~ Niall ~
Mój wzrok skierowany jest tylko na jednym punkcie, czyli Nicole, która jak na razie wyprzedza wszystkich innych zawodników. Kończy drugie kółko zaczynając trzecie. Nadal utrzymuje to samo tempo, a także nie widać po niej zmęczenia.
Jest niesamowita.
- Ale zapieprza, wow - wzdycha z zachwytem Sam siedząca obok mnie. - Jak na osobę z astmą jest świetna, naprawdę.
- Wątpię, żeby po tym biegu czuła się dobrze - przyznaję.
Przy kolejnym okrążeniu zaczyna zwalniać. Wyprzedza ją jedna dziewczyna z ciemnymi włosami, jednak Nicole nie daje za przegraną i biegnie dalej. Siedzę na najwyższych trybunach i już stąd mogę ujrzeć jej zmęczony wyraz twarzy. Serce wali mi jak oszalałe, a dłonie się zaczynają pocić.
Znowu jest na prowadzeniu. Wyprzedza pozostałych o kilka metrów i na ostatnich sama traci siły. Biegnie coraz ciężej, a na jej twarzy pojawiają się grymasy. Przekracza metę, a wszyscy wokół mnie zaczynają się drzeć. Wstają w górę i wiwatują, a ja siedzę na tym cholernym krześlę zdenerwowany sytuacją. Ludzie przede mną stoją i nie widzę, co aktualnie dzieje się na boisku.
- Idę stąd - mówię do Sam przedzierając się przez tłum.
- Poczekaj, dlaczego? - dziewczyna idzie za mną.
- Nie widzę jej w ogóle.
Gdy schodzę trochę niżej zauważam, że dokładnie w miejscu gdzie widniał pas końcowy stoi pięciu ratowników medycznych. Zalewa mnie zimny pot i nie mogę się ruszyć. Krzątają się, jedni robią zdjęcia, a jeszcze kolejni patrzą się na całą sytuację.
- Gdzie ona jest? - pyta Sam.
- Nie mam pojęcia, cholera.
Gdy jeden z ratowników odsuwa się, widzę ją leżącą na ziemi. Kompletnie się nie rusza, po prostu leży, a jej kończyny są zwiotczałe. Dotykają ich ci ratownicy.
- Kurwa mać - klnę i zaczynam biec w jej kierunku. Przeskakuję przez barierki i popycham ludzi starając się być jak najszybciej tej sytuacji. Chcę przebiec przez boisko, ale zatrzymuje mnie jakaś kobieta w dziwnym stroju lamy. Z jej ust wychodzą jakieś dziwne polskie słowa, których nie rozumiem, więc wymijam ją szybko nie chcąc słuchać jej pierdolenia.
Za plecami słyszę swoje imię wykrzykiwane przez nastolatki.
Wymijam tłum gapiów i przedostaję się w końcu do ratowników klęczących nad Nicole. Jeden z nich wstaje ipopycha mnie lekko bełkocząc znowu jakieś słowa. Tym razem się wkurzam i pytam się, czy mógłby mówić po angielsku, a on na to, że nie zna tego języka.
Zaraz się zabiję.
- Niall, fanki wiedzą, że tu jesteś - zdyszana Sam dotyka mojego ramienia.
- Nie obchodzą mnie żadne fanki w tym momencie, rozumiesz? Tam na ziemi leży Nicole i nie wiem co jest z nią nie tak, bo żaden skurwiel nie pozwala mi tam przejść, a także nikt nie mówi tutaj w moim języku.
Patrzy na mnie przerażona.
- Jak to leży na ziemi?! - piszczy. - Oooo, tak to nie ma, kurwa.
Chwyta mnie za dłoń i zaczyna ciągnąć w tamtą stronę. Zaczepia jednego ratownika i zaczynają ze sobą rozmawiać. Sam mówi przez cały czas podniesionym głosem i gwałtownie gestykuluje, a a po minie rozmówcy widać już, że ma jej dosyć. Gdy kończy rozmowę odwraca się do mnie.
- Okej. Posłuchaj mnie uważnie. Za 5 minut przyjedzie tu karetka. Nicole nie oddycha i podobno przewróciła się od razu jak przekroczyła metę. Na tę chwilę jest nieprzytomna.
- Żartujesz sobie ze mnie? - prycham i pchnę ją na bok chcąc przejść zobaczyć moją Nicole.
- Niall, poczekaj. Pojedziesz z nią karetką, a ja samochodem, okej? Powiedziałam im, że jesteś jej mężem, więc rozpoznają cię. Postaraj się zachować spokój, błagam. Wiem, że jest ciężko, ale swoim zachowaniem sprawiasz, że oni wszyscy się na ciebie krzywo patrzą.
- Boże i co ja teraz zrobię? - zastanawiam się na głos ciągnąc się za włosy.
Przed przyjazdem tutaj powiedziałem sobie, że będę na nią uważać, dam jej dużo miłości i będę chronić przed złem na świecie, tymczasem sam wyraziłem zgodę na wzięcie udziału w tych zawodach. Od początku każdy wiedział, że to się źle skończy.
Dlaczego więc nikt jej nie zatrzymał?
* * *
Spoglądam na jej twarz. Nie mogę zauważyć jej całej, bo na ustach ma maskę, od której ciągnie się długa rurka do butli która stoi w rogu pojazdu i kołysze się w wyniku poruszania karetki. Traci oddech co jakiś czas. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę jechać karetką i to z osobą, którą znam. Znam lepiej od samego siebie.
Trzymam ją za dłoń, która na szczęście jest utrzymana w temperaturze pokojowej. Jej paznokcie są pomalowane na kolor który uwielbia: czerwony, a w nadgarstku ma wkuty wenflon. Krzywię się jak go widzę. Czy to boli?
- A więc jest pan mężem, Nicole? - pyta ratownik siedzący na przeciwko mnie. Siedzi tam już od pięciu minut i przegląda jakieś papiery bojąc się chyba cokolwiek powiedzieć. Mój wygląd odstrasza, czy może jest w szoku, że zobaczył osobę z telewizji i internetu w prawdziwym życiu?
- Tak.
- Czy pańska żona jest polką? Zgaduję, że nie jest pan polakiem?
Stary, spostrzegawczy jesteś.
- Jest polką. Ja jestem irlandczykiem.
Zaczyna mi się bardziej przyglądać.
- Tak myślałem po pańskim akcencie. Wygląda pan znajomo, wydaje mi się, że już się kiedyś widzieliśmy.
Słuchanie tego samego od nowo poznanych osób zrobiło się nudne i już nieśmieszne.
- Możliwe.
Później zaczyna zadawać mi o nią pytania. Pyta się, czy zażywa jakieś leki, czy jest na coś uczulona i czy jest w ciąży. Doktorek wkurza się gdy dowiaduje się, że choruje na astmę. Oburza się, że wzięła udział w zawodach i zaczyna "krzyczeć" szeptem.
Gdy dojeżdżamy do szpitala podążam za wszystkimi, którzy prowadzą ją na przenośnym łóżku. Wchodzę do budynku i przypomina mi się czas, kiedy ostatni czas byłem w szpitalu. Było to trzy lata temu, wtedy po wypadku Louisa. Wtedy wszedłem z nadzieją, że z nim wyjdę i wszystko będzie w porządku, jednak to on zostawił mnie.
Mam nadzieję, że historia nie lubi się powtarzać.
Siadam pod drzwiami sali w której są przeprowadzane badania i wyciągam telefon. Wchodzę na Twittera i zaczynam jeździć po ekranie palcem w górę i w dół nie patrząc co przeglądam. Uspokaja mnie to w pewnym sensie.
Widzę kilka wiadomości od chłopaków ze swojego zespołu. Nie mam ochoty ich czytać, bo wiem, że głównie dotyczą mojej pracy.
Odkładam telefon i opieram głową o ścianę.
Nie wiem czy bardziej nienawidzę siebie za to, że jestem sławny, czy za to, że pozwoliłem Nicole zaryzykować.
Nie zdążę się z nią pożegnać.
Sorki, za taką ilość przekleństw, ale pasują do tego rozdziału... tak myślę :D nie będzie teraz łatwo, mam nadzieję, że w miarę fajnie poprowadzę tę dramę i nie będziecie się nudzić haha.
Czy ktoś z Was ma konto na sweeku? Napiszcie do mnie koniecznie!
Buziaki x
CZYTASZ
Desire? // n.h ✔️
FanficNajpierw przeczytaj "Perfect?" :) Czasami nawet najbardziej szczera relacja nie przetrwa. Gdy obojgu ludzi już nie zależy, można powiedzieć, że nie ma ona przyszłości. To chyba, że się spotkają. A miłość znowu zakwitnie. W taki sposób, że późnie...