Część 18

2.7K 197 23
                                    

Zerknęła po raz któryś na zegarek trzymanej przez nią komórki. Opierała się o samochód z założonymi rękoma na ramionach. Nie dość, że wyrwał ją z łóżka o trzeciej w nocy, to teraz jeszcze czeka na niego przeszło pół godziny.

W końcu chłopak się pokazał. Wyszedł z domu rodziców tej całej Lily... Z daleka czuć było od niego alkoholem.  Zmarszczyła brwi, gdy podchodził, a kiedy stanął przed nią, wychyliła się nieco do przodu i powąchała go.

- Piłeś - rzuciła oskarżycielskim tonem.

- Ta, i co z tego? - prychnął Harry, minął ją, by otworzyć sobie drzwi od samochodu. - Możesz na mnie powarczeć prowadząc? 

- Nie. Mam znacznie lepszy koncert - powiedziała, otworzyła mu drzwi, bo biedaczek sobie nie radził. Zawsze uważała, że alkohol to trucizna, która ogłupia nawet rozsądne umysły. 

- Co? Jak mam to niby rozumieć? - spytał, wsiadając. Zamknęła za nim drzwi i po chwili sama też była już w aucie.

- Zobaczysz - uśmiechnęła się pod nosem - Zapnij...

Chłopak już miał zapięty pas.

Jakieś postępy.

Uruchomiła silnik i ruszyła w drogę powrotną do domu.

- Nie jesteś zła? - wyraził swoje zdziwienie spokojną reakcją latynoski. Wilkołaczyca zacisnęła palce na kierownicy Camaro z taką siłą, że ta niemal pękła zmiażdżona. 

- Jestem wściekła! - warknęła, a jej oczy groźnie pojaśniały. Odetchnęła jednak spokojnie, skupiając się na drodze - Ale nie musisz się bać. Nie zjem cię. Nie dzisiaj. - oblizała wargi. Zachichotała. Harry przyjął natomiast tę groźbę serio. Przypomniał sobie co powiedział mu Wong przeszło tydzień temu, jak nie lepiej.

- Mogę zadać ci pytanie? 

- Właśnie zadałeś - zauważyła, zerknęła na nastolatka żartobliwym spojrzeniem. Harry przybrał krzywą minę. Nie uważał, by to było zabawne.

- Mam na myśli inne pytanie. - sprostował - To prawda, że miałaś pilnować jakiegoś faceta i go zabiłaś? Z-zjadłaś? 

Samochodem zarzuciła tak gwałtownie, że Harry złapał się siedzenia cały spięty.

- Uważaj!

-Triste, triste ( przepraszam ) - zapanowała nad pojazdem, zwalniając gwałtownie. Spojrzała na czarnowłosego. - Skąd to wiesz?

- Czyli to prawda? - chłopak wyraźnie pobladł, patrząc gdzieś przed siebie. 

- Taa... Miałam tamtego dnia naprawdę kiepski dzień. Wręcz koszmarny... - wzruszyła ramionami, Camaro z wolna ponownie nabierało prędkości. Opuścili Collinsport, zmierzając prosto do posiadłości Collinwood.

- C-co takiego dokładnie zrobił? - spytał, przełykając z trudem ślinę. Zadał to pytanie, chociaż, gdy wypowiadał te słowa, żałował ich wymowy. Wolał, jednak, chyba nie wiedzieć.

Spojrzała na niego uśmiechając się jak jakaś obłąkana pirania. 

- Ukradł mi sprzed nosa ostatni czekoladowy budyń. - powiedziała, szczerząc zęby. - Więc sam stał się deserem.

Harry spojrzał na nią przerażony. Nie był wcale pewny, czy ona żartuje czy mówi prawdę. Pamięta jak dziś, jak w jego dziecięcych latach Ramirez ciągle podkradała z lodówki czekoladowy budyń, który robiła dla niego mama. Tłumaczyła się wtedy, że jest uzależniona od czekolady i nic na to nie poradzi. Czy mogła kogoś zabić za budyń? Zdaniem Harry'ego jak najbardziej tak.

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz