Popioły

72 30 0
                                    

Obracam w palcach żyletkę, czując smutek, bo zwykle to czuje się w takich chwilach. Żal, że znowu zawiodłam. Dałam się pokonać. Oni uważają inaczej – wygrałaś – ale to ja jestem sobą. To ja czuję, co czuję. I nieważne, jak bardzo będą próbować, nigdy nie będą mną.

Opieram głowę o ścianę, szukając ulgi w twardym chłodzie. Dlaczego to on mi pomaga, chociaż wcale nie próbuje? I dlaczego ci, którzy się starają, pogarszają wszystko?

Przykładam ostrze do skóry, ale tym razem nie potrafię tego zrobić. To dziwne. Dlaczego myśl o tych, którzy chcą, żebym to zrobiła, jest taka dołująca, a jednocześnie tak otrzeźwiająca? Jak łyk powietrza po zbyt długim przebywaniu pod powierzchnią wody...

Klnę i odrzucam je od siebie. Z cichutkim stukiem upada na podłogę. Metal spoczął na szkle.

To wszystko sprawia, że się wypalam. Kawałek po kawałku. Płonę jak sucha trawa. Wypalam się, wypalam i opadam z sił.

Z własnego wyboru, bo chociaż nie lubię, gdy ktoś nazywa mnie głupią, przełykam odpowiedź kryjącą się na końcu języka.

Chociaż nie lubię, kiedy ktoś uparcie prowokuje mnie do wybuchu, uśmiecham się i pozwalam opluć.

I chociaż nie lubię być przyciskana do muru bez drogi ucieczki, uważana za słabszą, nie walczę.

Nawet, jeśli ktoś w końcu mnie zabije... to nic.

Ja się odrodzę, a on na zawsze pozostanie taki, jaki jest.

To właśnie tak robią feniksy – odradzają się. I to one potrafią latać.

Cisza na planieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz