Rozdział 26

277 37 11
                                    

Tris

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tris

Zabił Caleba.

Mój brat nie żyje.

Przeze mnie.

- Mamo... - zaczyna Teddy, ale kręcę głową. Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę o tym myśleć, jedyne czego chcę, to cofnąć czas i powstrzymać Tobiasa. Byłam przekonana, że już bardziej nie mogę go nienawidzić, ale się myliłam. Teraz jedyne o czym marzę to to, aby go zabić. Nie przez jeden strzał... Chciałabym, żeby cierpiał, długo.

- Tak mi przykro, ma... Tris - odzywa się Tiffany i mnie przytula. Czuję się jak robot, nie ma we mnie żadnego uczucia, oprócz nienawiści. - Zrozumiemy, jeśli będziesz chciała wrócić do Agencji, do Tylera i Rue...

- Nie - przerywam jej stanowczo, odsuwając się. - Nie mam zamiaru tam wracać, mam tutaj coś do zrobienia.

- Ale...

- Rue jest bezpieczna z Tylerem, bardziej niż byłaby ze mną. Musimy pozbyć się Cztery.

>>>

Kolejne dni mijają nam na planowaniu ataku na Cztery, ale nie jest to łatwe. Zawsze jest otoczony swoją strażą, więc nie ma szans na strzelenie do niego z tłumu, czy chociażby porwanie go. Gdyby tak przejąć kontrolę nad żołnierzami... Tak, żeby zwrócili się przeciwko niemu. Nie mamy na to szans, bo wszelkie zapasy serum znajdują się w szpitalu, w dawnej Erudycji. Nie mamy tam nikogo znajomego, jedyny był Caleb. Który zginął z mojej winy.

W mieście widać pierwsze efekty zmian w rządzeniu Cztery. Zabrał ludziom połowę pensji, wielu z nich straciło też pracę. Teraz żebrzą na ulicach, doczekaliśmy się nowej grupy bezfrakcyjnych, których powinno się raczej nazwać bezdomnymi, bo nie ma już frakcji.

Często myślę o swojej córce. Jestem ciekawa, czy nadal o mnie pyta, czy pogodziła się z tym, że przez jakiś czas mnie nie będzie. Jestem pewna, że z Tylerem jest bezpieczna. Zrobiłby dla niej wszystko, jest takim dobrym ojcem. Czuję ulgę, że okazało się jednak, że Rue jest jego córką, a nie Cztery. Minęły dwa miesiące, odkąd widziałam ją po raz ostatni. Ciekawe, czy się zmieniła... Jest do mnie bardzo podobna, ale w jej twarzy widzę Tylera. W jej uśmiechu, roześmianych oczach... Istny Tyler.

- Myślisz, że to się kiedyś skończy? - Pyta Teddy, podchodząc do mnie. Siedzę na dachu budynku, a moje nogi zwisają luźno.

- Kariera każdego tyrana kiedyś dobiega końca - odpowiadam. - Siadaj - wskazuję na miejsce obok siebie.

- Dzięki, postoję - mówi od razu, a kiedy patrzę na niego pytająco, dodaje - Mam lęk wysokości.

Jak Cztery.

- No tak.

Przez chwilę milczymy, aż Teddy postanawia znowu się odezwać.

- Mamo... żałujesz, że się wybudziłaś? Że obydwoje się z ojcem wybudziliście?

Zastanawiam się, zanim mu odpowiadam.

- Nie - stwierdzam w końcu. - Oboje dostaliśmy szansę i chociaż skomplikowałam sobie trochę życie, wdając się w romans z Tylerem, nie żałuję tego. Dzięki temu mam Rue. I mogę być teraz przy tobie. Może gdyby Cztery się nie wybudził, w Chicago pojawiłby się inny tyran. Nad tym miastem wisi jakieś cholerne fatum - wzdycham. - Jeanine Matthews, Evelyn, a teraz Cztery... Chicago powinno przestać istnieć.

- Chicago to nasz dom.

Myślę przez dłuższą chwilę nad jego słowami. Kiedyś też tak uważałam, nie wiedziałam, że istnieje coś poza Chicago, więc uznawałam to miejsce za swój dom.

A teraz?

Teraz chcę uciec stąd jak najdalej, ale najpierw muszę wykonać swoje zadanie.

- Nie, Teddy - uśmiecham się do niego smutno. - Chicago to nasze więzienie, z którego musimy się wydostać raz na zawsze.

CDN.

😇

Seria „ODRZUCONA": Ostatnia walka (7)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz