Autorzy

110 37 18
                                    

Obserwowałam, jak płonie miasto, ale nie słyszałam krzyków ani trzasku gorącego żywiołu. Widziałam, jak czerń nocy rozświetla ogień. Nim wstanie świt, wszystko zastąpią popioły – cmentarzysko w środku niczego...

– Jezu – rozległ się głośny głos w moim prawym uchu. – Znowu piszesz jakieś gówno?

Uniosłam wzrok, spoglądając na stojącego za mną, drącego dupę człowieka, którego w istocie od trzech lat nazywałam... ekhem... swoim przyjacielem.

– Co powiedziałeś? – zapytałam lodowato. Co prawda, doskonale usłyszałam, ale postanowiłam dać mu szansę na odparcie, że nic.

Idiota oczywiście nie załapał.

– Zapytałem, czy znowu piszesz jakieś gówno – powtórzył natychmiast, zajmując krzesło obok mnie.

Oparł łokieć o stół, a podbródek o swoją dłoń, zerkając na mnie z szerokim uśmiechem, jakby właśnie nie obraził chamsko mojej pracy.

Miałam ochotę trzepnąć jego łeb swoim różowym zeszytem A4, ale powstrzymałam się i zamiast tego wzięłam głęboki oddech, mówiąc sobie w myślach, że chłopcy przecież dojrzewają wolniej od dziewczyn.

– Po pierwsze, to nie „jakieś gówno“ – odpowiedziałam. – Po drugie, tak, piszę. Po trzecie, jesteś dupkiem! – zakończyłam, z hukiem zamykając zeszyt, żeby chłopak wreszcie przestał do niego zaglądać.

– Dlaczego? – zapytał niewinnie, odsuwając się ode mnie i udając, że wcale nie czytał mi przez ramię.

– „Jezu” – przedrzeźniłam go zmienionym głosem – „znowu piszesz jakieś gówno?”

Uniósł brwi.

– Czyli usłyszałaś za pierwszym raze...

– Ale serio? – przerwałam mu. – Uważasz, że to w porządku nazywać coś, co lubię, „jakimś gównem“? Bo ja uważam, że to cholernie prostackie!

Milczał przez chwilę, przyglądając mi się uważnie.

– Masz okres? – zapytał w końcu.

– Może i mam! – uniosłam głos prawie do krzyku. – I to nie twoja kijowa sprawa! – Owszem, miałam, ale co to ma do rzeczy?

Parę osób siedzących przy stanowiskach komputerowych obrzuciło mnie spojrzeniami.

– I jeszcze przez ciebie krzyczę w bibliotece – wysyczałam ściszonym głosem, łypiąc na mojego przyjaciela. – Jeśli nie odpowiada ci to, co robię, odpieprz się i idź sobie na boisko i wsadź sobie tę swoją piłkę w dupę.

– No już, już. – Blondyn poklepał mnie po dłoni, najwyraźniej po to, żeby mnie uspokoić, ale obrzuciłam jego rękę takim spojrzeniem, jakbym chciała ją odgryźć, więc czym prędzej ją zabrał. – Po co tak się denerwować? – ciągnął niezrażonym tonem.

– Po raz kolejny przyczepiasz się do tego, że piszę.

– Bo to dziwne.

– To, że twój mózg nie trawi tego typu rozrywek, nie znaczy, że mój jest tak samo upośledzony.

– Nie rozumiem, co jest w tym rozrywkowego – stwierdził, ignorując obelgę, którą go obrzuciłam.

– Wiesz, mogę zaraz napisać opowiadanie o tym, jak pożera cię olbrzymia żelka – odparłam. – Mam wystarczająco dużo wyobraźni, żeby dostarczyło mi to mnóstwa satysfakcji. Możesz dodatkowo przed nią uciekać na deskorolce i napotkać  na swojej drodze gadające czerwone baloniki.

Cisza na planieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz