Rozdział 30

89 15 6
                                    


~ Nicole ~


Biegnę ile sił w nogach, aż w końcu docieram do upragnionej mety. Nie czuję dziwnego uczucia w płucach.

Mój sukces. 

Na dworze jest jakieś 26 stopni, a ja przebiegłam już kilka razy długość wyznaczoną na bieg charytatywny. Im krótszy czas przebycia odległości, tym więcej pieniędzy zostanie zebranych na szczytne cele, a oprócz tego mam szanse na świadectwo z wyróżnieniem, jeśli mój wynik okaże się lepszy od innych. 

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj o tej porze, Nicole - odwracam się i zauważam mojego wykładowcę, pierwszy raz w stroju sportowym. Teraz wygląda o kilka lat młodziej.

- Chciałabym wypaść dobrze - uśmiecham się.

- Tego ci życzę. Oddałaś zgodę od swojego lekarza na udział w zawodach, prawda? Bez niej nie możesz wziąć w nich udziału.

O kurde.

- W takim razie masz jeszcze 6 godzin na dostarczenie mi jej. Bieg jest o 12, więc wydaje mi się, że bez problemu zdążysz do niego pobiec i przynieść mi ją na czas - wręcza mi kartkę i odchodzi. 

Spoglądam na nią. Konieczne zaznaczenie jest na niej problemów z oddychaniem, kręgosłupem czy stawami, obok jest miejsce na stempel badającego i jego imię i nazwisko. 

Kładę dłoń na czole i przesuwam nią po włosach. Porażka. 

- Wszystko w porządku? - słyszę za plecami ten znajomy irlandzki akcent.

- Ooo przyszedł mój ulubiony irlandczyk! - piszczę i rzucam mu się na szyję. Użył dzisiaj chyba nowych perfum, bo pachnie inaczej, bardziej zniewalająco.

- Ooo znalazłem moją ulubioną polkę! - naśladuje mój głos, co powoduje, że wybucham głośnym śmiechem. 

- Super, że jednak przyszedłeś. Jeśli będzie ci się nudzić gapienie się na mnie to możesz usiąść tam, na trybunach - wskazuję na nie. - Sam i Ed też mieli przyjść, ale im mniej osób tym lepiej. Może moja twarz nie spotka się z ziemią. 

Uśmiecha się ze skrzyżowanymi rękami na piersi. 

- Jesteś pewna, że chcesz wziąć w tym udział? To jest bardzo ryzykowne, Nicole.

- Tak. Przebiegłam kilka kilometrów i czuję się naprawdę świetnie. Dzisiaj ta astma się nie udziela zbytnio, więc myślę, że pójdzie całkiem dobrze. Popatrz na to w ten sposób, że jeśli uda mi się wygrać, to zdobędę więcej punktów, które później będą przeliczone na pieniądze dla biednych dzieci. To niesamowite! - wymachuję rękoma we wszystkie strony, a on posyła mi tylko ten swój słodki uśmiech.

- Jestem z ciebie dumny. 

- Mam pytanko: mógłbyś mi to podpisać? Byłabym wdzięczna - zmieniam szybko temat i podaję mu zgodę.

- Nic nie rozumiem - zaczyna się przyglądać kartce. 

- Możesz na chwilę zmienić zawód z wokalisty na mojego lekarza? Musisz wyrazić zgodę na udział w tych zawodach, bo inaczej nie dostanę numerka, żeby wystartować - po jego minie widać już, że się nie zgodzi. - Błagam, Nialler, to dla mnie ważne. 

- Dobra, daj mi długopis. 

Wykonuję jego polecenie i przez kilka minut gimnastykuje się z dziwnymi polskimi słowami starając się pisać je jak najbardziej niewyraźnie. 

- Zdajesz sobie sprawę, że nie powinienem tego podpisywać? Czuję, że będę tego żałować - oddaje mi zgodę i zaciska usta w wąską linię. 

- Nie będziesz, obiecuję - dziękuję mu składając na jego prawym policzku całusa. 

Na jego usta automatycznie tworzy się uśmiech. 

- Pójdę po wodę, chcesz coś ze sklepu?

- Nie, ale kup dużo tej wody. Uważaj na fanki - radzę mu, a później znika za linią horyzontu na boisku. 

* * *

- Jak się czujesz? - staram się przekrzyczeć gwizdki różnych trenerów. 

- Nie wiem, czy nie jest gorzej, ale jakoś daję radę - odzywa się mój przyjaciel słabym głosem. Zawsze był niski i energiczny, a teraz jest cichy i całkowicie bez sił.

- Nie mówię, że będzie lepiej, bo nie będzie. Daj sobie trochę czasu, jeśli to nie przejdzie, zgłosimy się po odpowiednią pomoc - zapewniam go. - Bieg zaczyna się za 40 minut, przyjdziesz?

- Jesteś moim jedynym powodem, dla którego codziennie wstaję z łóżka. Będę za 5 minut. 

Uśmiecham się. 

Artur zjawia się po 6 minutach z dwiema butelkami wody. Gdy się witamy trzymam go w objęciach dłużej niż zwykle, bo widzę, że potrzebuje czułości, pomimo tego, że tego w ogóle nie pokazuje. 

- Dobrze, że jesteś. 

- Dobrze jest cię znowu zobaczyć - mówimy w tym samym momencie, a później cicho się śmiejemy. Na jego ustach pojawił się uśmiech, o ja cię. 

- Podobają mi się twoje usta gdy się uśmiechasz - uśmiecham się. 

- Mi się podoba w tobie wszystko - w jego głosie słyszę tylko nuty szczerości, więc nie wiem jak mam na to zareagować. 

- Też mi się podoba we mnie wszystko - odpowiadam głupio i doprowadzam go tym do krótkiego ataku śmiechu, ale jednak ataku śmiechu.

- Wszyscy uczestnicy na stanowiska! - niemal ogłusza mnie donośny głos mojego profesora stojącego obok. 

- Już? - wzdycham przerażona.

- Będziesz świetna, powodzenia. Idę usiąść na górę, okej? 

Potakuję i całuje mnie w policzek. Do mojego wnętrza przychodzi uczucie zdziwienia. To było bardzo nie w jego stylu. 

Zdejmuję koszulkę przez głowę zostając w samym staniku sportowym. Ten czarny materiał zaczynał powoli wypalać moją skórę. Chcę odłożyć wszystkie zbędne rzeczy na ławkę, ale mój telefon zaczyna wibrować. Dostaję wiadomość.

Nialler: twój trener się na Ciebie patrzy

Wybucham śmiechem tak głośnym, że zawodniczki obok posyłają mi wrogie spojrzenie. 

Ja: a na Ciebie stado fanek z pierwszego rzędu. radzę ci uciekać :)

Staram się go wypatrzeć na trybunach, ale nigdzie go nie widzę. Odkładam telefon do torby i idę na linię startową. Zaczynam się stresować. Przede mną 800 metrów. Przypominam sobie, że dałam "zgodę lekarską" bez stempla lekarza, co powoduje, że czuję się lepiej i w pewien sposób dodaje mi sił. Chwilę później analizuję swoje "myślenie nastolatka" i dochodzę do wniosku, że dzisiaj chyba nie jestem sobą. 

Gdy słyszę gwizdek, ruszam i pędzę ile sił w nogach. Wyprzedzam 2 pierwsze osoby i przez kilka pierwszych metrów jestem na prowadzeniu. 

W tej własnie chwili czuję, że żyję.





Desire? // n.h ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz