Część 2

6.5K 349 40
                                    

Wilczyca weszła do przestronnej kuchni, otrzepując futro z śniegu.

- Adira! - krzyknęła kobieta w stroju kucharki, zasłaniając ręką twarz przed atakiem zimnych kropel. - Ile razy mam ci powtarzać, że masz to robić na zewnątrz!

Wilczyca spojrzała na kobietą i w jednej chwili zamiast wilka stała przed kucharką naga, wysoka kobieta o latynoskiej karnacji, długich do łopatek ciemnych włosach i dużych czarnych oczach, nad lewą piersią latynoski widniał wypalony, dawniej przez jej Pana rozżarzonym srebrem, symbol, czy raczej znamię symbolizujące ród wampirów, do którego należy.

- Wybacz, Martho.- Adira podeszła do wysepki na środku kuchni, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że jest naga, i wzięła z miski czerwone jabłko. Ugryzła je wychodząc tak z kuchni.

- Na litość Boską, dziewczyno! Ubierz się ! - zawołała za nią kobieta.

- Seguro (jasne) - kucharka usłyszała odpowiedź lykanki z korytarza. Pokręciła z politowaniem głową.

Adira szybko pokonała drogę do swojego pokoju, który w zasadzie był tuż obok kuchni, w skrzydle dla służby. Nie napotkała po drodze nikogo, ale to i tak nie miało dla niej znaczenia.

Już dawno nauczyła się nie krępować własną nagością.

Weszła do swojego pokoju i od razu skierowała kroki do łazienki, by wyczyścić się z błota i brudu. Niemal ją całą pokrywa warstwa błota i ziemi, ociekający śnieg tworzy ciemne szlaczki na jej skórze . Szczególnie jej ręce i nogi są brudne, w końcu są też jej łapami. Nastawiła wodę i weszła pod prysznic, kierując twarz pod strumień ciepłej wody, zamykając oczy.

~ Dałaś mu się ujeżdżać jak głupia klacz. ~ usłyszała w głowie, czy raczej z wnętrza głos.

~ My. My dałyśmy. ~ odpowiedziała swojej wilczycy, zaprzestając przeczesywania palcami włosów, z rękoma wciąż w tej samej pozycji. ~ Po za tym konie to mądre zwierzęta, wiesz? Zresztą wcześniej też na nas jeździł, zanim przenieśliśmy się tu wraz z Panem, pamiętasz ? 

W odpowiedzi usłyszała tylko warczenie tej drugiej i nastąpiła cisza. Sięgnęła po szampon i starannie namydliła włosy.

Jakieś dwadzieścia minut później wyszła z łazienki, przepasana ręcznikiem. I stanęła  w bezruchu w drodze do szafy, patrząc na Pana, który stał przy jej łóżku, trzymając w ręce ramkę z jej rodzinnym zdjęciem. 

Kiedy się pokazała, wampir odstawił zdjęcie na szafkę nocną i odwrócił się do niej przodem.

- Panie? 

- Jutro po śniadaniu zawieziesz Harry'ego do miasta, do szkoły.- powiedział wampir, patrząc na niewolnicę beznamiętnym wzrokiem. - A później masz go odebrać.

- No nie wiem. - Skrzyżowała ręce na piersiach. - Według niego jestem niewygodna. Znów będzie narzekał.

Usta wampira zwęziły się w wąską szparkę, lecz puścił mimo uszu jej odpowiedź.

- Weźmiesz samochód. - sprostował i wyszedł, nie czekając na kolejną błyskotliwą odpowiedź z jej strony. Lubił prowadzić ciekawe konwersacje, ale dobrze by było, gdyby jednak czasem pamiętała gdzie jej miejsce . 

                                                                         *                        *                         *

Obudził się, gdy tylko budzik na szafce nocnej przy łóżku, zaczął wydzwaniać melodię, którą z pewnością wkrótce znienawidzi. Otworzył oczy patrząc na okno, za którym na horyzoncie właśnie stawało słońce.

Usiadł na łóżku pocierając twarz dłońmi i dopiero teraz wstał, kierując swoje kroki prosto do łazienki. Przemył twarz w umywalce, a potem zdjął bokserki i wszedł pod prysznic.

Kiedy wyszedł z łazienki była za dziesięć siódma. Ubrał się więc świeże ubrania i wyszedł z pokoju.

I w tedy zdał sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia gdzie w tym domu jest jadalnia.

Zaczął chodzić po korytarzach, szukając kogoś ze służby lub mieszkańców, kto wskazałby mu drogę.

Wrócił do holu tą samą drogą, którą prowadził go wczoraj ojciec, lecz nikogo po drodze nie spotkał, co tylko potęgowało irytację chłopaka. W końcu nie wytrzymał i zawołał.

- Jest tu ktoś, do cholery?!

- Są, ale za dnia, wiesz, raczej odsypiają.

Odwrócił się na pięcie. W drzwiach przy schodach stała czarnowłosa kobieta o latynoskiej karnacji, z włosami spiętymi w koński ogon. Miała na sobie jeansy z kilkoma dziurami w strategicznych miejscach i czarną koszulkę z napisem "Buu" oraz ilustracją przyjaznego duszka. Miała na oko trzydzieści lat, ale wiedział, że musi być starsza. Nie zmieniła się nic od sześciu lat. 

Adira Ramirez.

- Zaprowadź mnie na śniadanie. - powiedział wyraźnie rozkazującym tonem.

Latynoska cmoknęła ustami, zakładając ramiona na piersi. 

- Mógłbyś choć raz poprosić, cachorro. ( szczeniaku ) - uśmiechnęła się wrednie. - Ale najwyraźniej za wiele wymagam od twojej inteligencji. - wzruszyła ramionami i zaczęła wspinać się po schodach na piętro - Chodź,chico. ( chłopcze) Zaprowadzę cię. - dodała, gdy Harry już otwierał usta, by rzucić jadowitą odpowiedź.

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz