Część 32

2.4K 174 49
                                    


Kiedy dotarła do samochodu z chłopcem na grzbiecie, Marcus, Wong i Smith byli już na miejscu.

Harry zsunął się z wilczycy i wsiadł do samochodu.

~ Pobiegnę przodem ~ mruknęła do nastolatka. Polizała go jeszcze raz po twarzy i odbiegła, kierując się do posiadłości Collinsów.

Podczas drogi Harry opowiadał im o tym co widział i co się stało po tym jak spotkał się z panią Wallerius.

- Ona nie jest człowiekiem. Jej oczy były takie... obce. Nie miała źrenic. Były kompletnie czarne. Jak u kosmity.

- Nie jest kosmitą, ale podejrzewam czym jest. - wtrącił Smith. - Jeśli mam rację, mamy poważny problem. Nie obejdzie się bez wsparcia.

- A on to kto? - spytał Harry, patrząc na Smitha, jakby dopiero teraz go dostrzegł. - No nie! A więc Faceci w Czerni istnieją! Pani Wallerius jest kosmitką?!

- Nie. To wiedźma. - odpowiedział chłodno Smith.

- Wiedźma? - powtórzył Marcus - Nie słyszałem o żadnej od kilku dekad.

- Mogła się ukrywać - powiedział Wong. 

Dotarli do Collinsport. Lada moment będą w domu.

Wong wyłączył światła i zatrzymał Jaguara na poboczu niedaleko bramy Collinwood.

Stało tam trzech łowców uzbrojonych w karabinki szturmowe.

- Harry, zostań w aucie i nie wychylaj się - Marcus zwrócił się do syna - Masz tu czekać, rozumiesz?

- Ale...

- Nie czas na żadne ale. Musisz być bezpieczny. Zostań tu. - wampir wysiadł. 

Wong i Smith już czekali na zewnątrz. Harry opadł ciężko na oparcie.

Wong dobył z pochwy na plecach długi, smukły miecz. Ostrze zabłysło w świetle księżyca. Rozmył się w ciemnościach, by w tej samej chwili pojawić się między dwoma łowcami. 

Mężczyźni zorientowali się za późno. Wong wykonał cięcie, trzymając rękojeść oburącz. Klinga bez najmniejszego oporu rozpłatała obu łowców niczym świetlista smuga.

Dwa torsy spadły na ziemię, oddzielone od swoich kończyn. Trzeci uniósł karabin do strzału, ale na drodze stanął mu Smith. Jedną ręką złapał za karabin, miażdżąc broń. Drugą ręką chwycił kark łowcy, wykonując tę samą czynność.

- Idziemy - Marcus dołączył do nich. Nagle ciszę rozległ ogromny huk i zobaczyli ponad drzewami chmurę ognia. Wszyscy trzej przeskoczyli ponad bramą i pobiegli do posiadłości.

Zobaczyli przed sobą oddział około trzydziestu łowców. Stali w pół okręgu otaczając frontowe wejście do Collinwood. Za nimi stało kilka pojazdów, w których też czekali łowcy.

Zamek stał o ogniu. Płomienie szybko się rozprzeszczeniały trawiąc budynek.

Ludzie mierzyli broń we dwie wampirzyce. Anabelle tuliła do siebie Gabrielę. 

Obie płakały. 

Marcus, Wong i Smith byli dostatecznie blisko, by widzieć jak dwa Jeepy rozrywają Kinga na dwoje, ku uciechy tłumu łowców. Pochłonięci widowiskiem, nie zauważyli trójki zakradających się wampirów. Duży błąd, nie zachować czujności.

Kiedy byli bliżej, zobaczyli jeszcze jedną osobę.

Adira w ludzkiej postaci wiła się pod grubą siecią połyskującą srebrem. Dziewczyna wrzeszczała z bólu. Znad jej ciała unosił się dym, jakby trawiły ją niewidzialne płomienie.

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz