Z tobą wszystko było inne. Łatwiejsze. Nawet oddychać było prościej, kiedy byłeś obok. Teraz nie ma już nic. Nie ma ciebie. Nie ma nas. Mnie też już powoli nie ma. Znikam pod powierzchnią obojętności. Żyję, a raczej egzystuję, czując się bezgranicznie znudzony. Nic nie sprawia mi radości. Na nic czekam z niecierpliwością. Jestem, ale jakby mnie nie było to przecież nic by się nie zmieniło.
Co rano siadam przy biurku, które sam wybrałeś, choć to przecież było moje mieszkanie, a ty nigdy nie miałeś nawet zamiaru w nim zamieszkać. Palcami muskam lakierowany, biały blat. Zawsze lubiłeś jasne kolory. Mówiłeś, że białe meble pomagają, gdy wszystko wokół staje się czarne. Myliłeś się. Białe meble tylko pogłębiały moją rozpacz.
Wyjąłem z szuflady list od ciebie. Napisałeś tylko ten jeden. Może dlatego był on dla mnie tak bardzo ważny, tak bardzo wyjątkowy. Zabroniłeś mi go wtedy przeczytać przy sobie. Powiedziałeś, że mogę otworzyć kopertę dopiero kiedy wyjdziesz z mojego mieszkania. Wtedy nie wiedziałem, że już nie wrócisz.
Kocham cię Michi. Zawsze kochałem i zawsze będę cię kochał.
Przejechałem palcem po ostatniej linijce listu od ciebie. Ręka widocznie ci się trzęsła, kiedy pisałeś te słowa. Łzy popłynęły po moich policzkach, choć usilnie próbowałem je powstrzymać. W końcu jednak się poddałem i pozwoliłem im swobodnie spływać z w moich oczu.
Kochałeś mnie, a jednak zdecydowałeś się mnie zostawić. Czy to naprawdę była miłość? Czy można kochać, jednocześnie rezygnując ze wspólnego życia? Tak bardzo bałeś się ujawnienia? Tego, że ktoś się dowie, że pokochałeś innego mężczyznę? Dlaczego postawiłeś swój lęk ponad to co nas łączyło?
Nie widzieliśmy się od dwóch lat. Ostatnio słyszałem twój głos, kiedy gościnnie komentowałeś konkurs skoków dla austriackiej telewizji. Po kilku minutach wyłączyłem audycję. Nie mogłem słuchać twojego głosu. Nie potrafiłem tak po prostu skupić się na twoich słowach, nie myśląc o tym co było między nami.
Pamiętam do dziś sposób w jaki wplątywałeś palce w moje włosy. Zawsze mówiłeś, że uwielbiasz ich jasny, prawie anielski odcień. Nie potrafię zapomnieć o tym, jak twój ciepły oddech łaskotał moją szyję, sprawiając, że moje ramiona pokrywały się gęsią skórką. Z dziwnym sentymentem przypominam sobie twoje pocałunki, które sprawiały, że traciłem nie tylko oddech, ale i zdolność logicznego myślenia. Byłem a może wciąż jestem uzależniony od dotyku twoich ust, ciepła ramion i zapachu, który wyjątkowo na mnie działał.
Najbardziej jednak brakuje mi ciebie samego, twojego uśmiechu, twoich żartów, twojej obecności. Sama świadomość, że mogłem do ciebie zadzwonić, usłyszeć twój głos, podzielić się z tobą moimi wątpliwościami była tym co nazywam teraz szczęściem.
Składam list od ciebie. Wkładam go do tej samej szuflady, w której wrzucone jest również kilka naszych wspólnych zdjęć. Lubię czasem na nie patrzeć, jednak jednocześnie zawsze sprawia mi to ogromny ból.
Przejeżdżam po raz kolejny palcami po powierzchni biurka. Zawsze to robiłeś, gdy przy nim siedziałeś. Wracają kolejne wspomnienia. Chwile spędzone z tobą. Pamiętam je wciąż dość dobrze, choć wszystko w mojej głowie staje się coraz bardziej wyblakłe. Wszystko powoli zanika. Mnie też już prawie nie ma.
***
Hej Kochani!
Napiszcie co myślicie.
Buziaki!
CZYTASZ
Happier - Ski Jumping One Shots
FanfictionKrótsze i dłuższe opowiadania ze świata skoków narciarskich.