Część 34

2.2K 186 57
                                    


  Tennessee 

Stan plantatorów tytoniu i kukurydzianych pól.

Nocne niebo rozświetliła błyskawica. Silna burza przechodziła nad całym stanem.  

Kilka mil od miasta Bristol jechał pociąg towarowy. Ktoś, kto chciałby stać w deszczu podczas burzy, a naprawdę mocno lało, mógłby zobaczyć jak wielki biały wilk wyskakuje z jednego z wagonów i znika za linią liściastego lasu z chłopcem na plecach.

Ale nawet taka osoba w taką pogodę wzięła by to za przewidzenie spowodowane ulewnym deszczem.

Tym czasem oni tam byli.

Wilczyca przedzierała się przez gęsty od roślinności tutejszy las, starając się utrzymać na grzbiecie swojego chłopca.

Zawsze wolała lasy iglaste, zwłaszcza w okolicach Collinsport. 

Były gęste, ale u korzeni świerków, sosen i innych iglaków nie musiała się przedzierać przez dżunglę kolczastych berberysów, jeżyn i innych upierdliwych narośli. 

Przeskoczyła nad krzakiem jeżyn i obróciła głowę do tyłu, chwytając Harry'ego za skrawek płaszcza, który użyczył mu jego nowy znajomy z pociągu. Poprawiła go na swoim grzbiecie i polizała po policzku. 

Harry odtrącił jej pysk ręką przez sen.

Potrząsnęła głową i ruszyła dalej w głąb puszczy. Powinni już zgubić łowców.

Teraz musi tylko znaleźć jakąś kryjówkę dla niej i Harry'ego. Następnie zdobyć parę ubrań dla siebie i chłopaka i coś do jedzenia.

I pozbyć się tego cholerstwa. Rana w okół harpuna nie chciała się zagoić. Mało tego, zaszła paskudną ropą i wyglądała dość ohydnie. No i czuła się okropnie. Jakby była chora. Była powolna, ciągle zmęczona i otępiała. Wciąż bolały ją kości i mięśnie. Zwłaszcza w okół rany.

Miała wielką ochotę się położyć i już nie wstawać.

Być może nawet nie byłaby w stanie już wstać, gdyby się położyła. Musi jednak być silna. Kto zajmie się Harry'm, jeśli ona podda się chorobie? 

Ból otumaniał jej zmysły. Przez co nie zauważyła, że wyszła na leśną drogę. Ani pędzącego tą drogą, mimo ulewy, samochodu. 

Kierowca zahamował ostro, cudem uniknęła chyba potrącenia, uciekając pośpiesznie ponownie w las. 

Mężczyzna wysiadł jedną nogą z furgonetki, niemal natychmiast przemakając. Patrzył za odbiegającym wilkołakiem.

Sięgnął po telefon do auta i wybrał numer z szybkiego wybierania.

- Adam, mamy problem. - powiedział do swojego rozmówcy. - Samotnik... Tak... Niemal go przejechałem... Sądząc po rozmiarach, samiec. Dobra, czekam na was.


                                                                    *                       *                       *

Zatrzymała się na chwilę nad rzeką. Musiała napić się wody. Po za tym dziś już nigdzie dalej nie pójdzie. Jest kompletnie wyczerpana. Jeśli zrobiłaby jeszcze choćby pół mili pewnie skonałaby z wyczerpania. Zsunęła z siebie Harry'ego, przyklęknąwszy, by nie zrobił sobie krzywdy spadając. Podeszła do rzeki i schyliła głowę, by napić się wody.

Była lodowata, ale teraz nie miało to dla niej większego znaczenia.

Woda przynosiła ulgę. Mimo, że tylko na krótką chwilę.

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz