Nobody (Kamil Stoch x Peter Prevc / Proch)

885 79 12
                                    


Jesteś dla mnie nikim. Nic nie znaczysz i nigdy nie znaczyłeś.  

Te słowa wciąż grzmiały w mojej głowie. Nie mogłem uwierzyć, że powiedział mi coś takiego. Po tym wszystkim co było między nami, po tym wszystkim co obiecywaliśmy sobie wieczorami w hotelowych pokojach. Te słowa nie pasowały do Kamila. Gdy je mówił, miałem wrażenie, jakbym słyszał głos kogoś innego. Jednak to był on. Mężczyzna mojego życia, dla którego byłem jedynie krótką przygodą. Kiedy zażądałem więcej, on od razu się wycofał. Może po prostu się bał, a może tak naprawdę nigdy nic dla niego nie znaczyłem. 

Poznaliśmy się po jednym z konkursów. Wymieniliśmy kilka zdań. Rozmowa się nie kleiła. Kamil nie mówił wiele, jedynie zdawkowo odpowiadał na moje pytania. Już wtedy moje serce biło jak oszalałe. Teraz mam wrażenie, że chciało mnie ostrzec, krzyczało, żebym odszedł, żebym nie zbliżał się do przystojnego Polaka. Chyba powinienem go posłuchać. Odsunąć się i nigdy więcej nie próbować nawiązać z nim kontaktu. Ja jednak źle odczytałem wszystkie sygnały. Byłem młody, głupi, spragniony poczuć coś więcej niż brutalną obojętność. Szybsze bicie serca uznałem za drogę, którą należało podążać. Chciałem się do niego zbliżyć pomimo wszystko. Wtedy nie wiedziałem jeszcze jak bardzo może boleć miłość. 

Udało mi się dopiąć swego. Igrzyska w Sochi były nasze, a my staliśmy się dla siebie kimś więcej niż tylko rywalami ze skoczni. Gdy wspominam tamte chwile, mam wrażenie, że to co kiedyś uznałem za wyraz miłości lub chociaż pożądania było jedynie upojeniem sukcesem. Kamil nie myślał trzeźwo, nie podejmował racjonalnych decyzji, on był cholernie szczęśliwy, a ja to wykorzystałem. Byłem w dobym momencie, w dobrym czasie. Wtedy to mógł być ktokolwiek, kto przyszedłby do jego hotelowego pokoju. 

Przez kilka lat żyłem tylko myślą o tym, że go zobaczę. Grzeszne pragnienia zupełnie opanowały moją głowę. Trenowałem, skakałem, ćwiczyłem, ale marzyłem nie o sukcesach, a o Stochu. Chciałem, żeby był ze mną częściej, bliżej, bardziej. Ciągle było mi go za mało. Prosiłem o więcej. Błagałem. Wiedziałem, że to żałosne, że nie przystoi, że w jakiś sposób się przed nim obnażam. Dawałem mu siebie, kiedy tylko mnie zapragnął. Uzależnił mnie od siebie, choć wcale tego nie planował. 

Nie mogłem już dłużej tego znieść. Chciałem, żeby się rozwiódł z żoną, żeby przedstawił mnie światu, żebyśmy byli razem oficjalnie. Najpierw mnie zbywał, później mnie wyśmiał, a na końcu powiedział, że jestem dla niego nikim, że nic nie znaczę i nigdy nie znaczyłem. Odebrał mi część mnie. Zabrał ją, a później oddał zniszczoną i pomiętą. Nic już nigdy nie miało być takie same. Ani wschody słońca między górskimi szczytami, ani hotelowe pokoje. Wszystko będzie na zawsze naznaczone jego obecnością. 

Przyjechałem na kolejne zawody, choć tak bardzo chciałem ukryć się przed całym złem tego świata, a może jedynie Kamilem, który był moim prywatnym diabłem. Niszczył mnie i kusił jednocześnie. Mimowolnie spojrzałem na niego, gdy tylko wszedłem do pokoju dla zawodników. Siedział skupiony. Nawet na mnie nie zerknął. Prychnąłem głośno i dopiero wtedy przeniósł na mnie wzrok. Patrzył na mnie zażenowany. Jego oczy były puste, zupełnie pozbawione innych uczuć niż pogarda, niewątpliwie skierowana w moją stronę. W tym momencie poczułem, że naprawdę jestem nikim. 

***

Hej Kochani!

Nie wiem co się ze mną dzieje ostatnio, ale mam niby jakieś pomysły na pisanie, a później wychodzą takie dziwne rzeczy jak ten shot. Wiem, że pewnie się zanudzicie bo shot bez żadnych dialogów, mimo to mam nadzieję, że ktoś doczyta do końca. 

Buziaki!

Happier - Ski Jumping One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz