Część 14

2.8K 219 26
                                    


Była późna noc, gdy w końcu zobaczył przed sobą Collinwood.

Dotarcie tutaj z miasteczka zajęło mu więcej czasu niż się spodziewał. Szedł jednak na około drogą. Wolał nie ryzykować przeprawy przez las. Zwłaszcza nocą. Skoro żyje z wampirami i wilkołakami, a przynajmniej z jedną...

Kto wie, co może przesiadywać w lasach. Zwłaszcza, że od tego lasu nie daleko na Wdowie Wzgórze. To miejsce ma nieprzyjemną historię. Lily mu opowiadała jak wiele lat temu z tego klifu zrzucało się wiele kobiet. Nikt nie wiedział dlaczego, podobno jednak to była jakaś klątwa. Może to i bujda, ale wampiry też podobno nie istnieją.

Ech, nie ma to jak rozmyślać o takich rzeczach , gdy wraca się w środku nocy do domu, który w takich ciemnościach też nie wygląda jak zamek z bajki. - pomyślał kwaśno Harry, naciągając zdrową ręką kaptur, wiatr najwyraźniej wziął sobie za cel zerwanie mu go z głowy, jakby od tego zależał jego honor.

Przekradał się od strony ogrodów, więc nie był w stanie zobaczyć, że na podjeździe stał samochód. Odnalazł swoje okno od wschodniej strony budynku. Wyjście na taras wciąż było otwarte.

- Wong nadal chyba nie wie, że mnie nie było - mruknął Harry, dumny z swojej przebiegłości. Gdy tego dnia wampir przywiózł go ze szkoły, powiedział mu, że idzie do pokoju i nie będzie jadł kolacji, bo ma coś z żołądkiem. Od razu wymknął się do miasteczka, gdy tylko zamknął drzwi swojego pokoju.

Zaczął wspinać się po kracie, którą obrastały róże aż do samego tarasu, używając tylko jednej ręki. Szło mu powili, ale w końcu dotarł na swoje piętro. Wciągnął się przez murek i opadł na kafelki oddychając ciężko. Wstał po chwili i przeszedł wzdłuż tarasu aż do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi balkonowe i poprawił zasłony. W pokoju było ciemno, ale nie zapalał światła. Zaczął rozpinać kurtkę, gdy nagle rozległo się ciche klaskanie. Zamarł w bezruchu.

Adira wstała z fotela w kąciku czytelniczym, to ona klaskała. Powoli się zbliżyła, aż stanęła przed nim w zasięgu światła księżyca, wpadającego przez okno.

- Brawo. Jakże się cieszę, że tak sprawnie radzisz sobie z jedną ręką - powiedziała, mrużąc groźnie oczy. Harry przełknął ślinę.

Muszę coś wymyślić - pomyślał nerwowo.

- Kiedy wróciłaś? - Harry zadał pytanie takim tonem, jakby to ona przed chwilą zakradła się do swojego pokoju, a on ją przyłapał.

- Całkiem niedawno - wzruszyła ramionami, przechodząc obok chłopca i powoli go okrążając. - Wyobraź sobie jakie było zdumienie, cachorro (szczeniaku), gdy weszłam tu wycałować mojego ulubionego podopiecznego, bo strasznie się stęskniłam... - chwyciła go za ramiona, zbliżając twarz do ucha chłopca, mocno akcentując trzecie słowo od końca - ... a tu nikogo nie ma w pokoju, nikogo nie ma w łóżku. Gdzie byłeś?

- Nie będę ci się tłumaczył. Jestem zmęczony - warknął Harry, wyrywając się z rąk wilkołaczycy. Starał się przejąć kontrolę nad sytuacją. Pamięta wciąż o karze, która go ominęła i o tej, która ma nadejść. Odwrócił się do niej, by kontynuować, ale nie mógł.

Lykanka westchnęła ciężko, masując sobie skronie. Dopiero teraz Harry mógł dokładniej przyjrzeć się kobiecie. Wyglądała jakby nie spała od co najmniej siedemnastu godzin. Włosy w nieładzie, sińce pod zaczerwienionymi oczami, pogniecione ubranie. Nawet guziki koszuli miała zapięte nie równo.

- Martwię się o ciebie, mój mały. - powiedziała po chwili - Czuję coś, czego sama nie rozumiem...Sama myśl, że coś ci mogłoby się stać...A ty... - spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem i zatrzymała spojrzenie na jego unieruchomionej ręce - A ty kradniesz auto i rozbijasz się na jakimś budynku! Coś ty sobie myślał?! - podniosła nagle głos, a czarnowłosy skrzywił się mimowolnie zlękniony.

- Trujesz jak moja dziewczyna - prychnął chłopak, uwalniając się w końcu z kurtki. Rzucił ją byle gdzie na podłogę. - Nie ja w tedy prowadziłem, gdybym prowadził...

- Twoja, kto? - Adira przerwała mu, patrząc na niego dziwnie. Jeszcze nie widział u niej takiego spojrzenia. Gdyby potrafił odczytywać uczucia z oczu, pomyślałby, że to spojrzenie zdradzonej kobiety, ale nie potrafił. Więc po prostu odpowiedział.

- Lily Evans. Moja dziewczyna. - mruknął Harry, kierując się do łazienki. Po drodze rozrzucając swoje buty. - No, może oficjalnie nie jest moją dziewczyną. Nie pytałem, czy będzie ze mną chodzić. Uczęszczamy do jednej klasy razem i jest naprawdę fajna. - kontynuował już z łazienki. Adira pozbierała z podłogi jego buty i kurtkę i odstawiła wszystko na miejsce. Buty koło szafy, a kurtkę na wieszak.

- A ty? Lubisz ją? - zapytała lykanka, oparła się plecami o drzwi łazienki.

- Nie wiem, chyba tak. - odpowiedział jej głos nastolatka zza drzwi łazienki. Poczuła dziwny ból w środku. Zamknęła oczy, starając się zapanować nad oddechem. Nad sercem.

~ On...On kogoś ma ~ zaskomlała rozpaczliwie wilczyca, jeszcze nigdy nie słyszała u niej tego tonu. Rozpacz i smutek.

I nagle wszystko zrozumiała. Po układała sobie wszystkie puzzle i było jasne. Wszystko.

To, czemu tak się martwiła o chłopca...

To, czemu ciągle o nim myśli...

Czemu tak lubi przebywać w jego towarzystwie...

Czemu zawsze jej serce wariuje, gdy on jest w pobliżu...

Najgorsza klątwa tego świata. Tak sądziła w tym momencie. Ciemne oczy latynoski wypełniły się łzami. Jak mogła tego nie zauważyć?

~ Tak. To nasz Mate ~ potwierdziła wilczyca ~ Nasz przeznaczony.

Harry wyszedł spod prysznica. Cały czas opowiadał o Lily, sądząc, że Adira wciąż go słucha.

- ...i właśnie u niej byłem - mówił, wycierając się jak mógł najdokładniej jedną ręką - Nasza klasa organizuje w tym roku Walentynkowy Bal. A Lily jest przewodniczącą klasy i wraz z kilkoma osobami wszystko planowaliśmy u niej w domu. Trochę nam zeszło i nie zauważyłem, że już tak późno, więc nie gniewaj się na mnie, dobrz...- wyszedł z łazienki przebrany już w piżamę i zamilkł. Nie było jej w pokoju. Zobaczył swoją kurtkę na wieszaku i buty na miejscu.



Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz