Wielki On

263 72 20
                                    

Z mojego dzieciństwa pamiętam przebłyski zdarzeń, ale i tak wiele rzeczy zagnieździło się w mojej pamięci wyjątkowo mocno, na stałe.

Na przykład las. Zwłaszcza on.

Gdy byłam mała, tata każdego dnia zabierał mnie na wycieczki do niego. Spędzaliśmy w nim całe dnie. Spacerowałam, poznawałam, chłonęłam widok swoimi oczami. To był czas magii i wielkich przygód. 

Nie zapomnę, jak budowaliśmy szałas, szukaliśmy bobrów albo (kiedy jechaliśmy do lasu w czasie Wielkanocy) świątecznego zajączka i czekoladowych jajek, które (tata albo zając, nadal do tego nie doszłam) wszędzie rozrzucał. A gdy spacerowaliśmy, zawsze rozglądaliśmy się za zwierzętami. Pamiętam też, jak część lasu zalała woda i dzięki temu pierwszy raz w życiu widziałam zaskrońca. Pamiętam leśniczówkę, jezioro, wysokie mrowiska. To, jak robiliśmy most, dzięki któremu mogliśmy przechodzić na drugą stronę wartkiego strumienia, płynącego przez cały las. A potem szliśmy wzdłuż niego, a potem się odrywaliśmy i poznawaliśmy nowe ścieżki.

Ale nie tylko szukaliśmy po krzakach pustych muszli po wielkich ślimakach. Nie tylko budowaliśmy szałas, śmialiśmy się i rzeźbiliśmy w drewnie.

Mój tata zawsze był dobry w opowieściach, które wplatał w nasze codzienne spacery. Miał wielką wyobraźnię, którą bardzo bogato przemieniał w słowa. Kochałam go słuchać.

Ale czasami wątpiłam, czy to są zwykłe bajki. W ciszy, przerywanej jedynie szeptem, w której było słychać niemal wszystko, działy się... różne rzeczy. 

Ja sama, kiedy wędrowałam przez las, wyobrażałam sobie, że podążają za mną dwa kare źrebaki. Ale nie o nich chcę opowiedzieć.

Tylko o nim.

Gdy szłam piaskową ścieżką, tata snuł opowieści o Wielkim Onie. 

Wtedy wszystko cichło, słyszałam jedynie szum liści i skrzypienie drzew. Atmosfera gęstniała, a ja otwierałam szerzej oczy i rozglądałam się, próbując dostrzec postać z opowieści.

Wielki On jest wysoki. Jak sosny, rosnące w lesie. Ma wielkie stopy, ciało pokryte długim włosiem i jedno duże oko. Gdy chodzi, wzbudza szum wśród lasu, ale nie drganie ziemi, które mogłoby wystraszyć zwierzęta.

Tata często zatrzymywał się nagle, wyciągał rękę w stronę drzew i wskazywał na coś, mówiąc "widzisz, tam stoi. Chowa się za sosną". 

Bo mimo, że jest wielki i wysoki, potrafi wydłużać swoje ciało tak, by pasowało do drzewa, za którym chce się schować.

Choć wiele razy próbowałam go zobaczyć, gdy tata mi go wskazywał, nie potrafiłam go dostrzec. 

Ale kilka razy, kiedy zostawałam sama, bo tata szedł szukać lian do budowania szałasu,  wydawało mi się, że widzę uśmiechającą się do mnie postać bez twarzy. Stała wśród drzew, wychylała się zza nich.

Ale znikała tak szybko jak trzask pękającej gałązki. Ale byłam pewna, że go widziałam. Musiałam go widzieć.

Wielkiego Ona zapamiętałam jako łagodne stworzenie, żyjące w zgodzie z naturą. Dlaczego więc budził we mnie uczucia tak bardzo przypominające obawę? 

Nie, nie obawę... coś dobrego.

Niedawno pojechałam na łąkę, rozłożoną przed tym lasem, w którym spędziłam większość dzieciństwa. 

Stałam przed nim i patrzyłam, jak wiatr porusza liśćmi.

Po chwili wahania weszłam między drzewa i ruszyłam wzdłuż strumienia.

Wydawał się wyjątkowo... mały. I płynął o wiele wolniej niż za czasów mojego dzieciństwa. Z mniejszą energią. Był nieco mętny.

Szłam ścieżkami zmienionymi przez czas, ale które nadal rozpoznawałam. Rozpoznawałam drzewa, pagórki, kamienie. Powalone kłody i mech. Serce biło mi szybciej niż zwykle, do oczu napływały łzy. Sama nie wiem, dlaczego.

Może dlatego, że moje wspomnienia czekały na mnie w tym lesie, cały ten czas? 

Zatrzymałam się wtedy, patrząc przed siebie.

Otaczała mnie cisza lasu. Szelest liści. Skrzypienie drzew. Zapach zimy. Trzepot skrzydeł. Szum.

Wiedziałam, że brakuje jeszcze paru kroków. 

Jeszcze paru kroków, żeby zagłębić się w świat przygód, marzeń i wszystkiego, co zawsze kochałam.

Gdzieś tam czekają na mnie moje dwa kare źrebaki, które musiałam zostawić w lesie, bo ja dorosłam, a one nie. 

Gdzieś tam czeka na mnie puste miejsce po szałasie, wyschnięte jezioro, zrujnowany most. 

Gdzieś tam czeka na mnie Wielki On. Pewnie już teraz stoi za sosną i mnie obserwuje.

Ale nikt nie wychodzi z ukrycia.

Bo wiedzą.

To, co ja wiem.

Wiedzą.

Jeśli mam na nowo obejrzeć swoje wspomnienia, to nie sama.

Stałam w miejscu jeszcze parę minut.

W końcu uśmiechnęłam się, a potem zaczęłam wracać na łąkę. Im bardziej odsuwałam się od lasu, wracając koło strumienia, tym mniejszy nacisk panował w powietrzu.

Wyszłam z lasu, z rękami włożonymi w kieszenie kurtki. Idąc na jasną łąkę i tym samym oddalając się od lasu, raz po raz zerkałam na niego przez ramię.

Wiedziałam, że jeżeli mam wrócić na ścieżki swojego życia, muszę zrobić to z osobą, która mi je pokazała, które je ożywiła, która mnie na nie naprowadziła. 

I tylko z nią.

Cisza na planieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz