Część 10

3.8K 208 57
                                    


Lot liniami Delta Air Lines do Londynu z lotniska w Bangor miał trwać ponad siedem godzin.

W dodatku cała czwórka wampirów wykupiła miejsca w klasie Biznes. Co tam miejsca. Całą strefę klasy Biznes. A ją oczywiście upchnęli w Ekonomicznej. Przez cały lot siedziała uwięziona pomiędzy dwiema starymi babsztylami, które najwidoczniej miały coś do jej koloru skóry.

Nie była w stanie zasnąć w takim towarzystwie, więc poratowała się w słuchawkami i filmami, które ofiarowywała jedna z usług podróży. Nie było dużego wyboru. Między innymi jakiś badziew w postaci serialu dla dzieci Teen Wolf i Kevin Sam w Nowym Jorku. Kevin wygrał bezkonkurencyjnie *1

Kiedy samolot wylądował na lotnisku w Londynie miała z kolei inny problem na głowie. Odnalezienie bagażu jakim była, chyba połowa garderoby obu wampirzyc. Zaistniał mały problem i przez chwilę była pewna, że bagaże zaginęły, lub nawet poleciały innym lotem!

Ku jej szczęściu jednak się odnalazły. Cieszyła się, bo to oznacza, że nie skończy z pogruchotanymi kośćmi, dochodząc do siebie przez kolejne kilka godzin. Im więcej obrażeń tym dłużej trwa regeneracja. A to nic przyjemnego. 

Popycha teraz wózek załadowany wielkimi kuframi, starając się wypatrzeć czwórkę wampirów w tłumie jaki panował na lotnisku, pomimo późnej godziny.

W końcu ich znalazła. Przyśpieszyła kroku, podchodząc do wampirów.

- Jesteś wreszcie! Ile można na ciebie czekać? - syknęła Leya. Ona pierwsza dostrzegła lykankę. Albo pierwsza dała to po sobie poznać.

- Przepraszam. Był mały problem z bagażem. - mruknęła, podchodząc bliżej.

- Jaki problem? - Lady Anabelle rzuciła jej stalowe spojrzenie. Gdyby wzrok mógł zabijać ...

- P-pracownicy magazynu an chwilę zgubili kufry. Ale okazało się to tylko fałszywym alarmem. - odpowiedziała szybko Adira. Mogłaby przysiąść, że wampirzyca odetchnęła z ulgą.

- W porządku. Zatem chodźmy. Kierowca z limuzyną już na nas czeka. - powiedział Marcus. Pozostali zgodzili się bez słowa i ruszyli za nim w stronę wyjścia z hali przylotów. Adira popchnęła wózek, idąc za nimi.

Wynajęta limuzyna z kierowcą stała przed samym wejściem na postoju dla taksówek. Co, o dziwo nie przeszkadzało żadnemu taksówkarzowi.

Według latynoski była przesadnie długa, ale to tylko jej prywatna opinia.

Podczas, gdy pozostała czwórka wsiadała do czarnego pojazdu, ona zaciągnęła wózek pod sam bagażnik, otworzyła go i, z niemałym wysiłkiem, wtaszczyła kufry do samochodu. Jest wilkołakiem, lecz nawet dla niej były po prostu za ciężkie.

Spodziewała się, że bagażnik nie pomieści kufrów, ale albo miała omamy, albo on się poserzył, gdy je wkładała. Zupełnie jakby był zaczarowany....A przecież nie ma czegoś takiego jak czary....

~ Powiedział wilkołak ~ zachichotało jej wilcze ja.

~ Nie mogłaś się powstrzymać, co ? ~ warknęła Adira.

~ Nie ~ odparła beztrosko wilczyca.

- Skończcie się przedrzeźniać i do środka. Szkoda mi czasu. - syknął Marcus, wyglądając z pojazdu.

- T-tak, Panie. - mruknęła Adira, pośpiesznie zamykając bagażnik i stanęła patrząc na wózek bagażowy. Nie może przecież tak zostawić go po środku chodnika. To niebezpieczne.

- Ja się tym zajmę. -  z pomocą przyszedł jej młody chłopak, ubrany w strój z logo lotniska. Podziękowała mu i czym prędzej wsiadła do limuzyny. Kierowca czekał przy drzwiach, gdy tylko zajęła miejsce, zamknął drzwi i sam usiadł za kierownicą w szoferce.

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz