proszę przyprowadzić na plac w centrum Caleba Priora. Pracuje w szpitalu.
>>>
Plac zapełnia się ludźmi, jak zwykle kiedy odbywa się wymierzanie kar dla nieposłusznych mieszkańców. To najlepszy sposób na utrzymanie spokoju w mieście, nikt nie kwapi się do tego, żeby dołączyć do Buntowników ze strachu przed publiczną karą.
- Mieszkańcy Chicago! - Krzyczę do wpatrującego się we mnie tłumu. - Buntownicy wciąż myślą, że są silniejsi ode mnie, więc postanowiłem im pokazać, kto tu ma władzę. Ja jestem prezydentem i banda nieudaczników nie będzie miało wpływu na miasto. Ogłaszam, że od tej chwili zostanie wydany nakaz natychmiastowej egzekucji Buntowników, bez prawa do procesu. To samo dotyczy ich rodzin. Musimy oczyścić miasto z takich ludzi - przed moje nogi zostaje rzucony mężczyzna z workiem na głowie. Ściągam go i widzę bladą, przerażoną twarz Caleba.
- Co zrobiłem? - Pyta roztrzęsionym głosem.
- Tris Prior postanowiła wrócić do miasta i dołączyć do Buntowników, przez co wydała na swojego brata, Caleba Priora wyrok śmierci - mówię głośno, żeby wszyscy usłyszeli.
- Cztery, no co ty - oczy Caleba rozszerzają się w strachu.
- Nie ma litości dla takich ludzi jak wy - stwierdzam i wyciągam broń.
- Cztery, pomyśl racjonalnie! - Krzyczy Caleb.
Mierząc do niego, patrzę prosto w jego przerażone oczy. Nie ma we mnie ani odrobiny współczucia. To wina Tris, to ona mu to zrobiła...
Strzelam w jego głowę, a nasz kontakt wzrokowy urywa się, kiedy Caleb pada na ziemię.
CDN.
😶
CZYTASZ
Seria „ODRZUCONA": Ostatnia walka (7)
Fanfic7 odsłona mojej kontynuacji trylogii „Niezgodna". Przed przeczytaniem opowiadania, zapraszam do zapoznania się z poprzednimi częściami serii „Odrzucona".