Część 19

2.5K 212 37
                                    


Wyszedł z łazienki po jakiś dwudziestu minutach. 

Wilkołaczycy nadal nie było w jego pokoju. Czyżby specjalnie zwlekała z przyjściem, karząc mu czekać tak jak mówił w piątek ten koleś, który spotyka się z Leyą? 

Nie. Ona jest ponad to. Żartuje sobie z niego, ale na pewno nic więcej. Dlaczego miałoby być inaczej? Ubrał kurtkę, w miarę już opanował ubieranie się z jedną ręką unieruchomioną. Ale i tak szło mu opornie.

Może Adira...

Nie! Nie bądź głupi. Raz, wyśmieje mnie, a dwa, nie zniósł bym takiego upokorzenia - pomyślał ponuro Harry. Co to w ogóle za chory pomysł?

Ale nie mógł ukryć uśmiechy, gdy mimowolnie wyobraził sobie cała tę sytuację, jak ona go ubiera, rozbiera, myje i ...

Chrząknął, rumieniąc się na twarzy.

- Stary, jesteś walnięty. - powiedział do siebie.

Drzwi otworzyły się i do środka zajrzała Adira

- Gotowy, cachorro? ( szczeniaku ) - spytała, z drwiącym uśmieszkiem - Czy mam poczekać, aż skończysz rozmawiać sam ze sobą? 

- Czemu ciągle mnie tak nazywasz? - odpowiedział na pytanie, pytaniem, puszczając mimo uszu zaczepkę. Podeszła do niego i dopięła mu kurtkę, mrużąc oczy.

- Bo jesteś dzieckiem, czyli szczeniakiem - mruknęła, wzruszając ramionami.

- Nie jestem dzieckiem - warknął Harry, a ona, ku wielkiemu zdumieniu chłopca zareagowała śmiechem.

- Wiem, wiem. To taki nawyk, mój chłopcze... Mężczyzno - puściła mu oczko i odwróciła się do drzwi, by nie widział jaką emocję teraz ukazuje jej twarz - Chodź , twoi nowi przyjaciele nie mogą się ciebie doczekać. - na szczęście jej głos brzmiał wciąż naturalnie.

- O czym ty mówisz - Harry wyszedł za nią na korytarz. 

Z ust kobiety nie znikał uśmieszek. Nic jednak nie chciała mu zdradzić. Zaprowadziła go do kuchni i wyprowadziła na dwór od strony błoni.

- A teraz zamknij oczy - zakryła mu oczy dłońmi i poprowadziła za sobą, mimo oporu nastolatka. 

- TY MYŚLISZ, ŻE ILE JA MAM LAT?!

Nie odpowiedziała mu, chichocząc. Obróciła go przodem do siebie i zabrała dłonie z oczu nastolatka.

- No i co my tu robimy? - spytał Harry. Przed sobą widział tylko Colliwnood i Adirę. Nikogo innego. - Z kim mamy się spotkać?

- Och, oni już tu są - obróciła chłopca ponownie za ramiona, w stronę błoni, dzielących dwór z lasem. Przed nimi stało rozstawionych ze dwadzieścia samochodów. Wszystkie ubabrane błotem i śniegiem.

- Myślałeś, że ci odpuszczę? - spytała, szepcząc mu do ucha. Odsunęła się i po chwili wcisnęła mu w rękę drewniane wiadro i gąbkę.

- Poznaj pana cebrzyka i panią gąbkę . Wrócę do ciebie o jedenastej sprawdzić postępy - poklepała go po policzku i zawróciła do domu.

- Mam tylko jedną sprawną rękę!  - zawołał za nią - A na dworze jest mróz! Palce sobie odmrożę!

- Jest pięć stopni na plusie, pilnuj by mieć ciepłą wodę, to nic ci nie będzie. A co do ręki, skoro potrafisz się wspinać jedną ręką, z myciem też powinieneś sobie poradzić - pomachała mu, nawet nie obejrzawszy się i zniknęła za drzwiami kuchni.

Harry spojrzał zrozpaczony na rząd samochodów. Teraz już wiedział, skąd jej dobry nastrój tak z rana. Był pewny, że mu nie odpuści, choć liczył na to troszeczkę. Chcąc, nie chcąc, musiał zabrać się do pracy. 

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz