~ Nicole ~
- Przepraszam - mruczę pod nosem.
Nigdy nie czułam się tak zawstydzona swoją głupotą jak w tym momencie. Mam ochotę zrekompensować tym wszystkim martwiącymi się o mnie ludziom czas, w którym się o mnie martwili do tego stopnia, że nie mogli normalnie funkcjonować.
Niall tylko wzdycha. Taka odpowiedź mi wystarczy. Widać po nim, że jest wyczerpany. Świadczy o tym chociażby kilkudniowy zarost, którego nigdy nie nosi i worki pod oczami.
Spoglądam na złożone razem dłonie na mojej kołdrze. Łzy napływają mi do oczu.- Nicole... - Szatyn chwyta moje dłonie i delikatnie je ściska. - Nawet najmądrzejsi ludzie popełniają błędy. Zrobiłaś coś, czego odradzali ci wszyscy, ale ty postawiłaś na swoją przeciwną decyzję.
- Nie powinnam była teraz żyć, Niall. Zobacz tylko jaką ceną zapłaciliście za moją głupotę. Wyglądasz jakbyś nie spał i nie jadł od tygodnia. Edwardowi i Sam zepsułam planowane wakacje, a Artur zapłacił życiem. No kurwa. - klnę. Gdyby go tu nie było wstałabym i zaczęłabym walić głową w ścianę.
- Przestań tak mówić, jasne ? - Podnosi głos i zabiera dłoń z mojej. - Wszystko wskazuje na to, że masz wspaniałych przyjaciół, którzy zawsze są dla ciebie. Artur oddał za ciebie życie, bo wiedział, że tobie będzie bardziej potrzebne. Oddychasz za was dwoje.
Ból domaga się, żeby go czuć. Mocniej. Czuję, jak moje wnętrze płacze.Histeryzuje.
- Wyjdź stąd - cedzę przez zęby. - W tej chwili.
Patrzy na mnie zmartwiony, marszczy brwi i wykonuje moje polecenie. Zostaję sama i wybucham płaczem.
- Stary, powinieneś odejść. Ona musi odpoczywać - słyszę wydobywający się z głębi pokoju beznamiętny głos.
- Dobrze się czujesz? Nie mogę jej tak zostawić.
- Powiedziałam ci, że powinieneś stąd iść. Ona cię nie chce, rozumiesz? Ma w swoim życiu ważniejsze osoby od ciebie, zrozum.
Podnoszę delikatnie powieki. Ludźmi prowadzącymi konwersacje jest Sam z Arturem.
Wiedziałam, że nic ci nie jest.
- Co z tego? Nikt nie pokocha jej w sposób jaki robię to ja. Muszę to pokazać.
- Co jej z tego, skoro nigdy jej tego nie powiedziałeś?
- Możecie powiedzieć mi, co jest grane? - pytam siadając na łóżku.
Nadal ze sobą dyskutują, ale już ich nie słyszę. Widzę tylko rozzłoszczone twarze moich przyjaciół krzyczące do siebie, mam wrażenie ze coraz głośniej.
- Halo?! - wrzeszczę.
Nic.
Chce mi się płakać.
W końcu on wychodzi.
Podnoszę się gwałtownie z łóżka i biegnę w stronę drzwi mijając Sam ze złowieszczym uśmieszkiem.
Otwieram z impetem drzwi wybielone farbą z metalowym połyskiem.
Dostaję ataku paniki gdy widzę, że za nimi jest ściana z idealnie poukładanych czerwonych cegieł.- Już jest po wszystkim.
- Już jest po wszystkim - to pierwsze, co słyszę, gdy otwieram gwałtownie oczy.
Moje ciało jest w temperaturze piekła. Cała płonę, a organizm sam sobie radzi z gorącem wydalając kropelki potu na mojej skórze, które są teraz wszędzie. Zaraz w nich utonę.Siadam na łóżku i z całej siły przegryzam wargę, żeby nie krzyknąć z bólu.
- Shh, to był tylko zły sen.
Spoglądam na łagodną twarz brunetki, która również wygląda na zmęczoną. Nie ma na sobie ani grama makijażu, co jest do niej bardzo nieprawdopodobne. Nie potrafi wyjść z domu bez niego.
Kładzie dłoń na mojej, spoconej.
- Co to jest? - spoglądam na wenflon wbity w moją rękę.
- Wenflon i kroplówka.
Co ty nie powiesz?
Przewracam oczami.
- Mam na myśli, co w tym jest, że śnią mi się takie chore sny - jej twarz jest osłupiała. - Nieważne. Gdzie jest Niall?
- Wyszedł po tym jak kazałaś mu wyjść - przypomina mi.
Nie kazałam mu wyjść.
- Mógłby przyjść gdyby chciał?
- Jasne, zaraz go zawołam.
Wychodzi i już nie wraca. W zamian za to przychodzi Niall. Uśmiecha się ciepło gdy mnie widzi i siada obok.
Nadal nie mogę uwierzyć ile dobroci ma w sobie ten człowiek. Został zraniony na tyle sposób, głównie przez sławę, a nadal żyje i ma siłę dzielić się szczęściem z ludźmi, którzy tego potrzebują. Przepraszam go, za to co ode mnie usłyszał.Kolejny błąd.
Doskonały powód, żeby zacząć się krzywdzić.
- Nie musisz tego wyjaśniać. Naprawdę rozumiem - uśmiecha się ciepło. - Jak się czujesz?
- Jestem potwornie zmęczona. No i to... - spoglądam na swoją klatkę piersiową okrytą kołdrą, co też sprawia mi ból. - Boli.
- Za miesiąc powinnaś przyjść zdjąć szwy. Dzielę ten ból z tobą, pamiętaj.
Na te słowa mięknie mi serce. Dusza. Nogi. Wszystko.
W taki sposób, że zapominam na chwilę o tych wszystkich bólach, które są synonimem twardego łańcucha owiniętego wokół mojej psychiki.
- Dziękuję.
- Za co? - pyta marszcząc brwi.
- Za to, że jesteś taki dobry - uśmiecham się i wyciągam ręce w jego stronę. - Muszę cię teraz przytulić.
Uśmiech kwitnie na jego twarzy jak jabłonka na urodzajnej ziemi i obejmuje mnie mocno.
- Treat people with kindness *
Chichoczę pod nosem.
- Miałam w planach pojechać na jego koncert, ale chyba mi się nie uda. To było moim celem od początku roku.
- Harry załatwi ci pakiet VIP i wejście na backstage 8 godzin przed koncertem za darmo, założę się - wzrusza ramionami. - On wie. Chciał tu przyjechać, bo się strasznie zmartwił. Akurat miał koncert w Monachium, więc myślał, żeby podjechać.
- Co?! - niemal krzyczę. - Harry Styles podczas swojej własnej trasy miał odwiedzić mnie w szpitalu? Przecież nie jestem nikim ważnym, facet oszalał czy co?
Zrzedła mu mina. Jego twarz mówi w tym momencie przestań pierdzielić.
- Jesteś cholernie ważna, Nicole. Gdybyś nie była, nie byłoby mnie tutaj. Harry'ego i Liama również, mentalnie. Payno napisał do ciebie 35 smsów. Liczyłem, bo wyskoczyły na twoim ekranie blokady. Odpisałem mu ze swojego telefonu.
Jestem w szoku. Jestem przytomna od 4 dni, jednak uczucie energii, pewności siebie i szczęścia ulatuje ze mnie jak powietrze z jakiegoś pieprzonego balonika.
Kilka(naście) lat temu byłam ich wsparciem - dawałam z siebie cholernie wszystko, byle tylko ich praca nie stała się koszmarem. Teraz oni robią to samo. I są to Niall Horan, Liam Payne i Harry Styles we własnej osobie.
CZYTASZ
Desire? // n.h ✔️
FanfictionNajpierw przeczytaj "Perfect?" :) Czasami nawet najbardziej szczera relacja nie przetrwa. Gdy obojgu ludzi już nie zależy, można powiedzieć, że nie ma ona przyszłości. To chyba, że się spotkają. A miłość znowu zakwitnie. W taki sposób, że późnie...