Tris
Przez dłuższy czas moja psychika była w fatalnym stanie. Wydawało mi się, że widzę i słyszę Rue, opiekuję się nią tak jak dotychczas, że wciąż z nami mieszka. Tak samo widziałam Teddy'ego. W tych chwilach byłam szczęśliwa, moja malutka córeczka i mój syn byli razem ze mną.
W końcu zdałam sobie jednak sprawę, że Rue i Teddy'ego już nie ma. Rzeczywistość dopada mnie, gdy najmniej się tego spodziewam i przygniata swoim ciężarem. Wtedy zamykam się w sobie i marzę o tym, żeby zniknąć.
Ile razy próbowałam się zabić, kiedy miałam jeden ze swoich ataków szału? Trudno policzyć. Czasami nawet kilkanaście razy dziennie. Dlatego Tyler pilnuje mnie na każdym kroku i wychodzi tylko, kiedy to konieczne. Błaga mnie, żebym mu tego nie robiła, ale to mnie przerasta. Kocham go, ale jak mam dalej żyć z tym, co się stało? Nadal nie powiedziałam mu, kto zabił Rue. Czasami zastanawiam się, co teraz czuje. Satysfakcję? Na pewno tak. Nienawidził Rue, nawet gdy nie wiedział o tym, że nie jest jego dzieckiem, więc teraz świętuje. Ciekawe, czy wie, że Teddy też... odszedł. Mógłby świętować podwójnie.
Jestem tak zła, że zaczynam uderzać zaciśniętymi pięściami w ścianę. Skóra na moich dłoniach szybko staje się popękana, z ran sączy się krew, która pojawia się na ścianach. Mimo tego nie rezygnuję, uderzam jeszcze silniej, gdy wyobraźnia podsuwa mi przed oczy twarz Cztery. Ściana to Cztery, rozwalę ją, rozwalę Cztery...
- Tris! - Tyler wchodzi do pokoju i patrzy na mnie z wyrzutem. Szybko odkłada jedzenie, po które poszedł na stołówkę i odciąga mnie z całej siły od ściany. Zamyka mnie w ciasnym uścisku, choć wierzgam się, żeby się od niego odsunąć. On jest jednak uparty, więc w końcu się poddaję. - Obiecałaś mi!
- Przepraszam - jęczę, a moje oczy wypełniają się łzami. Spojrzenie Tylera od razu łagodnieje i przytula mnie mocno. Wtulam się w niego i czuję bijące od niego ciepło. Dlaczego wciąż go od siebie odtrącam i nie pozwalam się do siebie zbliżyć?
On też stracił córkę. Musi cierpieć tak samo jak ja, ale to on jest silny, pilnuje, żebym kompletnie się nie załamała. Nie chcę go martwić, ale śmierć moich dzieci mnie złamała - mam tylko jeden cel, który muszę jeszcze osiągnąć przed śmiercią - zabić Cztery. Patrzeć, jak cierpi... tak samo ja. O ile kiedyś nie zabiję się w napadzie szału, uda mi się spełnić swoje największe marzenie.
- Chodź, położymy się - mówi tylko Tyler, zapominając o jedzeniu, które chyba i tak zdażyło się juz zrobić zimne.
Kładziemy się na łóżku, a Tyler przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w niego.
- Bardzo cię kocham, Tris - słyszę szept bruneta. - Obiecaj, że mnie nie zostawisz.
- Obiecuję - odpowiadam, muskając lekko jego usta.
Zawsze byłam dobrym kłamcą.
>>>
Soffia
Wracam do schronu po tym, jak nie było mnie w nim przez kilkanaście dni, jednak było warto - znalazłam w Erudycji to, co chciałam. To głupie, że tyle czasu tam mieszkałam i tego nie znalazłam, ale nie miałam pojęcia, gdzie szukać. Uniknęłabym tej sytuacji, ale teraz już wiem. Nic straconego, mogę to wszystko naprawić.
- Hej - zaczepiam Tiffany, która patrzy na mnie dziwnie. - Szukam Teddy'ego, widziałaś go gdzieś?
- Teddy nie żyje, został postrzelony - odpowiada i odchodzi, a mi zaczyna szumieć w głowie.
Nie, to niemożliwe. Teddy nie mógł...
- Tiffany! - Krzyczę, idąc za nią. W końcu ją dopadam. - Coś ci się pomyliło, on nie mógł...
- Teddy nie żyje, Rue też! - Wrzeszczy, w jej oczach pojawiają się łzy. - Daj mi spokój!
Odwracam się na pięcie i zaczynam biec, ile sił w nogach. Wybiegam ze schronu do tunelu, wciąż biegnę i biegnę, nie potrafię się zatrzymać...
CDN.
🤷🏽♀️
CZYTASZ
Seria „ODRZUCONA": Ostatnia walka (7)
Fanfic7 odsłona mojej kontynuacji trylogii „Niezgodna". Przed przeczytaniem opowiadania, zapraszam do zapoznania się z poprzednimi częściami serii „Odrzucona".