Tyler
Ostatnie dni były jednym wielkim koszmarem. Zrobiliśmy skromny pogrzeb dla wszystkich ofiar i pochowaliśmy ich w jednym zbiorowym grobie, choć Teddy'ego i Rue umieściliśmy w innym, bo tak chciała Tris. Przestała się w ogóle odzywać, nie spała, nie jadła, nie piła... Musiałem ją do tego zmuszać, często reagowała gniewem, patrzyła na mnie z nienawiścią, jakbym to ja był winny śmierci jej dzieci. Może i byłem... mogłem osłonić Teddy'ego, tak jak wtedy w Meksyku. Mogłem zostać z Tris i Rue. Mogłem wiele rzeczy... ale ich nie zrobiłem. Może gdybym podjął inne decyzje, oni byliby dziś z nami...
Ale nie mogę cofnąć czasu. Przeżywam swoją własną żałobę, cierpię tak jak jeszcze nigdy w życiu nie cierpiałem. Zmarła moja mała córeczka, moje wymarzone dziecko, którą z miejsca pokochałem, nawet gdy nie wiedziałem, że jest moja. Teddy był dla mnie jak syn. Byłem z nim w chwili jego narodzin, widziałem jego pierwsze kroki, jego pierwszy uśmiech, słyszałem jego pierwsze słowa... Przez długi czas zastępowałem mu tatę.
A teraz już go nie ma. Nie ma mojej małej Rue... gdy myślę o przyszłości, nie potrafię jej sobie wyobrazić. Nie bez dzieci... Czy to w ogóle ma sens...?
Zapadły mi w pamięć słowa Tris, jedyne które wypowiedziała na pogrzebie...
„Nie jestem już mamą..."
Nie jestem już tatą...
>>>
W nocy budzi mnie krzyk Tris. Dzisiaj pierwszy raz udało jej się zasnąć, wyglądała jak chodzący trup, który ledwo trzymał się na nogach. Bardzo schudła.
- Nieeeee! - Krzyczy, rzucając się na łóżku. - Nie oddam ich!
- Tris - uspakajam ją i próbuję obudzić, bo ewidentnie śni jej się koszmar związany z Teddym i Rue. - Skarbie, spokojnie - przytulam ją do siebie, a ona otwiera oczy i patrzy na mnie dzikim wzrokiem. - Jestem tutaj. Kocham cię - dodaję i całuję jej włosy. Tak bardzo chciałbym dostać od niej jakieś wsparcie... Ale wiem, że nie jest w stanie tego zrobić, to ja muszę ją wspierać. Muszę być tą silniejszą stroną, która stanowi oparcie dla drugiej osoby. Moja Tris z każdym dniem wygląda coraz bardziej tak, jakby miała się po prostu rozpaść na milion kawałeczków.
Nagle Tris odrywa się ode mnie i patrzy na mnie ze złością.
- Nie słyszysz, że Rue płacze? Muszę do niej iść - wychodzi z łóżka, a ja zaciskam usta.
- Tris... - próbuję ją zatrzymać, ale ona już wychodzi z pomieszczenia. Prawdopodobnie idzie do pokoiku Rue, który zdążyliśmy ładnie urządzić w miarę możliwości schronu.
Wzdycham i kładę się z powrotem. Najwyraźniej Tris potrzebuje chwili dla siebie.
Po chwili odpływam w krainę snów, gdzie znowu dręczą mnie koszmary związane z Rue i Teddym.
>>>
Gdy rano wstaję, Tris nadal nie ma obok mnie. Wstaję z łóżka i idę do pokoju Rue. Zauważam Tris, która siedzi po turecku przy łóżku z książką w dłoniach. Czyta głośno i uśmiecha się.
- Hej, co robisz? - Pytam ze zdziwieniem.
- Zobacz Rue, tatuś przyszedł. Uściskaj go i poproś, żeby czytał razem z nami.
Nie wiem co odpowiedzieć, jestem zakłopotany.
- Tris, Rue tu nie ma - sugeruję najdelikatniej jak potrafię.
- No co ty opowiadasz, jest tutaj, stoi obok ciebie - uśmiecha się, patrząc na przestrzeń obok mnie. - No chodź, poczytamy razem. Wiesz jak Rue lubi tę bajkę. Prawda córeczko? Chodź, siadaj tutaj, skarbie. Teraz tatuś ci poczyta, bo mamusię już boli gardło, pół nocy ci czytałam - śmieje się.
Podaje mi książkę, a ja odchrząkuję i udaję, że ta sytuacja wcale nie jest dziwna. Zaczynam czytać, a Tris chwyta coś w powietrzu i robi takie ruchy, jakby sadzała to sobie na kolanach.
Skoro to jej sposób na poradzenie sobie z cierpieniem, to kim jestem, żeby jej tego zabraniać?
CDN.
Miłej nocy 😘
CZYTASZ
Seria „ODRZUCONA": Ostatnia walka (7)
Fanfiction7 odsłona mojej kontynuacji trylogii „Niezgodna". Przed przeczytaniem opowiadania, zapraszam do zapoznania się z poprzednimi częściami serii „Odrzucona".