- Krafti! Schodzisz? - krzyknąłem, gdy tylko przekroczyłem próg jego domu. Nic nie odpowiedział, więc od razu udałem się na górę. Znalazłem go siedzącego na łóżku z głową ukrytą w dłoniach. Z głośników w jego sypialni leciała głośna muzyka. Podszedłem bliżej i dotknąłem jego ramienia.
- Stefan? - w tym słowie było też pytanie, czy wszystko jest w porządku. Zadrżał przestraszony i od razu podniósł głowę.
- Michi! Nie słyszałem jak wszedłeś - powiedział, wstając i wyłączając muzykę. Zawsze głośno jej słuchał wtedy, kiedy chciał zagłuszyć własne myśli.
- Co się dzieje, Krafti? - zapytałem, łapiąc jego twarz w swoje dłonie. Chciał mnie zbyć, ale nie zamierzałem mu na to pozwolić. Znałem go zbyt dobrze, żeby dać się nabrać na jego udawany półuśmiech.
- To moje pierwsze igrzyska, wiesz? - w odpowiedzi pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Denerwujesz się?
- Po prostu nie chcę nikogo zawieść - odpowiedział, przegryzając wargę.
- Stefan, nikt nie wymaga od ciebie więcej niż potrafisz. W zeszłym roku...
- W zeszłym roku wszystko było łatwe - przerwał, odsuwając się ode mnie.
- Zależy dla kogo - odpowiedziałem, zdenerwowany nieco jego egocentryzmem. Mi od dwóch lat prawie nic nie wychodziło, a mimo to zawsze starałem się być przy nim. Chciałem, żeby wiedział, że może na mnie liczyć i podczas zwycięstw, i podczas porażek. Nigdy nie byłem zazdrosny o jego sukcesy, wręcz przeciwnie cieszyłem się z nich bardziej niż ze swoich własnych.
- Przepraszam Michi - powiedział, znów podchodząc bliżej i składając pocałunek na moich ustach, na który jednak nie odpowiedziałem.
- Ciągle się gniewasz?
- A dziwisz mi się? Po tej całej sprawie z Marisą?
- Wiesz, że to wszystko jej gierki! Musisz w końcu zacząć mi ufać, Michi - powiedział widocznie zdenerwowany i jakby zawiedziony. Wiedziałem, że ma rację, jeśli chciałem, żeby między nami wszystko się układało tak jak kiedyś, znów musiałem nauczyć się mu ufać. Wciąż jednak nie potrafiłem tego zrobić. Bałem się, że mnie zostawi, porzuci dla kogoś innego, albo wróci do Marisy. Ostatnio byłem w gorszej formie, na mistrzostwach świata przydarzył mi się upadek, Stefan wydawał się mnie nie zauważać. Wszystko to sprawiało, że nie tylko nie potrafiłem ufać jemu, ale także samemu sobie.
- To nie takie łatwe - przyznałem szczerze. Nie chciałem się z nim kłócić, ale także nie mogłem go oszukiwać. Byliśmy ze sobą zbyt długo, żeby mamić się kłamstwami.
- Wiem, ale ty nawet się nie starasz! - zarzucił mi, podnosząc głos - Ciągle tylko wymyślasz różne problemy! Czasem zachowujesz się gorzej niż Marisa! - wykrzyczał, a na jego słowa zalała fala wściekłości. Chyba zrozumiał swój błąd, ale było już za późno.
- Porównywanie do swojej byłej? Serio?! Tak nisko upadłeś, Kraft?! - nie potrafiłem już opanować złości.
- Nigdy bym cię do niej nie porównywał, gdybyś nie próbował zniszczyć tego co jest między nami! Cholera, Michi, kocham cię, ale nie mogę tak dłużej żyć! Nie ufasz moim słowom, ciągle boisz się, że ciebie zostawię, nie wierzysz w siebie...
- To może coś z tym zrób, co?! Udowodnij mi, że mogę ci ufać! - odpowiedziałem zdenerwowany - Udowodnij mi, że powinienem wierzyć w siebie - dodałem już słabszym głosem, siadając na jego łóżko i chowając twarz w dłoniach. Stefan usiadł obok mnie, niepewnie dotykając mojego ramienia, w geście, który w zamierzeniu miał być chyba pocieszający. To zabawne, że po tylu latach razem, mieliśmy teraz problem z takimi rzeczami jak niewinny dotyk, czy szczera rozmowa.
- Co się z nami dzieje? - zapytał Kraft, a ja chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Przecież jeszcze niecały rok temu, świętowaliśmy razem zdobycie Kryształowej Kuli. Wtedy w Planicy, a potem na krótkich wakacjach w Londynie, było wspaniale. Czułem, że jesteśmy dla siebie wszystkim. Chciałem z nim spędzić resztę życia. Teraz jednak zaczynałem mieć wątpliwości.
- Nie wiem - odparłem szczerze, wpatrując się beznamiętnie w ścianę jego sypialni. W tym pokoju przeżyliśmy tak wiele pięknych i gorących chwil. Byliśmy tak blisko siebie. Zasypialiśmy i budziliśmy się w swoich ramionach. Teraz nawet kiedy się przytulaliśmy można było wyczuć pewną rezerwę. Nie byliśmy już tymi samymi osobami co jeszcze kilka miesięcy temu.
- Dajmy sobie szansę na szczęście, Michi. Spróbujmy cieszyć się sobą podczas tych igrzysk. Dwa tygodnie w PeongChang może nam tylko pomóc. Nie chcę cię stracić - powiedział, a ja przyjrzałem mu się uważnie. Wyglądał tak jakby mówił zupełnie szczerze - Brakuje mi ciebie. Przestałeś do mnie przyjeżdżać. Noce są wyjątkowo nieprzyjemne, kiedy jest się samotnym w tym wielkim łóżku.
- Mi też ciebie brakuję - przyznałem i z lekką niepewnością pocałowałem jego policzek. W odpowiedzi złapał mnie za rękę i połączył nasze palce.
- Jeszcze będziemy szczęśliwi, tak jak kiedyś - stwierdził, choć wolałem uznać to za obietnicę.
- Chyba musimy już jechać, powinniśmy się wyspać przed podróżą do Koreii. Napisałem trenerowi, że za godzinę będziemy w hotelu.
- Okej, zbierajmy się - odparł, zgadzając się ze mną - Ale Michi - powiedział chwytając ponownie moja dłoń - Nie wątp nigdy w to, że kocham cię najbardziej na świecie.
***
Hej Kochani!
Wreszcie pojawił się pierwszy Kraftböck. Nie wiem czy kogoś z was zainteresuje ta historia, ale mam nadzieję, że tak bo mam pomysły na kolejne części, więc dajcie znać czy chcecie.
Kolejny shot to pewnie będzie Proch, najwyżej jak Lellinger znowu odwali coś tak słodkiego jak ostatnio. 😆😆
Buziaki! ❤
CZYTASZ
Happier - Ski Jumping One Shots
FanfictionKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata skoków narciarskich.