Wojownik

204 54 18
                                    

Nie krzyczę, bo jest już za późno.

Siedzę na podłodze w pustym pokoju. Pada na mnie światło, które wpada zza okna. Ale to światło jest szare, takie samo jak niebo.

Czuję w sobie pustkę i ból, to wszystko pochodzące z błędów i ran. Wpuściłam do siebie demony i żaden anioł nie jest już w stanie mnie obronić.

Żałuję, że zostałam złamana.

Wczepiam palce w swoje włosy, jakby to miało pomóc, ale nic nie jest w stanie naprawić mojego złamanego umysłu. Chyba to dlatego łzy zaczynają wylewać się z moich oczu, płynąć nieprzerwanie słonym potokiem. Z moich ust wyrywa się szloch. Bo pozwoliłam złamać się jak sucha gałązka.

Wszystko, co się stało, przejęło nade mną kontrolę. Zostałam zniszczona w momencie, kiedy myślałam, że wszystko będzie dobrze, bo byłam zbyt słaba, żeby się obronić. Bo nie miałam nikogo, kto mógłby mnie obronić. I nic już nie zostało z mojego serca.

Jestem nikim.

Nie potrafię zatrzymać łez. Nie potrafię zatrzymać myśli. Tak naprawdę nigdy niczego nie potrafię zatrzymać. Tak naprawdę nigdy nie byłam silna, chociaż tak bardzo chciałam w to wierzyć.

Pozwoliłam się zniszczyć.

Wzniosłam się z ziemi, żeby zacząć latać, ale po moich skrzydłach zostały tylko rany. I krew płynąca po plecach. I pióra leżące w kręgu mojej krwi, którą przelałam w imię tego, co kochałam.

Nigdy nie wiedziałam, kim jestem.

Chcę zamknąć się w sobie, zanurzyć w mroku i zasnąć na wieki w otoczeniu jego ciemnej toni. Uciec od życia, bo tak robią tchórze.

Tak robią złamani.

A przecież nie jestem nikim więcej.

Nie mam skrzydeł. Ani osobowości. Jedyne, co posiadam, to złamany umysł. Serce zalane smołą. Duszę spaloną na popiół. Obdartą wolę.

Gdy o tym myślę, czuję, że część mnie nie potrafi się z tym zgodzić. Bo w końcu, jeśli byłabym nikim, nigdy nie poznałabym, czym jest życie. A przecież kiedyś byłam szczęśliwa. Kiedyś się śmiałam. Kiedyś pozwalałam pokazywać się swoim uczuciom. Przecież kiedyś byłam sobą.

Kiedyś nie dałabym rzucić się na kolana przez przeciwności losu.

Walczyłam.

Ale przecież kiedyś byłam silniejsza.

A teraz jestem złamana.

– Pomóż mi – wyrywa się z moich ust, ale sama nie wiem, do kogo mówię.

Wśród pustki czuję nadciągający huragan. Wbijam paznokcie w dłonie, pozwalając, żeby popłynęła krew. Zaciskam zęby, bo mam dosyć tego, co się we mnie wznosi. Zaciskam oczy, bo przez łzy i tak nie widzę niczego. Nie ma dla mnie ratunku. Nie ma ratunku dla złamanego człowieka.
Nie ma już mnie.

Ale chyba nie możesz w to wierzyć? Jeśli tak jest, dlaczego więc wciąż siedzisz w świetle?

Otwieram oczy.

Mrugam, żeby przegonić łzy.

Dlaczego więc wciąż siedzisz w świetle?

Przesuwam się lekko. Siedzę wśród krwi i mokrych od niej, kiedyś białych piór, ale rzeczywiście, przecież otacza mnie szare światło nieba. Jedyne światło w pustym, smutnym pokoju.

Dlaczego wciąż siedzisz w świetle?

Bo zawsze walczyłaś. I nadal walczysz.

Chociaż siedzę, prawie upadam. Mam wrażenie, że się duszę. Biorę gwałtowny, nierówny oddech. Powietrze boleśnie wdziera się do moich płuc przez obolałe gardło. Wstaję, zrzucając z siebie pozostałości piór. Zaczynam kaszleć. Drapiąca agonia ogarnia moje ciało. Krzyczę, bo z moich pleców dobiega głośny chrzęst rozrywanej skóry. Płaczę. Krwawię. Mówię słowa, których nie słyszę. Zaczynam żyć.

Kolejny oddech sprawia, że ból znika. Z moich nadgarstków spływa krew. Stoję nieruchomo. Na policzkach pozostał świeży ślad łez. Otacza mnie coś wielkiego, co przyprawia moje serce o mocne, dźwięczne bicie.

Powoli wypuszczam powietrze w płuc, a kiedy kończę, szeroko otwieram oczy, wpuszczając do nich jak najwięcej światła. Stoję mocno na nogach, w kałuży powoli znikającej krwi. Przechodzi mnie dreszcz i czuję, że w moim środku iskrzy siła. Budzi się.

Moja postać promienieje.

Z miękkim szelestem, który tak dobrze znam, powoli rozkładam ogromne, czarne skrzydła.

Stoję na środku pustego pokoju. Większa, pewniejsza, silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Unoszę podbródek, zupełnie inna. Dlatego, że nareszcie odkryłam, kim jestem.

Uspokajam się, ale wciąż wibruje we mnie wola walki, którą poczułam, gdy zaczęłam się zmieniać. Czuję, że moje serce jest silne. Biorę głęboki oddech i mrugnięciem strącam z rzęs ostatnie krople łez.

Wojownikiem.

Cisza na planieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz