Część 9

3.4K 236 7
                                    

Zapukała do drzwi gabinetu wampira niecałe pięć minut od niespodziewanej wizyty Wonga w kuchni. W zasadzie nie pamięta, by do tego czasu, któryś z zimnokrwistych mieszkańców Collinwood się tam pokazał. Przynajmniej odkąd ona zamieszkała w tym domu.

Weszła do gabinetu Pana, gdy tylko dostała pozwolenie na wejście.

Marcus stał za biurkiem, przeglądając zawartość czarnego nesesera.

- Wzywałeś mnie, Panie. - przekroczyła próg, zamykając za sobą drzwi.

- Zastanawia mnie twoje zachowanie przy śniadaniu. - powiedział Marcus. Zamknął walizkę, przenosząc spojrzenie na lykankę. Czarnowłosa drgnęła nerwowo. Co takiego zrobiła, że została wezwana na dywanik przez Pana? 

- Jakie są twoje stosunki z moim synem? - spytał Marcus, uważnie ją obserwując.

- Lubię chłopaka. - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się nieco nerwowo. - Choć powinien popracować nad swoimi manierami.

Wampir kiwnął głową. Wyjął z biurka kajdanki z długim łańcuchem wykonanym z dziwnej, czerwonej stali. Jedną obręcz przypiął do rączki nesesera a drugą do swojego nadgarstka.

- To dobrze... Nie spodziewałem się, że jesteś w skłonna chronić Harry'ego nawet przed Kingiem. Mimo, że się go boisz. - uniósł brwi, patrząc na niewolnicę.

- Wcale się nie boję! - oburzyła się. Wampir uśmiechnął się podstępnie.

- Zatem nie będziesz miała problemu z nowym zadaniem, które mam dla ciebie. - Marcus położył rękę na jej ramieniu, mijając ją w drodze do wyjścia. - Za pół godziny ma czekać przed budynkiem samochód. I ubierz się przyzwoicie... - rzucił okiem na obecny strój Adiry. 

Po czym minął ją i wyszedł z gabinetu.

Kobieta zamrugała lekko zdezorientowana, wciąż stojąc po środku pomieszczenia.

Nowe zadnie? Z Kingiem? Czuła jak krew odpływa jej z twarzy, a powietrze ucieka z płuc.

                                           *                          *                            *

Kiedy trochę ponad dwadzieścia minut później Marcus wyszedł na dziedziniec Collinwood 

przed wejściem stał już zaparkowany Lincoln. Adira stała przy tylnych drzwiach, czekając, by im je otworzyć. Ku jego zadowoleniu zrobiła jak polecił. Miała na sobie czarną spódniczkę, ciemne rajstopy, czarne pantofle na wysokim obcasie i białą koszulę z szerokimi rękawami. Włosy rozpuściła, spinając je nieco ponad uszami ciemnymi wsuwkami, by nie opadały jej na twarz.

- Gotowy do drogi, najdroższy? - Anabelle podeszła do niego, chwytając się jego ramienia.

Wyglądała jak zwykle zjawiskowo, mimo prostego stroju jaki miała na sobie.

- Czekamy jeszcze tylko na Kinga i Leyę. - wampir skinął głową i  uśmiechnął się do rudowłosej kobiety.

- Możemy poczekać w samochodzie. Zimno mi. - wyznała Anabelle, wzdychając przy tym. Pociągnęła ramię wampira, zmuszając go w ten sposób, by wraz z nią zbliżył się do pół limuzyny.

Adira otworzyła im drzwi i zamknęła, gdy tylko wsiedli do środka.

~ Zimno jej. Akurat. ~ wilczyca przeciągnęła się mentalnie wewnątrz niej. ~ Oni nie marzną.

~ Cicho! ~ syknęła latynoska. W obecności wampirów najlepiej trzymać myśli na wodzy.

~ Tak, tak ~ prychnęło jej drugie ja. ~ Ale skoro my lecimy do Europy, to kto zajmie się naszym chłopcem ?  


                                                      *                              *                             *

Zaczął się pakować, gdy dzwonek szkolny zarządził koniec ostatniej lekcji tego dnia. 

Czuł się już troszkę lepiej niż rano, ale paskudny humor nadal go nie opuszczał. Mimo, że właśnie rozpoczął się Weekend. Ta wredna jędza mu nie odpuści kary. Wątpi, by umył wszystkie auta w jedno popołudnie, zajmie mu to cały Weekend, jeśli nie gorzej...

Zarzucił plecak na ramię i ruszył ku wyjściu ze szkoły z miną skazańca, który idzie stracenie. Żaden z jego nowych kumpli nie pokazał się dziś w szkole. Pewnie odchorowują w swoich domach. Cholera, dlaczego ona tak się uwzięła na niego? Nigdy nie była młoda, czy jak?

Na pewno w jego wieku robiła mnóstwo głupstw, a do niego ma pretensję, że się troszkę zabawił.

- Hej, Harry, tak? - czyjś miły głos wyrwał go z ponurych myśli. Spojrzał na uroczą dziewczynę o zielonych oczach i blond włosach, ściętych do ramion. Uśmiechała się do niego przyjaźnie. Stanęła mu na drodze. Mógł albo ją wyminąć, albo się zatrzymać i dalej podziwiać ten uroczy nosek. Stanął.

- Co to za mina? Idziesz na ścięcie? - zapytała chichocząc.

- Coś tak jakby. - on też się uśmiechnął, choć czuł, że jego uśmiech nie wyglądał teraz zbyt sympatycznie.

- W takim razie, jeśli jednak nie stracisz głowy...- poszperała w swoim plecaku i wyciągnęła z niego jakiś pergamin zwinięty w rulonik. Wręczyła mu go. - W ten Weekend urządzam w domu małą imprezkę. Rodzice wybywają, chcą odwiedzić moją babcię. Mam więc chatę dla siebie. Może wpadniesz? Wszystko jest na zaproszeniu. To świetna okazja, byś lepiej poznał się z wszystkimi. 

- Nie wiem, czy dam radę. - powiedział chłopak. Już widział jak zareaguje Adira, gdy powie jej, że chce iść na imprezę. 

Dziewczyna na chwilę przestała się uśmiechać, jednak zaraz uśmiech wrócił na swoje miejsce.

- W porządku. Ale obiecaj, że się zastanowisz, dobrze? - puściła mu oczko. - Możesz przyjść nawet bez głowy.

- Lily, chodź już! - zawołała blondynkę jedna z grupki dziewczyn, która wyszła za nim z klasy.

- Idę, idę! - odpowiedziała dziewczyna, po czym znów spojrzała na Harry'ego. - To do zobaczenia, Harry. -  stanęła na placach, by pocałować go w policzek i odbiegła do dziewczyn, które zaczęły chichotać na cały korytarz.

Takie chichotanie powinno być surowo zakazane. - pomyślał czarnowłosy, wznawiając drogę do wyjścia.

Kiedy wyszedł przed szkołę, zauważył brak niebieskiego vana. Nie było też nigdzie w zasięgu wzroku Ramirez. Powinna już na niego czekać. Ruszył do przodu, aż nie był w stanie zobaczyć kawiarenki po drugiej stronie ulicy. Tam też nie było znajomego samochodu.

- To co? Mam teraz wracać do Collinwood na piechotę? Czy ona nie przesadza trochę?!

- Ykhm...

Odwrócił się. Tuż za nim stał  Ju Wong. Odskoczył gwałtownie do tyłu, niemal upadając na tyłek przed całą szkołą. Wong patrzył na niego z kamiennym wyrazem twarzy.

- Zawiozę panicza do domu. Proszę za mną. - oznajmił wampir tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Niby prosi, ale nie zostawia wyboru.- pomyślał kwaśno Harry. 

- Gdzie jest Adira?  -  spytał nastolatek idąc za mężczyzną do czarnego Jaguara stojącego na parkingu przy szkole.

- Ma inne zadanie. - odpowiedział wymijająco Wong. Wsiadł do samochodu i gdy tylko zrobił to Harry, ruszył do posiadłości Collinwood.

Wong nie powiedział mu co takiego ważnego robiła Adira, że nie mogła go odebrać, ani gdzie była.

Dowiedział się jedynie, że wiklołaczycy nie będzie przez parę dni. Ani jej ani jego ojca. A to oznacza, że nikt nie wie o karze, którą mu wymyśliła lykanka. Żegnajcie więc głupie wozy, witaj imprezko!



====================================================================

Jest nowy rozdzialik : ) 

miałem stawić dwa, ale nad drugim muszę jeszcze troszkę popracować, poszperać w Google map i tak dalej...

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz