Ćmy

238 55 26
                                    

Nadchodzi noc, a wiatr porywa liście z drzew. Tańczy z nimi pod ciemniejącym niebem, którego kolory przechodzą płynnie od brudnej bieli po atramentowy granat. Jakby podmuch znajdował się na balu, pełnym magii i gasnących świeczek, gotowych pogrążyć ozdobną salę w ciemności i dymie stłumionego ognia.

Kimże bylibyśmy, gdybyśmy o tej porze nie unosili twarzy ku górze, z głową pełną myśli, snując refleksje na różne tematy, często te niesposobne do uchwycenia?

Mój wzrok śledzi falującą zieleń, uszy łapią szelesty, a skóra mrowi od dotyku zbliżającej się wichury. Nie mogę nie zauważyć tego, jak wszystkie stworzenia, małe i duże, w pośpiechu udają się do swoich schronień.

Czy zdążą przed burzą, czy polegną, to już kwestia siły i losu.

O dziwo, przynosi mi to na myśl ludzi. Ich życie nabiera tempa za sprawą każdej wichury, która zbliża się do nich wielkimi krokami.

Zawsze za czymś gonimy. Sława, wygoda, pieniądze. Czyjaś aprobata, ostatnie terminy. Przyjaźń. Miłość.

Tak między innymi zostaliśmy wykształceni przez mijające czasy. By łapać, ile się da. Czerpać garściami wszelkie dobra.

Ale czasami gonimy zbyt entuzjastycznie. Zbyt się śpieszymy. Zbyt zagłębiamy i pogrążamy. Czasami podążamy za czymś zbyt gwałtownie, żeby zorientować się, że nastała chwila, w której trzeba odpuścić.

Zbyt często nie wiemy, kiedy zarządzić odwrót, uratować siebie. Lecimy do światła jak nocne motyle, myśląc, że ono jest dobre, że to nasz księżyc.

I wpadamy w zasadzkę.

Ogień, który strawi nasze ciała, nie zostawi po nas nawet najmniejszej garstki popiołu.

I będzie za późno na myślenie o tym, że podążyliśmy w złym kierunku, pomyliliśmy się w obliczeniach. Będzie za późno dla nas.

Pocieram świeże blizny po oparzeniach.

Nie chcę znów płonąć w ciemności.

Cisza na planieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz