Część 30

2.1K 177 12
                                    

Marcus zajrzał do pokoju swojego syna. Tak jak przeczuwał była tam. 

Wilczyca leżała przed łóżkiem patrząc w okno. Zmierzchało już. To czwarty dzień się kończył.

~ Zawiodłam go ~ mruknęła.

- Wong miał racje. Nic więcej nie mogłaś zrobić - usiadł obok wilczycy i oparł się o jej bok. Uniosła głowę, patrząc na wampira. Nie zachowywał się tak od lat. 

- Chyba zrobiłem się za miękki, nie uważasz?

~ Czy to podchwytliwe pytanie? ~ spytała ponuro. Ułożyła ponownie głowę na swoich łapach, wyciągniętych przed sobą. Wampir nie odpowiedział, tylko westchnął przeciągle.

- To moja wina. Gdybym bardziej przykładał się do roli ojca i Mistrza, ani mój syn, ani żadne z nas nie znalazłoby się w takiej sytuacji. - mówił Marcus. Jego głos był zmęczony, zupełnie brakowało w nim tego chłodnego tonu, tej wyższości, którą utrzymywał na pozór. - Zawsze zrzucałem odpowiedzialność za Harry'ego na kogoś innego. Najpierw to była Grace, jego matka, teraz ty. Wolałem skupić się na badaniach, niż być ojcem.

- Nikt nie spodziewał się, że cokolwiek stanie się na szkolnym balu. - w drzwiach stanął King. Skrzyżował ramiona, opierając się o framugę drzwi. - Marcusie, w salonie czeka wysłannik od króla.

- Tak szybko? Miał przybyć dopiero w przyszłym tygodniu.

- Najwyraźniej Ramiel nie lubi czekać - King wzruszył ramionami. - Psie, ciebie też chce widzieć.

Adira podniosła się na cztery łapy i powlokła się za wampirami do salonu. Gdy tam dotarła wszyscy już byli w pokoju. Pchnęła bokiem drugie skrzydło drzwi, by mogła się wygodniej wcisnąć do środka.

King i Wong stali za fotelami zajmowanymi przez Anabelle i Marcusa. 

Gabriella siedziała na gzymsie kominka, kołysząc nogami w powietrzu jak mała dziewczynka.

Naprzeciw Marcusa i Anabelle stał potężny mężczyzna o postawie żołnierza. A ubrany był jak grabarz z lat '70-tych. 

Czarny garnitur, białą koszula, czarny krawat. I okulary przeciwsłoneczne. Trzymał w rękach złożonych za plecami kapelusz. Czarny.

Wampir spojrzał na nią, gdy wkroczyła do salonu. W każdym razie tak to wyglądało, nie było widać jego oczu, więc trudno powiedzieć na co patrzył. Tylko na co mógł patrzeć, gdy wielki biały wilk wszedł do saloniku? Adira zastrzygła uszami i pochwaliła się swoimi kłami w niemym warknięciu. Miała dziwną ochotę rzucić się ta tego faceta. I bynajmniej nie zamierzała go polizać po twarzy.

- Adria, zachowuj się - upomniała ją Anabelle.

Wilczyca prychnęła z pogardą, przeszła pomiędzy wampirami i opadła ciężko z łap przed kominkiem. Gabriela zsunęła się do niej i ułożyła się wygodnie na grzbiecie wilkołaka.

Królewski posłaniec zachował kamienny wyraz twarzy.  

- Jesteśmy więc już wszyscy - powiedział Marcus.

- Według moich informacji powinna być jeszcze jedna wampirzyca - odezwał się wampir-grabarz.

- Leya zniknęła. Obawiamy się, że też mogła...

- Paść ofiarom porywaczy - przerwał jej Smith - Król wie o waszym problemie. Dlatego przybyłem wcześniej. Wynikami pańskich badań zajmiemy się później, panie Malborn. Wilku - zwrócił się do Adiry - Ścigałaś ich. W którym kierunku zmierzali?

~ Na południe. Usunęli swój zapach, wiec to może być zmyłka. ~ odpowiedziała wilczyca.

- Nie koniecznie - oznajmił Smith. - Magia, choćby nie wiem jak potężna, zawsze zostawia po sobie ślad. Wystarczy go znaleźć, jeśli potrafi się to zrobić.

- Zatem możesz ich namierzyć? - spytał Marcus, unosząc się nieco w fotelu. Adira momentalnie się ożywiła. Podniosła się, zrzucając z siebie Gabrielę, wampirzyca syknęła z oburzenia.

- To się okaże - odrzekł Smith - Spróbujemy sztuczki, której nauczyła mnie moja żona, jest taka jak ty - spojrzał na Adirę, a jego usta lekko się wykrzywiły w uśmiechu, który szybko znikł, zupełnie nie naturalny do jego twarzy - Niech pan wyznaczy jeszcze jednego wampira, panie Malborn. Wilk idzie z nami.


                                                                *                             *                           * 

Cały czas był dziwnie spięty. 

Bił się z własnymi myślami i przekonaniami.

To przecież są potwory. Skaza na pięknie ludzkiego gatunku. A żerują na nich, na ludziach.

Mimo to... Lubił Leyę, była wampirem, ale nie była w cale taka znowu zła.

Sposób w jaki ją zabili...

Miał przecież być wśród tych dobrych. To była misja od Boga!

Ktoś dobry nie czerpie przyjemności z wyrządzania krzywdy innym. 

Niby wiedział, że ją zabiją. Ale są przecież bezbolesny sposoby, by zabić, prawda?

Przechylił szklankę, wlewając do gardła alkohol.

- James. Rusz się, bo minie cię całą zabawa.

Podniósł wyżej oczy. Przed nim stał Daryl. Trzymał wielką kuszę na ramieniu przerobioną na szybkostrzelny miotacz kołków. Nowa ulubiona zabawka bliznowatego.

- Zabawa, co? - prychnął James i wychylił kolejną porcję alkoholu.

- Spiłeś się - westchnął szatyn, choć wyraźnie słychać było w jego głosie oskarżenie - Przecież wiedziałeś, że dziś ruszamy na Gniazdo

- Ja zostaję.

- Co z tobą, stary? Ostatnio jesteś jakiś dziwny - spytał Daryl

- Może mam już dość potworów - odparł wymijająco James - Wszystkich pieprzonych potworów.

- Jak tam chcesz. Po tym wszystkim zafunduje ci jakąś terapię, czy coś - Daryl wzruszył ramionami, poprawiając kuszę i zostawił kumpla samego.

James westchnął, ciężko opierając się o oparcie krzesła. Przygryzł wargi, patrząc na dno szklanki. 

Pani Wallerius zabrała na akcję niemal wszystkich swoich łowców.

A to oznacza, że pewnie nikt nie będzie pilnował chłopaka. Przecież nie ucieknie.

Leya już nie żyje. Teraz on musi zrobić to co musi. Co powinien już dawno zrobić.

Poderwał się z krzesła i czym prędzej ruszył w stronę celi młodego Northona.



=============================

Troszkę krótszy niż chciałem, ledwie 830 słów, ale kolejny rozdział czeka tylko na wpisanie, niestety nie mam dziś czasu, będzie dopiero jutro, 

Życie w niewoliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz