Rozdział 31

97 15 14
                                    

~ Niall ~

Mój wzrok skierowany jest tylko na jednym punkcie, czyli Nicole, która jak na razie wyprzedza wszystkich innych zawodników. Kończy drugie kółko zaczynając trzecie. Nadal utrzymuje to samo tempo, a także nie widać po niej zmęczenia. 

Jest niesamowita.

- Ale zapieprza, wow - wzdycha z zachwytem Sam siedząca obok mnie. - Jak na osobę z astmą jest świetna, naprawdę. 

- Wątpię, żeby po tym biegu czuła się dobrze - przyznaję. 

Przy kolejnym okrążeniu zaczyna zwalniać. Wyprzedza ją jedna dziewczyna z ciemnymi włosami, jednak Nicole nie daje za przegraną i biegnie dalej. Siedzę na najwyższych trybunach i już stąd mogę ujrzeć jej zmęczony wyraz twarzy. Serce wali mi jak oszalałe, a dłonie się zaczynają pocić. 

Znowu jest na prowadzeniu. Wyprzedza pozostałych o kilka metrów i na ostatnich sama traci siły. Biegnie coraz ciężej, a na jej twarzy pojawiają się grymasy. Przekracza metę, a wszyscy wokół mnie zaczynają się drzeć. Wstają w górę i wiwatują, a ja siedzę na tym cholernym krześlę zdenerwowany sytuacją. Ludzie przede mną stoją i nie widzę, co aktualnie dzieje się na boisku. 

- Idę stąd - mówię do Sam przedzierając się przez tłum. 

- Poczekaj, dlaczego? - dziewczyna idzie za mną. 

- Nie widzę jej w ogóle.

Gdy schodzę trochę niżej zauważam, że dokładnie w miejscu gdzie widniał pas końcowy stoi pięciu ratowników medycznych. Zalewa mnie zimny pot i nie mogę się ruszyć. Krzątają się, jedni robią zdjęcia, a jeszcze kolejni patrzą się na całą sytuację. 

- Gdzie ona jest? - pyta Sam. 

- Nie mam pojęcia, cholera. 

Gdy jeden z ratowników odsuwa się, widzę ją leżącą na ziemi. Kompletnie się nie rusza, po prostu leży, a jej kończyny są zwiotczałe. Dotykają ich ci ratownicy. 

- Kurwa mać - klnę i zaczynam biec w jej kierunku. Przeskakuję przez barierki i popycham ludzi starając się być jak najszybciej tej sytuacji. Chcę przebiec przez boisko, ale zatrzymuje mnie jakaś kobieta w dziwnym stroju lamy. Z jej ust wychodzą jakieś dziwne polskie słowa, których nie rozumiem, więc wymijam ją szybko nie chcąc słuchać jej pierdolenia. 

Za plecami słyszę swoje imię wykrzykiwane przez nastolatki. 

Wymijam tłum gapiów i przedostaję się w końcu do ratowników klęczących nad Nicole. Jeden z nich wstaje ipopycha mnie lekko bełkocząc znowu jakieś słowa. Tym razem się wkurzam i pytam się, czy mógłby mówić po angielsku, a on na to, że nie zna tego języka. 

Zaraz się zabiję. 

- Niall, fanki wiedzą, że tu jesteś -  zdyszana Sam dotyka mojego ramienia. 

- Nie obchodzą mnie żadne fanki w tym momencie, rozumiesz? Tam na ziemi leży Nicole i nie wiem co jest z nią nie tak, bo żaden skurwiel nie pozwala mi tam przejść, a także nikt nie mówi tutaj w moim języku. 

Patrzy na mnie przerażona. 

- Jak to leży na ziemi?! - piszczy. - Oooo, tak to nie ma, kurwa. 

Chwyta mnie za dłoń i zaczyna ciągnąć w tamtą stronę. Zaczepia jednego ratownika i zaczynają ze sobą rozmawiać. Sam mówi przez cały czas podniesionym głosem i gwałtownie gestykuluje, a a po minie rozmówcy widać już, że ma jej dosyć. Gdy kończy rozmowę odwraca się do mnie. 

- Okej. Posłuchaj mnie uważnie. Za 5 minut przyjedzie tu karetka. Nicole nie oddycha i podobno przewróciła się od razu jak przekroczyła metę. Na tę chwilę jest nieprzytomna. 

- Żartujesz sobie ze mnie? - prycham i pchnę ją na bok chcąc przejść zobaczyć moją Nicole.

- Niall, poczekaj. Pojedziesz z nią karetką, a ja samochodem, okej? Powiedziałam im, że jesteś jej mężem, więc rozpoznają cię. Postaraj się zachować spokój, błagam. Wiem, że jest ciężko, ale swoim zachowaniem sprawiasz, że oni wszyscy się na ciebie krzywo patrzą. 

- Boże i co ja teraz zrobię? - zastanawiam się na głos ciągnąc się za włosy. 

Przed przyjazdem tutaj powiedziałem sobie, że będę na nią uważać, dam jej dużo miłości i będę chronić przed złem na świecie, tymczasem sam wyraziłem zgodę na wzięcie udziału w tych zawodach. Od początku każdy wiedział, że to się źle skończy. 

Dlaczego więc nikt jej nie zatrzymał?

* * *

Spoglądam na jej twarz. Nie mogę zauważyć jej całej, bo na ustach ma maskę, od której ciągnie się długa rurka do butli która stoi w rogu pojazdu i kołysze się w wyniku poruszania karetki. Traci oddech co jakiś czas. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę jechać karetką i to z osobą, którą znam. Znam lepiej od samego siebie. 

Trzymam ją za dłoń, która na szczęście jest utrzymana w temperaturze pokojowej. Jej paznokcie są pomalowane na kolor który uwielbia: czerwony, a w nadgarstku ma wkuty wenflon. Krzywię się jak go widzę. Czy to boli?

- A więc jest pan mężem, Nicole? - pyta ratownik siedzący na  przeciwko mnie. Siedzi tam już od pięciu minut i przegląda jakieś papiery bojąc się chyba cokolwiek powiedzieć. Mój wygląd odstrasza, czy może jest w szoku, że zobaczył osobę z telewizji i internetu w prawdziwym życiu?

- Tak. 

- Czy pańska żona jest polką? Zgaduję, że nie jest pan polakiem?

Stary, spostrzegawczy jesteś. 

- Jest polką. Ja jestem irlandczykiem. 

Zaczyna mi się bardziej przyglądać.

- Tak myślałem po pańskim akcencie. Wygląda pan znajomo, wydaje mi się, że już się kiedyś widzieliśmy. 

Słuchanie tego samego od nowo poznanych osób zrobiło się nudne i już nieśmieszne. 

- Możliwe.

Później zaczyna zadawać mi o nią pytania. Pyta się, czy zażywa jakieś leki, czy jest na coś uczulona i czy jest w ciąży. Doktorek wkurza się gdy dowiaduje się, że choruje na astmę. Oburza się, że wzięła udział w zawodach i zaczyna "krzyczeć" szeptem.

Gdy dojeżdżamy do szpitala podążam za wszystkimi, którzy prowadzą ją na przenośnym łóżku. Wchodzę do budynku i przypomina mi się czas, kiedy ostatni czas byłem w szpitalu. Było to trzy lata temu, wtedy po wypadku Louisa. Wtedy wszedłem z nadzieją, że z nim wyjdę i wszystko będzie w porządku, jednak to on zostawił mnie. 

Mam nadzieję, że historia nie lubi się powtarzać.  

Siadam pod drzwiami sali w której są przeprowadzane badania i wyciągam telefon. Wchodzę na Twittera i zaczynam jeździć po ekranie palcem w górę i w dół nie patrząc co przeglądam. Uspokaja mnie to w pewnym sensie. 

Widzę kilka wiadomości od chłopaków ze swojego zespołu. Nie mam ochoty ich czytać, bo wiem, że głównie dotyczą mojej pracy.

Odkładam telefon i opieram głową o ścianę. 

Nie wiem czy bardziej nienawidzę siebie za to, że jestem sławny, czy za to, że pozwoliłem Nicole zaryzykować. 

Nie zdążę się z nią pożegnać.



Sorki, za taką ilość przekleństw, ale pasują do tego rozdziału... tak myślę :D nie będzie teraz łatwo, mam nadzieję, że w miarę fajnie poprowadzę tę dramę i nie będziecie się nudzić haha. 

Czy ktoś z Was ma konto na sweeku? Napiszcie do mnie koniecznie!

Buziaki x






Desire? // n.h ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz